czwartek, 25 kwietnia 2013

Rozdział 33

                        Plan zajęć dla uczniów z wymiany w szkole magii i czarodziejstwa w                                        

                                                                Durstmangu
Poniedziałek:
1. Eliksiry
2. Wróżbiarstwo 
3. Historia magii
4. Obrona przed czarną magią
5.  Zielarstwo
6. Opieka nad magicznymi stworzeniami
7. Mugoloznawstwo
8. Numerologia
9. Starożytne runy
10. Quidditch 


-Tylko dziesięć lekcji?! Tak mało?-spytał ironicznie Draco po zobaczeniu swojego planu lekcji.
-Daj spokój, to nie tak dużo...-odparła zażenowana Hermiona. Chłopak chyba nie miał pojęcia co to znaczy dużo lekcji. Tak czy siak, obydwoje byli wyczerpani. Przypłynęli do szkoły późnym wieczorem i nie mieli okazji porządnie się wyspać. Siedzieli przy ogromnym stole i jedli śniadanie. W Durmstrangu nie było podziału na domy, więc mogli usiąść obok siebie. Grzebali w swoich jedzeniach, co chwila ziewając i przecierając oczy.
-Popatrz na to z innej strony, Granger. Dziesięć lekcji RAZEM-Draco uśmiechnął się zjadliwie mierzwiąc swoje potargane włosy. Hermiona nie tego się obawiała. Ostatnia lekcja to Quidditch. Jedyny przedmiot którego po prostu nie cierpiała. Nie równało się z nim nawet wróżbiarstwo, czy historia magii do której zraziła się przez nudne wykłady profesora Binnsa. Nie zamierzała jednak okazać tego przed Ślizgonem i dumnie oświadczyła:
-Nie gadaj tylko chodź na eliksiry. Pewnie długo będziemy szukać sali...
-Gdzie indziej mogą być eliksiry jak nie w lochach?-spytał Draco. Było to dla niego tak oczywiste, że rozbawiła go wypowiedź Hermiony. Dziewczyna uśmiechnęła się ironicznie i wyszła z wielkiej sali w której uczniowie spożywali wszelkie posiłki. Durmstrang bardzo różnił się od tak dobrze znanego jej Hogwartu. Owszem to także był stary zamek, ale był zdecydowanie mniejszy i bardziej kameralny. Na wszelkich korytarzach podłogi wyściełane były bogato zdobionymi dywanami. Ściany miały na sobie czerwoną tapetę pomazaną najróżniejszymi grafiti. Uczniowie byli mniej zdyscyplinowani i (o zgrozo!), mówili z wkurzającym, Bułgarskim akcentem. Minęło dużo czasu nim dwójka z Hogwartu znalazła klasę eliksirów. Okazało się, że Draco nie miał racji i nie znajdowała się ona w lochach, których w Durmstrangu nie było wcale. Hermiona była bardzo zadowolona gdy szedł mrucząc pod nosem, że zamek bez lochów to nie zamek. Weszli do sali bardzo spóźnieni i (o zgrozo!) nauczycielem okazała się niezwykle ładna kobieta. Wyglądała na jakieś trzydzieści lat. Ubrana była w zieloną, zwiewną, kwiecistą sukienkę. Uśmiech nie schodził jej z twarzy. Przywitała ich wesoło i zaprosiła do jedynej wolnej, specjalnie przygotowanej dla nich ławki. Hermiona uśmiechnęła się przyjacielsko, a Draco prychnął pod nosem ponownie mrucząc coś o tym, że eliksiry których uczy kobieta to nie eliksiry. Usiedli wyciągając ze swoich toreb podręczniki. Draco ledwo powstrzymał się od krzyku gdy zobaczył na nich nazwisko Glideroya Lockharta. Hermiona posłała mu karcące, rozbawione spojrzenie, po czym zabrała się do warzenia eliksiru.
-Nie lubię tej kobiety-szepnął pomagając jej siekać nóżki żaby. -Ona lubi tego palanta.
-Przyznaj się. Nie to ci przeszkadza. Po prostu w niczym nie przypomina twojego ukochanego Snape'a-odpowiedziała powstrzymując się od chichotu. -Ale, że to tępak muszę przyznać. Koleś nie zna się na eliksirach ani trochę. Dobrze, że znam przepis na eliksir pobudzenia na pamięć...
Po męczącej godzinie nauki z fanką Lockharta, przyszedł czas na wróżbiarstwo-przedmiot do którego Hermiona żywiła urazę od trzynastego roku życia.
-Widzę, o tak widzę świetlaną przyszłość wokół ciebie...-szeptał zmysłowo profesor wróżbiarstwa trzymając ja za rękę. Ebenezer okazał się starszym mężczyzną o urodzie turka. Miał turban i podkręcone, czarne wąsy. Klęczał przed Hermioną i "wróżył jej z ręki". Dziewczyna siedziała na gustownej kanapie patrząc na niego z uniesioną brwią. Obok niej, Draco zażenowany przejeżdżał sobie dłonią po twarzy. Profesor okazał się większym idiotą niż Krum i Wesley razem wzięci. Do tego poczuł ukłucie zazdrości gdy szeptał jej właśnie "wizje" "wspólnej" przyszłości.
-Co za idiotyzm-westchnął nie mogąc się powstrzymać. Profesor zmierzył go oburzonym wzrokiem i zakończył lekcję słowami "moje ego ucierpiało, muszę odpocząć". Po tej lekcji przyszedł czas na historie magii za którą nie przepadało żadne z nich. Weszli do ogromnej sali w której wykładał wysoki, gruby nauczyciel z oliwkową cerą i długą, ciemną brodą sięgającą do pasa.  Przywitał ich z uśmiechem, obnażając swoje złote zęby. Zarówno Draco jak i Hermiona spojrzeli na niego z dystansem, po czym usiedli na wyznaczonych miejscach. Zaczął się długi, nudny monolog. Różnił się od tego profesora Binnsa tym, że mężczyzna ciągle zmieniał ton głosu. Raz mówił głośno i powoli, innym razem cicho i szybko. Czasem zaczynał nagle krzyczeć, na co każdy uczeń podskakiwał w ławce. W końcu, kiedy Draco po raz setny krztusił się co brzmiało "zaraz się zabiję" nastał koniec i przyszedł czas na obronę przed czarną magią. To obydwoje bardzo lubili. Hermiona, bo jej najlepszym przyjacielem był Harry Potter, Draco, bo wiedział czym naprawdę jest to przed czym ma się bronić. Potrafił przewidzieć niemal każdy ruch i uprzedzić go odpowiednim zaklęciem. Nauczycielką okazała się jednak kobieta godna miana "trochę lepsza niż Umbridge". Co prawda pozwalała im używać różdżek (Merlinowi niech będą dzięki!), ale była różową przesłodzoną jędzą. Zarówno Draco i Hermiona zyskali jej podziw. W tej dziedzinie Hogwart miał zdecydowanie lepszy poziom. W końcu, kiedy Draco po raz setny tłumaczył jej, że "owszem na pewno do siebie pasujemy, ale nie lubię puszystych kociaczków", i ta lekcja dobiegła końca. Wyszli więc na dwór do jednej z cieplarni. Przerabiali na zielarstwie ten temat w drugiej klasie i niezwykle się nudzili. Na opiece oglądali przesłodkie jednorożce na których widok Draconowi zbierało się na wymioty. Może nie na widok samych zwierząt, ale uczniów którzy mówili do nich przemiłym głosem.
-Lepsze to, niż sklątki tylnowybuchowe...-westchnął podchodząc bliżej do "słitaśnych" zwierząt. Potem, przyszedł czas na mugoloznawstwo. Hermiona wykazała się na ten temat niezwykłą wiedzą co oczywiście go nie dziwiło. Prychał tylko pogardliwie nie śmiejąc wyrazić na ten temat swojej opinii. Numerologia i starożytne runy minęły szybko. Chyba dlatego, że obydwoje zasnęli w ostatniej ławce. Hermiona nie mogła sobie tego wybaczyć, a Draco wzdychał tylko, tłumacząc, że to nie jego wina. Podróż dała im się we znaki, a natłok zajęć osłabił. Ostatnia lekcja to Quidditch. Draco był z tego powodu bardzo szczęśliwy, bo był to jedyny przedmiot, który zapowiadał się naprawdę przyjemnie. Gorzej było z Hermioną, którą ściskało w żołądku na samą myśl o dotknięciu miotły.
-Wiesz, źle się czuję, może pójdę do pokoju-powiedziała niepewnie. Była blada jak ściana i zaczęła nerwowo wykręcać palce.  
-Granger, ty się po prostu boisz-oświadczył dobitnie zakładając ręce. Był tym lekko rozbawiony. Obydwoje znajdowali się już w szatni. Profesor Row podzieliła ich na drużyny. Na ich nieszczęście w przeciwnej znajdował się Wiktor Krum razem z resztą reprezentacji szkoły. Podział był niewątpliwie niesprawiedliwy ale nikt nie zdawał się zwrócić na to uwagi. Wszyscy już przywykli do tego, że "Wikuś i jego drużyna" dostają to czego chcą, a  w tym przepadku, była to chęć zrównania Dracona Malfoya z ziemią.
-Oczywiście, że się nie boję!-zaprzeczyła szybko unikając jego wzroku.
-Granger...-Draco uniósł znacząco brwi, zmuszając by spojrzała mu w oczy.
-Masz rację. Boję się, cholernie! Malfoy, ja w życiu nie siedziałam na miotle, a co dopiero grać przeciwko światowej sławy Wiktrowi Krumowi! Ja tam umrę!-wypaliła  w końcu wtulając się w jego ramię. Potrzebowała go w tej sytuacji i nie było jak tego ukryć.
-No to mamy problem, Granger-oświadczył uśmiechając się blado. -Nieważne-powiedział w końcu wciskając jej w dłoń miotłę. -Jak coś, poniosę twoją trumnę-zaśmiał się i poszedł do wyjścia. Może nie okazał jej należytego wsparcia, ale nie miał innego wyjścia. Trzeba było jakoś ją zmotywować. Nie było czasu na naukę, rzucił ją na głęboką wodę. Załoga Kruma na pewno nic jej nie zrobi. Cała drużyna wyszła już na boisko, mierząc się nienawistnymi spojrzeniami. To znaczy, Draco i przeciwnicy, bo reszta jego drużyny nie śmiała nawet na nich spojrzeć.
-Wybierzcie kapitanów!-zarządziła profesor Row, pełniąca rolę sędziego. Przeciwnicy oczywiście wybrali Wiktora Kruma, który bez wątpienia był najlepszym graczem na boisku. Draco rozejrzał się. Żaden z jego drużyny nie kwapił się do zgłoszenia jako kapitan. Wzruszył ramionami i poszedł uścisnąć Wiktorowi rękę. Nie oparł się pokusie i mocno uścisnął mu dłoń, miażdżąc chłopakowi palce. Bułgar lekko się skrzywił, posyłając blondynowi mordercze spojrzenie.
-Zabiję cię-wycedził przez zęby.
-No to zobaczymy kto będzie pierwszy-odparł dobitnie puszczając jego rękę i kierując się w stronę swojej drużyny. Stali przed nim ścigający, którymi okazali się dwaj, cherlawi niewyrośnięci chłopcy. Obrońca- z wielkimi okularami i aparatem na zęby, dwaj pałkarze- kujony większe niż Granger (oczywiście ile by kuli, i tak nie będą tak mądrzy i inteligentni jak ona), oraz sama niezwykle przerażona Hermiona.
-Jesteś ścigającą, Granger, ja idę na szukającego. No, moja "silna" drużyno! Idziemy grać!-zarządził wsiadając na miotłę. Minęła około paru minut zanim wszyscy członkowie weszli na miotły. Już wtedy byli zmęczeni i dyszeli znacząco. Draco westchnął i chciał pomóc biednej dziewczynie. Zachowała ona jednak resztki godności i odmówiła mu obdarzając go wściekłym spojrzeniem. Poważnie się na nim zawiodła.
-Nie liczę na to, że wygramy, ale chociaż nie dajcie się zabić-oznajmił Draco, po czym wzbił się wysoko w powietrze. Spojrzał w dół. Hermiona całkiem nieźle sobie radziła. Próbowała zastosować wszystkie zasady jakie kiedykolwiek wyczytała w książkach o Quidditchu. Chwiała się lekko na miotle, przymykając przerażone oczy. Nie zapowiadało się jednak by miała spaść. Dzielnie gnała na przód. Nie walczyła z Krumem ani z jego drużyną. Walczyła z samą sobą. I jeśli jej się uda, będzie to wielkie zwycięstwo. Nie wznosiła się zbyt wysoko i największym sukcesem jaki mogła odnieść drużyna Malfoya, mogłaby być przegrana bez kontuzjowanych zawodników. Uśmiechnął się. Była jeszcze nadzieja. Jeśli znalazłby znicza przed Krumem zanim jego drużyna zdobyłaby 150 punktów... Miał mało czasu. Jego obrońca przepuszczał kafla niczym Wesley w podłym humorze. 10, 20, 30 punktów zdobytych przez Kruma i jego umięśnionych kumpli. Zataczał coraz to węższe pętle próbując wypatrzeć w powietrzu najmniejszego pobłysku złotej piłeczki. Niebo było chmurne i ciężko było cokolwiek wypatrzeć. Jego drużyna była, nie ma co się oszukiwać, beznadziejna. Nagle, nie do wiary! Hermiona niechcący wyrzuciła kafla przez pętle zdobywając dla swojej drużyny 10 punktów! Może było to nic, ale był to zdecydowanie wielki sukces. Obrońca drużyny Kruma w ogóle nie uważał i nie zwracał uwagi na nie zagrażających przeciwników. Tymczasem Hermiona zmusiła się do gry i z determinacją rzuciła kaflem w stronę pętli o mało  nie spadając z miotły. Draco krzyczał  wymachując rękami i krzycząc, że kocha cały Hogwart, bo to właśnie stamtąd są najlepsi uczniowie. Nie omieszkał się wspomnieć, że Ślizgoni i ich ukochany Snape'a i tak nie mają sobie równych, ale to nic, bo dziewczyna jest od teraz jego ulubioną Gryfonką. Pałkarze śpiewali jakąś skoczną irlandzką piosenkę, a ścigający z obrońcą krzyczeli nie mogąc uwierzyć w to co się stało. Sama Hermiona patrzyła na to w osłupieniu, wytrzeszczając oczy. Była bardzo szczęśliwa i już miała lecieć w kierunku Malfoya, gdy jeden z pałkarzy Kruma, wymierzył w nią tłuczkiem. Było to nie zgodne z przepisami, bo sędzia na chwilę zawiesiła grę. Piłka z zawrotną prędkością zmierzała w głowę Gryfonki. Tylko Draco był wstanie dostrzec co się dzieje, bo znajdował się dużo wyżej. Niczym błyskawica poszybował w jej stronę, próbując jakoś ją uratować. Gdyby oberwała tłuczkiem, bez wątpienia spadłaby i się zabiła. Otaczali go sami tępi idioci. Z ogromną prędkością znalazł się między dziewczyną, a nadlatującym tłuczkiem. Nie zdążył. Poczuł jedynie tępy, niemożliwy ból, po czym spadł z miotły uderzając o ziemię.

6 komentarzy:

  1. Biedny Draco :C

    OdpowiedzUsuń
  2. prosze dodaj jeszcze dzisiaj coś.. co z draco? zżera mie ciekawość

    OdpowiedzUsuń
  3. jeeeeeeeeej :D Hermiona strzeliła gola xd łaaaaaaaał xd
    o kurde :x Draco spadł z miotły, bo uratował Hermione :c
    dodaj dzisiaj :c

    ~Z.

    OdpowiedzUsuń
  4. draaaaaaaco! bohaterze ;3

    nowy rozdział na hermiona-hogwart.blogspot.com (jeśli spam to przepraszam;) )

    OdpowiedzUsuń
  5. Wyobrażałam sobie Durmustrang bardziej mrocznie i złowieszczo szczerze mówiąc. Mam nadzieje, że nie uszkodziłaś Dracona za bardzo :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Zdecydowanie mój ulubiony rozdział. Leżę i leje że śmiechu xd. Tylko końcówka taka... No... Taka właśnie taka.
    H A R I E T T A

    OdpowiedzUsuń