sobota, 4 maja 2013

Epilog

-Draco, czy ty możesz się w końcu pośpieszyć?
-Nie, nie chce mi się...
-Mówiłam ci już kiedyś, że cię nienawidzę?
-Przynajmniej milion razy...
Spojrzała na leżącego w łóżku mężczyznę. Budziła się obok niego każdego dnia, jednak dalej nie mogła do tego przywyknąć. Codziennie zakochiwała się w nim na nowo. Stała teraz nad łóżkiem, prawiąc mu wyrzuty, jednak nie potrafiła się na niego złościć. Rzuciła się obok niego, gniotąc dopiero co wyprasowaną sukienkę. Spojrzała w jego głębokie, stalowoszare oczy, które zawsze będą takie same.
-To może dla odmiany powiem ci, że cię kocham?-spytała, uśmiechając się uroczo.
Kąciki jego ust znacznie uniosły się ku górze. Pocałował delikatnie jej usta, mocno przyciągając ją do siebie.
-O fuu...-nagle przerwał im pewien ukochany, dobrze znajomy głos. W drzwiach ich wspólnej sypialni stał mały, uroczy, blond włosy chłopiec.
-Brian!-krzyknął Draco z udawanym wyrzutem. Zerwał się z łóżka i podbiegł do syna, biorąc go na swoje silne ręce. -Mam nadzieję, że nikt się o tym nie dowie... Gdyby ktoś się dowiedział, że ja i Granger... to znaczy twoja matka, moja żona... CO ZA WSTYD!-krzyknął idealnie naśladując oburzenie. Hermiona zaśmiała się, rzucając w nich poduszką.
-Stop przemocy w domu!-wrzasnął, wybiegając z pokoju razem z synem na rękach. Kobieta prychnęła, po czym wstała z łóżka i pobiegła za nimi.
-Draco! Nie rób ze mnie potwora!-wrzasnęła na cały dom. Zbiegła po schodach, dobiegając do Dracona i Briana.
-Słońce, kiedy ty nim jesteś...-odezwał się, robiąc niewinną minę. Po chwili roześmiał się szczerze, podając jej kubek kawy. Brian już siedział, zajadając w pośpiechu swoje kanapki. -Prawda synu?-spytał Draco, dobrze zdając sobie sprawę, że wcale ich nie słuchał.
-Yyy... tak, tato-odparł niepewnie.
-Moja krew-orzekł dumnie Draco, wypinając pierś. Hermiona jedynie trzepnęła go w głowę, robiąc nieco urażoną minę.
-Brian idzie dzisiaj do Hogwartu... Mówię to, na wypadek gdybyś zapomniał...
Blondyn zrobił dość głupią minę, próbując za wszelką cenę przypomnieć sobie kiedy jego syn zrobił się taki duży by iść do szkoły.
-Synu, masz za wszelką cenę iść do Slytherinu! Jak nie, to będziesz najmłodszym z rodu Malfoyów, który zostanie wydziedziczony...
-Draco!-krzyknęła oburzona dziewczyna, po raz kolejny trzepiąc go w głowę.
-No co?! Moja reputacja została zniszczona przez kogoś takiego jak... ty. Nie mogę dopuścić by to samo spotkało naszego syna...
Widząc jednak minę swojej żony, szybko się poprawił.
-Żartowałem-powiedział szybko. -Żartowałem, naprawdę żartowałem- i po raz kolejny tego dnia, czule ją pocałował. Nie potrwało to jednak długo, bo przerwało im głośne i pełne obrzydzenia "O fuu...!" Briana.
Roześmiali się i poszli się ubrać. Następnie wyszli obładowani bagażami malca. Draco nie przestawał złośliwie mówić jak to bosko dziś wygląda oraz, że nadrabia urodą za żonę i syna, który musiał odziedziczyć po niej geny, Hermiona, że jeżeli jej mąż zaraz się nie zamknie to nie ręczy za siebie, a także Briana mówiącego o tym, że skoro profesor Snape nie uczy w szkole, z pewnością musi być tam beznadziejnie. Dotarli na peron 9 i 3/4 bezustannie dyskutując. Minęli się z Harrym (Draco uśmiechnął się do niego sztucznie), przywitali się z Ronem (Draco nie powstrzymał się od złośliwego komentarza na temat jego włosów), spotkali Ginny (Draco nie obył się od fałszywych uprzejmości). Następnie przyszedł czas na pożegnanie. Hermiona wycierała łzy w chusteczki, a Draco obejmował ją ramieniem, specjalnie szeroko się uśmiechając do jej wszystkich znajomych. Złośliwość okazała się jego cechą wrodzoną, z której nigdy nie wyrośnie. Brian machał im z okna przedziału, szczerze się do nich uśmiechając.
-Synu! Czy to dzieciak Weasleya?! Szybko stamtąd uciekaj zanim namieszają ci w mózgu i pójdziesz przez nich do Gryffindoru!- krzyknął Draco dostrzegając obok Briana rudowłosą dziewczynkę. Co jak co, ale wszystko co rude musiało być spokrewnione z Weasleyami.
-Zamknij się Draco! Brian nie słuchaj ojca...-zaczęła, jednak nie dane było jej skończyć, bo chłopiec z przestraszoną miną opuścił przedział, a pociąg ruszył. -Świetnie!-krzyknęła zarazem poirytowana i rozbawiona. -Nienawidzę cię-oświadczyła dobitnie, nie mogąc powstrzymać się od uśmiechu.
-No przecież wiem-westchnął teatralnie mężczyzna, namiętnie całując. Nie zważając  na oburzone szepty przyjaciół, Hermiona odwzajemniła pocałunek, mocno go przytulając. Można by powiedzieć, że Draco miał stanowczo za dużo wad. Jednak takiego go kochała i nie zamierzała za nic w świecie przestać. Obydwoje każdego dnia pielęgnowali swą miłość, nie wyobrażając sobie, że mogłoby być inaczej. Zaczęli od pocałunku na pustym, mugolskim peronie. Spowodowanym silnym impulsem czy zauroczeniem. Skończyli na wielkim dworcu King's Cross, połączeni wielką, nierozrywalną miłością, żegnając swojego syna, który dopiero miał zacząć swoją historie.

piątek, 3 maja 2013

Rozdział 42

Kochani!
Zapewne wszyscy się zdziwicie, ale to już ostatni rozdział. Pojawi się jeszcze epilog. Nie ma co dłużej tego ciągnąć. Mam nadzieję, że spodoba wam się "zakończenie". Naprawdę bardzo się cieszę, że miałam tylu czytelników. Dziękuję za przemiłe komentarze i za to, że byliście ze mną. Może za szybko się to wszystko skończyło, ale dodawałam rozdziały codziennie i w końcu musiało się to skończyć. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe i będziecie czytać mojego kolejnego bloga o Dramione, którego zamierzam utworzyć niebawem. Całe to opowiadanie było dla mnie niemałą przygodą i cieszę się, że miałam z kim się nią podzielić :) Czytajcie więc mój finał! Ze strachem go dodaję, z obawy czy was nie zawiodłam :) Tak czy inaczej, zapraszam do komentowania.
Pozdrawiam i jeszcze raz wam wszystkim dziękuję. Jeśli macie jakieś pytania, dotyczące nowego bloga, piszcie w komentarzach. 


-Panie, ale co z Draconem? Co z szlamą Granger? Co z Benem i...
-Jak to co? Lucjusz miał się tym zająć, ale jak zwykle wszystko zepsuł...
-Panie ja mogę wyjaśnić...
-Milcz! Nigdy mi nie przerywaj! Lucjusz wszystko zepsuł, więc Lucjusz wszystko naprawi... a mi nie zostaję nic innego jak po prostu go zabić. Jedyny sposób dzięki któremu da się cokolwiek naprawić-Czarny Pan wyciągnął swoją różdżkę i wymierzył nią prosto w serce blondyna.
-Panie ja... ja wszystko naprawię! Ja jeszcze ich znajdę i...
-Daruj sobie, Lucjuszu, tak będzie dla wszystkich najlepiej...
Nie czekając na gorączkowe wyjaśnienia mężczyzny, po prostu machnął różdżką i go zabił. Działo się to w ułamkach sekundy. Voldemort pokazał jedynie jaki jest okrutny i okropny...


Hermiona siedziała właśnie przy śniadaniu, gdy nadleciała sowia poczta. Spojrzała na prenumeratę Proroka Codziennego i wytrzeszczyła oczy, widząc wydruk pierwszej strony.

                                                    WIADOMOŚĆ DNIA!

Lucjusz Malfoy-podejrzany o śmierciożerstwo, nie żyje. Wczoraj wieczorem, dwaj mugole znaleźli jego ciało w podmiejskich kanałach. Okoliczności są bliżej nieznane, wiemy jednak, że umarł najprawdopodobniej wskutek zaklęcia niewybaczalnego Avada Kedavra (patrz str. 23). Nie znaleziono jeszcze winnych, a śledztwo jest utrudnione przez brak wszelkich świadków. Jeśli ktokolwiek wie coś w tej sprawie, proszony jest przez ministerstwo do zgłoszenia się do biura aurorów.  Jak mówi minister, wszystko jest pod kontrolą. Prosimy o nie wpadanie w panikę i życzymy pogodnego dnia. 
                                                                         Główny redaktor Proroka Codziennego 
                                                                                      Ester Denro 

Jej wzrok szybko padł na stół Ślizgonów. Wyszukała wzrokiem Dracona. Właśnie czytał gazetę. Jego twarz wydawała się coraz bladsza. Mimo to, zdawał się być zupełnie niewzruszony. To zły znak. Patrzyła jak podnosi się z miejsca i szybkim krokiem wychodzi z sali. Bez zastanowienia wybiegła za nim, nie zwracając uwagi na zaciekawione spojrzenia całej szkoły.
-Draco!-krzyknęła, gdy dostrzegła go na błoniach. Podbiegła do niego, nie bardzo wiedząc co ma powiedzieć. -Tak mi przykro-szepnęła, przytulając się do niego.
-To dziwne... bo mi nie-odparł odwzajemniając uścisk. Uśmiechnął się blado. Ciężko było powiedzieć co w tej chwili czuł.
-Dlaczego?-spytała zaciekawiona, nie puszczając go z ramion.
-Błagam... on na mnie polował od paru miesięcy! Przynajmniej wiem, że jestem wolny!-wytłumaczył lekko się od niej odsuwając. Usiedli na ławce i zaczęli rozmowę.
-Posłuchaj ja wiem, że może nie powinienem, ale ja naprawdę nie żałuję. On mi zabił matkę! Chciał zabić ciebie i nie zawahał się próbować zabić mnie... od zawsze niszczył mi życie. Torturował, szydził i się znęcał. Nie wiem czemu, ale jedyne co poczułem to ulgę...-wyjaśnił lekko zmieszany. Nie tak powinno być kiedy się traci ojca. Niestety Draco nigdy go nie kochał, bo Lucjusz nie dał mu do tego żadnych powodów. Łączyły ich więzy krwi, nic więcej. Ślizgon zastanawiał się czy to z nim przypadkiem jest coś nie tak.
-Czy to źle?-spytał w końcu. Nie mógł żyć w takiej niepewności.
-Nie-szybko pokręciła głową, ponownie się przytulając. -Draco, to nie jest złe... po prostu już tak jest.
Nie miała pojęcia  co mogłaby mu powiedzieć. Z jednej strony Lucjusz Malfoy był złym człowiekiem i nie dziwiła się, że nikt za nim nie płacze, z drugiej zaś, żal jej było, że był kimś takim. Zdała sobie sprawę, że musiał być bardzo nieszczęśliwym człowiekiem i nikt nie powinien tak się czuć. Jego zachowanie było zapewne skutkiem jakiś poglądów, przekonań czy zmuszeniem. Nie wierzyła, że był do końca przesiąknięty złością. Teraz siedział obok niej jego syn. Wydawał się być zupełnie inny, jednak z pewnością mieli trochę wspólnych cech. Draco jej potrzebował. Dzięki niej mógł być szczęśliwy i nie skończyć tak jak ojciec. Potrafił kochać i to było w nim najlepsze. Nie był zły. Był kimś bardzo dobry tyle, że często błądził. Nikt nie pokazał mu dokąd iść. Ale jest ona. Ona go kocha i jako jedyna jest wstanie mu pomóc. Spojrzała mu prosto w oczy i złożyła na jego ustach krótki, słodki pocałunek. Oparła dłonie na jego piersi i uśmiechnęła się delikatnie.
-Już będzie dobrze. Prawda?-spytała go, opierając głowę na jego ramieniu.
Obydwoje bardzo dużo przeszli w tym roku. Byli zmęczeni, jednak stali się mądrzejsi i doroślejsi. Potrafili podejmować świadome decyzje. Wszystko wskazywało, że nie mają już żadnych przeszkód. Jedyne co im zagrażało to Ben i Voldemort, którzy prędzej czy później wykończą się nawzajem. Żaden z nich nie planował już ich zabijać. Przeszkadzali im tak jak każdemu innemu. Niedługo wszystko powinno wrócić do normy. Siedzieli tak na ławce i myśleli "Co by było gdyby Hermiona nigdy nie poszła do Zakazanego Lasu?"
"Co by było gdyby nie zaatakował jej wilk?", "Co by było gdyby Draco jej wtedy nie uratował?" Ich życie nie miałoby zapewne sensu. Cieszyli się, że wytrwali, bo było warto. Mogli się wreszcie sobą cieszyć. Co by było gdyby w końcu się poddali i zrazili? Zapewne nie ta wielka miłość która ich łączyła. Tworzyli długą historie która właśnie miała dobiegać końca.  A jest to piękna historia. Mówi o przeciwnościach losu, które zawsze da się pokonać. Mówi o tym, że nie można się poddawać. Mówi o prawdziwej, nierozłącznej i nieodwołalnej miłości. Pokazuje dobro nawet w tym najgorszym człowieku. Pomaga nam stać się bardziej wyrozumiałym. Może dzięki tej historii w końcu spojrzymy na świat z innej perspektywy? Może w końcu zrozumiemy coś, co już dawno powinniśmy zrozumieć? Może w końcu uświadomimy sobie, że lepiej odpuścić i wybaczyć? A może mówi o tym, że jeśli kochasz, to po prostu daj odejść? Kiedyś ktoś zadał mi pytanie. Czy jest osoba w moim życiu, od której czegoś się nauczyłam. Owszem, jest takich osób mnóstwo. Są to rodzice, przyjaciele, znajomi... ale ja myślę, że jest to każda osoba, która ma ode mnie inne zdanie. Czemu? Bo uczy mnie innego sposobu patrzenia na świat. Ukazuje czyjeś poglądy, nawet jeśli niekoniecznie słuszne. Uczę się zrozumienia, którego tak często nam brakuje. Z całego serca, pragnęłam wam pokazać w tej opowieści moje uczucia, emocje, sposób patrzenia na świat i poglądy na wiele bardzo życiowych spraw. Wydaję mi się, że bardziej była to historia Dracona Malfoya. Utożsamiam się z nim i w pewnym sensie odnajduję w nim  cząstkę siebie.  Dracona Malfoya który odważył się pomóc szlamie Granger, później spędził z nią święta, dobrze się bawił, całował na pustym, mugolskim peronie. Dracona Malfoya, który zdecydował się podarować odrobinę szczęścia pewnemu małemu chłopcu.  Który złapany i pobity przez śmierciożerców bał się jedynie o dziewczynę za ścianą. Który był gotowy za nią umrzeć i pomóc w każdej sprawie. Który był wstanie uratować największego wroga tylko dlatego, że ona tego chce. A co jeśli powiedziałabym, że kochał ją już od początku? Że jego miłość z każdym dniem rozkwitała? Owszem, mógł jej kiedyś nienawidzić, ale co jeśli obdarzył ją pewnym uczuciem tego samego dnia kiedy postanowił uratować jej życie? Może być to całkowicie zmyślona przeze mnie historia, ale przyznaj szczerze, czy nie widzisz w niej cząstki prawdy? Może czas nauczyć się widzieć w wielu rzeczach piękno? Odkryć ich prawdziwe znacznie? Ciężko jest zakończyć taką historię, dlatego po protu jej nie zakończę. Myślę, że łatwo się domyślić co było dalej.
Czy żyli szczęśliwie? Myślę, że tak, bo obydwoje tego pragnęli. Czy się pobrali, zamieszkali w pięknym domku z ogródkiem i mieli gromadkę dzieci? Myślę, że jeśli tylko potrafisz sobie wyobrazić ich w takiej sytuacji... Nie kończmy tej historii. Niech ona trwa. Tak jak tylko byście chcieli... głęboko w waszej wyobraźni...
Macie niewiele czasu, bo wkrótce przeczytacie epilog :D

czwartek, 2 maja 2013

Rozdział 41

-Ten beznadziejny, pewny siebie, arogancki cham...
-Daruj sobie, Pansy...
-Daruj sobie?! Jak mam niby sobie darować skoro ten cyniczny, egoista ciągle nas ignoruje?! Jak mam od niego wyciągnąć co zrobił z kamieniem skoro on ciągle coś psuje?!
-Pansy, spokojnie, jakoś sobie poradzimy...
-Poradzimy?! Jak mamy sobie poradzić skoro on... Aaa!!! O nie...nie będzie mnie ignorował! Pansy Parkinson się nie ignoruje!
Blaise jedynie westchnął głęboko, rozpinając najwyższy guzik swojej koszuli. Zaczynało być niebezpiecznie i poczuł jak atmosfera wokół staje się wyjątkowo gorąca... Faktycznie znaleźli się w sytuacji bez wyjścia, ale krzyki Pansy w niczym nie pomogą. Znajdowali się w Pokoju Wspólnym Slytherinu i wszystkie spojrzenia zwrócone były w ich stronę.
-Chodź-powiedział, łapiąc ją za ramię i wyprowadzając z salonu. Ukryli się w jakiejś pustej klasie i zaczęli rozmowę:
-Słuchaj Pansy. My to my. Nam się wszystko udaje! Dopadniemy jeszcze Dracona zobaczysz, ale nie chcę póki co robić mu krzywdy...-prawda była taka, że dla Blaisa przyjaźń Ślizgona jeszcze coś znaczyła i zmierzał nie dopuścić do jego śmierci.
-Dla twojej wiadomości-zaczęła dziewczyna zaciskając zęby-może się okazać, że kamienia już nie ma, bo ten staruch Dumbeldore go zniszczył! Musimy się zebrać i w końcu go odzyskać! Nie pozwolę by ten kretyn, samolubny idiota...
-Rozumiem, rozumiem! Spokojnie, wiem co trzeba robić...
-Jakoś mi się nie wydaje...-Pansy przewróciła oczami, starając się nie myśleć o tym jaki Ślizgon jest przystojny kiedy robi się poważny.  Podeszła do okna, opierając ręce o parapet. Nagle wytrzeszczyła oczy, a z jej ust wyrwał się okrzyk niedowierzania.
-Cholera, Blaise, zobacz!-krzyknęła wskazując palcem w stronę Hogwardzkiego mostu.
-O cholera, masz rację-powiedział równie zszokowany. -Co robimy?-spytał tonem, który przybierał za każdym razem gdy knuł jakiś niecny plan.
-Jak to co?! Idziemy!-krzyknęła rozjuszona Pansy, po czym wybiegła z sali. Blaise przewrócił oczami, ubolewając nad mało ambitnym planem, ruszając za dziewczyną która od pewnego czasu zaczynała mu się coraz bardziej podobać...

-Jesteśmy razem...
-Zawsze...
-Czemu nie powiedziałeś wcześniej...?
-Bo tak...
-Pewność siebie zawiodła...?
-Jesteś wkurzająca...
-A ty arogancki...
-Perfekcjonistka...
-Cynik...
-Hipokrytka...
Po tych słowach dziewczyna przestała go całować i spojrzała prosto w jego na nowo wesołe, stalowoszare oczy.
-Wypraszam sobie!-krzyknęła z rozbawionym uśmiechem. Razem z nim na nowo wróciło szczęście. -Podaj chociaż jeden przykład!
-Jeden?! Granger, ja mogę wymieniać tysiące przykładów...
Hermiona uniosła znacząco brew, czekając na jego argumenty.
-Ciągle mówisz, że nie można łamać regulaminu, a sama ciągle go łamiesz.
-Nieprawda! Tylko wtedy kiedy zmuszą mnie do tego okoliczności! Nie rób ze mnie kogoś złego, ja tylko...
-Do tego kłamiesz, Granger- dodał ze złośliwym uśmieszkiem.
-Jak możesz?!-krzyknęła udając oburzenie. -Tylko jeśli muszę...
-...albo tak jest wygodniej.... Tymczasem jeden z pierwszorocznych Ślizgonów zarobił przez ciebie szlaban, bo cię okłamał...
-Słucham?! Niby kiedy to się stało?!
-Na początku roku.
-Uważaj, bo uwierzę, że pamiętasz takie rzeczy...
-Owszem, bo stanąłem w jego obronie, a ty oblałaś mnie sokiem z dyni-jego twarz wykrzywiła się w grymasie na wspomnienie poplamionej, drogiej koszuli. Hermiona zmarszczyła brwi, jakby przypomniała sobie tamtą chwilę, po czym wybuchnęła rozbawionym śmiechem. Draco na chwilę przymknął oczy, stwierdzając, że mógłby tego słuchać godzinami. Po chwili złapał ją za rękę i zamierzał zaprowadzić do zamku, gdy nagle na ich drodze stanęli dwaj inni Ślizgoni.
-Parkinson, Zabini czego znowu chcecie?- spytał z irytacją. Za każdym razem gdy się pojawiali, stawali się namolni i niezwykle denerwujący.
-Yyy... to ja może lepiej pójdę?-powiedziała niepewnie Gryfonka, puszczając rękę. Nie protestował, wiedząc, że tak będzie lepiej.
-Proszę, proszę, co ty robisz z szlamą Granger?-spytał Zabini gdy tylko zniknęła im z oczu.
-Do rzeczy-uciął mu blondyn, robiąc poważną minę.
-Ooo nasz Dracuś zrobił się niemiły...-zaczęła Pansy nieźle rozbawiona. Chłopak jedynie wykrzywił usta w ironicznym uśmiechu, po czym się odwrócił.
-Widzę, że to nic konkretnego-westchnął teatralnie, gdy za ramię złapał go Blaise. Chłopak błyskawicznie odwrócił się i przywalił Zabiniemu w nos.
-Pozwólcie, że coś sobie wyjaśnimy-zaczął nie zważając na wściekłą minę "przyjaciela" i wkurzone prychnięcie Pansy. -Nie będziemy zawierać żadnych układów i nie będziecie mi mówić co mam robić. Nie będziecie się do mnie zwracać takim tonem i nie będziecie nikogo obrażać skoro ja na to nie pozwalam-jego twarz była spokojna, lecz trochę poirytowana.
-Zamknij się Malfoy i lepiej powiedz gdzie jest kamień-wycedziła w końcu Pansy wyciągając z kieszeni różdżkę. Blondyn jedynie prychnął pogardliwie, po czym wyciągnął swoją. Wszystkiemu przyglądał się Blaise, który jedną rękę miał zajętą trzymaniem się za obolały nos, a drugą wycierając z brody resztki krwi.
Draco był z początku zaskoczony słowami Pansy, jednak potem uświadomił sobie, że nie ma się czemu dziwić, dziewczyna prędzej czy później o wszystkim by się dowiedziała. Zaczął się pojedynek. Z początku Pansy rzucała zaklęcia, a on tylko je odpierał, jednak po chwili przerodziło się to w prawdziwą walkę. Zabini jedynie patrzył się z otwartą buzią i podziwiał epicką walkę na moście. Dwaj Ślizgoni zręcznie rzucali i odpierali wszelkie zaklęcia uśmiechając się zjadliwie. Mijał czas, a żadne z nich nie zbliżało się do wygranej. Poziom był zbyt wyrównany. Draco wpadł więc na świetny, iście Ślizgoński pomysł. Podszedł do dziewczyny i pchnął ją na ziemię wyrywając różdżkę. Widząc jednak jak szybko się podnosi, wycelował nią w Zabiniego i zaklęciem lewitacji przeniósł go za balustradę mostu. Teraz chłopak dosłownie wisiał nad przepaścią. Draco spojrzał na Pansy z perfidnym uśmieszkiem.
-Co teraz?-spytał złośliwie, obrzucając ją rozbawionym spojrzeniem. Dziewczyna założyła ręce odpowiadając z obojętną miną.
-Nie zrobisz tego Draco...
-Niby czemu nie? Spójrz na to tak: Blaise mnie wkurzył więc machnę różdżką i będzie po nim. Powiemy, że to wypadek, albo...-tu przybrał na twarz ironiczny, słodki uśmiech-powiemy, że to ty.
-Uważaj bo...
-To twoja różdżka, Pansy. Nie ma świadków, a ja przekonam wszystkich swoim urokiem osobistym...
-Mną się tak nie manipuluje... Dobrze wiemy, że nic mu nie zrobisz-mówiła obojętnie.
-Ale czy na pewno...?-Draco machnął różdżką, a Blaise osunął się o parę metrów w dół. Przerażony wisiał w powietrzu całkowicie zdany na swoich "przyjaciół". Pansy z krzykiem podbiegła do balustrady.
-To nie jest śmieszne...
-A kto powiedział, że ma być?-spytał całkowicie poważnie. -Pansy, po cholerę ci ten kamień?-spytał.
-Nie twój interes...
-Masz rację-Blaise po raz kolejny spadł niżej.
-Chcę móc dzięki niemu negocjować!-wypaliła szybko z obawy przed upadkiem Zabiniego.
-Z kim?-spytał zaciekawiony Draco.
-Nie twoja spra.... CHCĘ MIEĆ WŁADZĘ NAD CAŁYM SPOŁECZEŃSTWEM!-zakryła usta zdając sobie sprawę, że za wiele powiedziała. Malfoy wybuchnął śmiechem, a Zabini wytrzeszczył z niedowierzania oczy. Pansy go oszukała.
-Kobieto! Po cholerę ci taka władza?!-spytał nieźle rozbawiony blondyn.
-Tak... tak po prostu-spuściła wzrok zdając sobie sprawę jak absurdalny był jej pomysł. Może i plan był dobry, ale co ona by z tym wszystkim zrobiła.
-A tobie Blaise-podszedł do balustrady krzycząc w dół w stronę "przyjaciela"-tobie co na mózg padło,  żeby chcieć ten kamień?!
-Nie mam pojęcia o czym mówisz!-odkrzyknął mu nieźle zdenerwowany.
-Ale, czy oby na pewno?-odparł rozbawiony jego uporem Ślizgon. Wyciągnął różdżkę gotów po raz kolejny opuścić przyjaciela.
-Daj spokój Draco! On o niczym nie wiedział! Powiedziałam mu, że jest dużo wart! Zależało mu tylko na kasie!-dziewczyna stanęła przed nim, próbując wyrwać mu różdżkę.
-Och Blaise! Czy mi się wydaję, czy nasza Pansy nie doceniła twoich możliwości?!
-Jasne, że nie!-krzyknął dając upust swoim emocją. Czuł się przez nią zdradzony mimo iż sam nie był lepszy.
-Chciałem rozkwasić o ścianę Bena i jego towarzyszy z Śmiertelnego Nokturnu...
Draco na samo wspomnienie mężczyzny zacisnął pięści.
-Z całym szacunkiem, ale Blaise miał dużo lepszy pomysł-oświadczył zwracając się w stronę Pansy. Uśmiechnął się, po czym sprawił, że Zabini na nowo znalazł się obok nich.
-Zabiję!-krzyknął zwracając się do nich wszystkich. Nie zrobiło to jednak na nich żadnego wrażenia, bo takie groźby słyszeli już niejednokrotnie.
-Mam pomysł. Zapomnijmy o tym co się stało-powiedział  Draco, który jako jedyny miał prawo to zaproponować.
-No... ale co z kamieniem?-spytała szczerze Pansy.
-Och! Nie wspominałem wam? Tak mi przykro... kamień został zniszczony przez Dumbeldore'a tydzień temu...
-CO?!-wrzasnęli jednocześnie.
-Właśnie dlatego proponuję rozejm-przypomniał zupełnie niewzruszony ich szokiem Draco. -Nie mamy już o co walczyć, a jesteście w miarę dobrymi kumplami...
-Ty nie lepszy-oburzyła się dziewczyna.
-Naprawmy to i na nowo zostańmy elitą tej szkoły-powiedział Blaise, któremu taka wizja bardzo się podobała.
-No ale, że co? Dajemy sobie czyste karty? Po tym co sobie zrobiliśmy?-Pansy nie bardzo mogła w to uwierzyć.
-No... chyba tak... Taka Ślizgońska, nowa przyjaźń-zaśmiał się Draco.
-No to jestem za-powiedziała z delikatnym uśmiechem na ustach.
Draco postanowił odnaleźć  i zdobyć prawdziwych przyjaciół. Bez wątpienia byli mu potrzebni. Jak każdemu z nas. Patrzył jak rozstają się w zgodzie. Widział ich szczere, prawdziwe uśmiechy. Tęsknił za nimi, tęsknił za przyjaźnią.

-Nic ci nie jest? Tak się o ciebie martwiłam...-powiedziała w końcu, Pansy gdy zniknęli z oczu Dracona.
-Słyszałem-odparł lekko urażonym tonem.
-Słuchaj... ja przepraszam-powiedziała lekko zawstydzona, co było rzadkim widokiem. -Wiesz, ja nawet w końcu nie chciałam tego kontynuować...
-Niby dlaczego?-spytał wyraźnie zaintrygowany.
-Bo, bo jesteśmy przyjaciółmi! I zależy mi na tobie. Myśl, że cię tak okłamuję...
-Przestań udawać, Pansy. Obydwoje na siebie lecimy-przerwał jej Blaise, zatykając jej usta pocałunkiem. Stali w pustym korytarzu, mocno ze sobą zwarci. Dziewczyna oparła dłonie na jego torsie, delikatnie muskając jego wargi. Zabini objął ją w pasie, gładząc po policzku. Tak... to był dzień pełen emocji. Jeden dzień wystarczył, by odzyskali dawną przyjaźń, odszukali miłość i zdobyli własne zaufanie. Skazani na swoje towarzystwo, zaczęli się doceniać. Dawna niechęć przemieniła się w przyjaźń, a potem gorącą miłość. Jak to mówią, wszystko jest możliwe...

środa, 1 maja 2013

Rozdział 40

Oni krzyczą, ich rozpierają emocję. Ty siedzisz i się wyłączasz. Nie słyszysz o czym mówią, nie wiesz co czują. Liczysz się tylko ty i to co się dzieje w środku, a dzieje się wiele. Wszystko wręcz krzyczy by wyrwać się na zewnątrz, ale kogo obchodzą twoje emocje i odczucia? Sami mają pretensje, że ich nie słuchasz i cię nie obchodzą. Nawet jeśli mają rację, to czy nie tak sami postępują? Jeżeli chcą kogoś zmieniać to powinni zacząć od siebie. Najbardziej bolał ją wzrok jego matki. Patrzyła na nią swoimi zaszklonymi, zbolałymi oczami. Najgorsza była jednak nienawiść jaka wręcz tryskała z jej ciemnoniebieskich, zimnych tęczówek. Wiktor zabił się przez nią i była to tylko jej wina. Tymczasem prawie cała wina spadła na siedzącego obok Ślizgona. Wszyscy stali nad nim i krzyczeli. Jedynie pani Krum stała gdzieś z boku i mroziła ją spojrzeniem. Dziewczyna udawała, że nie zdaje sobie z tego sprawy i wlepiła swój nieprzytomny wzrok w ścianę. Od paru godzin tłumaczyli co się stało, mówili tylko i wyłącznie prawdę, jednak nikt nie chciał w to uwierzyć, szczególnie, że zamieszany był w to Draco Malfoy.  Odpowiadał szczerze i krótko na wszystkie zadane pytania.  Do tego nikt nie zwrócił uwagi na jego krytyczny stan. Był przeziębiony, miał gorączkę i wszystko go bolało. Siedział jednak i dzielnie wypierał się jakiejkolwiek winy ze swojej jak i jej strony. Różnił się od niej tym, że on wiedział, że nic nie zrobił. Tyle, że to nie on usłyszał ostatnie słowa wypowiedziane przez Kruma. Może gdyby było inaczej, zachowywałby się jak siedząca obok niego Hermiona. Było mu jej bardzo żal i najchętniej zabrałby ją najdalej od tych wszystkich nieprzyjaznych spojrzeń. On jeszcze potrafił jakoś to znieść, ona, czuła się paskudnie i podle. Cierpiała za każdym razem gdy ktoś z rodziny Bułgara w ogóle się do niej odezwał.
-Jak to się stało?
-Przepraszam, ale mam dość. Powiedziałem z tysiąc razy, nie będę się więcej tłumaczyć. Próbowaliście już nawet z Veritaserum i powinniście wiedzieć, że mówię prawdę...-trzymał się zdecydowanie lepiej niż ona. Co jak co, ale w obliczu śmierci, Draco zawsze zachowywał zimną krew. Nigdy się nie załamywał ani nie poddawał. -Panie dyrektorze-zwrócił się do zasępionego starca. -Powinniśmy wracać do Hogwartu-w jego głosie dało się wyczuć nutę prośby, co było u niego niezwykle rzadko spotykane.
Mężczyzna przeniknął go swoim wzrokiem, który był niczym promienie rentgena, a kąciki jego ust uniosły się lekko ku górze. Ślizgon przez chwilę mógł dojrzeć w nich błysk ufności i zgody. Odetchnął z ulgą, zdając sobie sprawę, że dyrektor wierzy w jego wersję wydarzeń. Starzec nie obwiniał go ani Hermiony za to co się stało. Jako jedyny nie patrzył na nich nienawistnym wzrokiem i nie wyrzucał pod ich adresem obelg. Po długiej rozmowie, w końcu udało mu się ich usprawiedliwić i dzięki świstoklikowi, przenieść z powrotem do Hogwartu. Hermiona marzyła o tej chwili od pierwszego dnia pobytu w Bułgarskiej szkole, jednak nie tak to sobie wyobrażała. Myślała, że w świetnym humorze wróci do swoich przyjaciół i będzie z nimi świętować powrót do "domu". Tymczasem nie miała nawet siły wypowiedzieć ani jednego słowa. Po postu milczała. Gdy tylko znaleźli się przed wejściem do wielkiej sali, bez pożegnania odwróciła się i poszła do prywatnego dormitorium. Była zdruzgotana i roztrzęsiona. Pragnęła pobyć sama. Chciała uciec od wścibskich pytań i spojrzeń. Rzuciła się na  łóżko, wtulając twarz w poduszki. Nie ruszała się i nie wydawała żadnych dźwięków. Można by powiedzieć, że wyglądała jakby była martwa. Draco tymczasem obrzucił dyrektora różnoznacznym spojrzeniem i jakby nic, wyszedł z zamku do Hogsmade. Wrócił dopiero późnym wieczorem, całkowicie pijany. Zasiadł wtedy na kanapie w swoim dormitorium i powoli osunął się w niespokojny sen.

Dni mijały, a jednak nic nie wracało do normy. Hermiona chodziła zagubiona po szkolnych korytarzach. Jej oczy były podkrążone, cera zbladła, a ona sama schudła parę kilogramów. Każdej nocy męczyły ją straszne koszmary, w których męczył ją nie kto inny jak Wiktor Krum. Mówił jej, że powinna do niego już przyjść, że nie zasługuje na życie po tym jak je komuś odebrała. Za każdym razem gorączkowo szeptał jej do ucha, że każdemu by ulżyło gdyby pożegnała się z życiem. Chodziła więc na lekcje i żyła ścisłym harmonogramem. Z nikim nie rozmawiała i na nikogo nie patrzyła. Zerwała wszystkie dotychczasowe kontakty. Przyjaciele jakby nie mieli pojęcia jak jej pomóc, po protu dali jej czas na poukładanie wszystkiego samej. Był jednak ktoś kto bardzo pragnął jej pomóc, jednak wiedział, że naprawdę nie ma jak. Ona go przecież nie kochała. Gdyby tak było,nie pogrążyłaby się w takiej depresji, tylko byłaby z nim. Tymczasem odrzuciła go i omijała szerokim łukiem. Do tego bardzo często przebywał w skrzydle szpitalnym i rzadko kiedy ją widywał. On już dawno się pozbierał. Szok minął, nie było mu żal Kruma. Ten chłopak sam zdecydował co zrobi. Hermiona natomiast cały czas była nieszczęśliwa i pogrążona w żałobie. Dlaczego? Czyżby go kochała? Tęskniła za chłopakiem który tak wiele razy ją skrzywdził? Patrzył jak je śniadanie. Jak odpycha od siebie najlepszych przyjaciół, jak sama robi z siebie ruinę. Nie wiedział, że popycha ją do tego Wiktor Krum nawiedzający każdej nocy. Popijał swój sok dyniowy, co chwila kręcąc z niedowierzania głową. Każdego dnia chodził po szkole wściekły na każdego idiotę zachodzącego mu drogę. Najczęściej napataczali się jego "przyjaciele". Nie pozwalał im jednak dojść do słowa i ignorował ich za każdym razem gdy czegoś chcieli. Pewnego dnia, wyszedł na błonia, siadając na trawie. Przypomniał sobie, jak kiedyś spotkał tu Hermionę. Jak zwykle się ze sobą kłócili. Uśmiechnął się blado. Co się stało z tamtą dziewczyną? Gdzie jest teraz wkurzająca Granger z którą kochał spędzać czas? Dlaczego nie ma już tej brązowowłosej Gryfonki, która przygarnęła go do domu na święta? Która zabrała go domu strachów,  z którą spędził cudowne chwilę w najróżniejszych barach, z którą tańczył na balu i z którą był w zrujnowanym motelu? Wspominał te chwile dobrze, bo była przy nim. Co z tego,  że zawsze były jakieś przeszkody? On chcę odzyskać dziewczynę, którą pocałował wtedy na peronie! Tyle, że jej już niema... Ale czy oby na pewno? Przecież mijał ją na korytarzach i patrzył przy każdym posiłku. Posyłał jej ukradkowe spojrzenia ze stołu Ślizgonów. To była Hermiona Granger! Ona po prostu potrzebuje pomocy, a Draco zrobi wszystko żeby znów była taka jak dawniej. Spojrzał w bok. Zamarł. Zobaczył jego ukochaną dziewczynę siedzącą na balustradzie ogromnego, Hogwardzkiego mostu. Czy ona naprawdę chciała skoczyć w przepaść? Rzucił się biegiem, starając się przy tym by go nie zauważyła.


-Musisz to zrobić. Musisz pomóc swoim rodzicom. Cierpią za każdym razem gdy muszą się na ciebie patrzeć. Nie zasługujesz na nich. Przez ciebie nie żyje. Jesteś zła Hermiono...
-Nie prawda. Nigdy nie chciałam żebyś umarł... Chciałabym żebyś znowu tu był, naprawdę...
-Mogę być z tobą. Znowu możemy być razem! Wystarczy,  że skoczysz z mostu... Nie zasługujesz już na życie...
Czy to możliwe żeby Hermiona Granger widziała ducha Wiktora Kruma? A może były to tylko halucynacje? Tak czy inaczej, miała wrażenie, że jest jak najbardziej prawdziwy. Rozpierał ją żal i poczucie winy. Może naprawdę miał racje? Może naprawdę już na nikogo nie zasługiwała? Jedyne czego pragnęła, to jakoś to zakończyć. Chciała pozbyć się Wiktora ze swojej głowy za wszelką cenę i jeżeli miałaby się zabić, to jest wstanie to zrobić. Siedziała tak na balustradzie patrząc w dół. Zawsze miała lęk wysokości, ale już się nie bała. Co miała do stracenia skoro już i tak miała skoczyć?
-Po prostu skocz-słyszała szept Bułgara. Chciał dla niej jak najlepiej, ale czy oby na pewno? Przymknęła oczy spod których spłynęła drobna łza i już miała się opuścić, gdy nagle od tyłu złapały ją silne ramiona.
-Granger, co ty do cholery wyprawiasz?!-wrzasnął na nią, potrząsając ramionami. Posadził ją na drewnianej podłodze mostu, z szokiem się jej przyglądając. Spuściła swój wzrok, a po jej policzkach zaczęły spływać kolejne łzy.
-Spójrz na mnie-krzyknął, łapiąc ją za podbródek. Teraz patrzyli sobie prosto w oczy. Czekoladowe, smutne i przerażone tęczówki Hermiony oraz zimne i zdenerwowane, stalowoszare spojrzenie Malfoya.
-Co ty ze sobą robisz? Widziałaś jak wyglądasz?! Co ty chcesz osiągnąć?!-krzyknął już na dobre wkurzony.
-Nie krzycz na mnie-wyszeptała drżącym głosem.
-Jak mam na ciebie nie krzyczeć?! Czy ty widzisz co ty ze sobą robisz?! Daj sobie spokój i za nim nie płacz! Jest martwy, Granger! Mar-twy!-potrząsał nią, starając się żeby jak najwięcej z jego słów do niej dotarło.
Zacisnęła zęby, wiedząc, że Ślizgon ma rację. Tyle, że nie o to chodziło. On myślał, że ona za nim tęskni. W rzeczywistości było dużo gorzej, bo on ją nękał. Przychodził i mówił, że powinna się zabić. Jak mu pokazać, że dalej go kocha, że to nie tak jak myśli. Co ona narobiła? Zupełnie o nim przez to wszystko zapomniała...
-Przepraszam...-wyszeptała już nieco silniejszym głosem, jednak nie bardzo go to przekonało. Dalej był wściekły. -Wiem, że ostatnio...
-Wiesz i nic nie robisz?! Granger, weź się w końcu w garść, jasne?!
Zmrużyła oczy i obrzuciła go wzrokiem pełnym wyrzutu. Co on sobie myśli?! Może i zachowywała się żałośnie, ale on zdecydowanie przesadza...
-Przestań Malfoy! Dla twojej wiadomości jego śmierć nie była mi obojętna i mam prawo no... trochę...
-Trochę- przedrzeźniał ją, przewracając oczami. Po chwili wstał, podnosząc ją za ramiona.
-Wyobraź sobie, że jego śmierć nie była mi obojętna. A teraz wracaj do zamku, pogadaj z przyjaciółmi, śmiej się i uśmiechaj-powiedział poważnie, niemal cedząc przez zęby. Zdziwił się bardzo, gdy jakby nic, przytuliła się do niego, mocno ściskając ramionami. Czuł jak bardzo jej tego brakowało. Odwzajemnił uścisk, wtulając twarz w jej pachnące włosy. Westchnął. Minęło tak nie dużo czasu, a ona stała się dużo chudsza. Wiedział, że musiało być jej bardzo ciężko, ale on nie może się nad nią użalać tak jak to robili inni. Odsunął się, całując ją delikatnie w czoło. Tak bardzo za nią tęsknił. Uśmiechnął się do niej delikatnie, łapiąc za ręce.
-Nie karz mi patrzeć jak się niszczysz. Jak byś skoczyła to ja...-zaczął, uświadamiając sobie, że gdyby nie był na czas, całe jego życie ległoby w gruzach.
-Przepraszam, ja, ja... nie masz pojęcia...
-Mam pojęcie, Granger. A teraz powiem ci coś bardzo ważnego-jego twarz przybrała poważny wyraz twarzy. -Uszanuj to, że komuś jeszcze na tobie zależy i nie rób takich rzeczy...
-Ale...-przerwała mu Hermiona. Chciała jakoś się wytłumaczyć. Zrozumiała, że zachowała się jak skończona idiotka.
-Nie ma żadnego ale...-uciął jej szybko.
-No, ale ja...
-Ale ja cię kocham-ujął szybko jej twarz w dłonie, starając się wbić jej to do głowy. Miał gdzieś, że pewnie nie odwzajemnia jego uczucia. Ona po prostu musiała o tym wiedzieć. Spoglądał prosto w jej zaskoczone, czekoladowe oczy. -Ja się nie poddaje i nie pozwolę żebyś mnie zostawiła. Nie w ten sposób. Rób sobie co chcesz, ale żywa.
Na jej twarzy pojawił się uśmiech ulgi. Czyli jednak dalej ją kochał. Mimo wszystko co się do tej pory wydarzyło. Tak bardzo bała się, że go straciła. Bez zastanowienia rzuciła mu się w ramiona, zaczynając go całować. Chłopak objął  ją w talii, przyciągając najbliżej jak się da. Cieszył się z tego, bo było to jak odpowiedź na jego wyznanie. Tęsknił za nią i pragnął jej jak nigdy dotąd. Była dla niego wszystkim. Mogą mu odebrać wszystko tylko nie ją. Trzymał ją w swoich ramionach w obawie, że jeszcze ją straci. Z namiętnością kosztował smaku jej malinowych ust. Dziewczyna jedną rękę wplątała w jego blond włosy, a drugą zacisnęła na karku.
-Też cię kocham-powiedziała nie przerywając. Zadziałało to na niego jeszcze bardziej pobudzająco. Teraz obydwoje stali sami na wielkim moście Hogwartu myśląc jedynie o sobie. Liczyli się teraz tylko i wyłącznie oni. Namiętnie i gorąco próbowali wykorzystać każdą wspólną chwilę. Obydwoje mieli serca, może doświadczone i niejednokrotnie zranione, ale prawdziwe i dobre. To nie prawda, że Draco Malfoy był złym człowiekiem. Każdy kto potrafi kochać szczerze, mocno i bezinteresownie ma w sobie dobro.  W pełni zasługiwał na dziewczynę która znajdowała się w jego objęciach. Czemu? Bo potrafił ją kochać i nic w zamian od niej nie oczekiwać. Oni przeżyli razem wiele. Nie oszukiwali się i doskonale wiedzieli jacy są. Tworzyli piękną  historię która się nie skończy, bo ich miłość się nie skończy. Mogli popełniać wiele błędów, mogli się kłócić, ale jeśli się kochali, to nie miało to znaczenia, bo kocha się zawsze i nieodwołalnie. Wtedy to uczucie jest prawdziwe, tak jak on i ona na Hogwardzkim moście.

----------------------------------------------------------------
Tak... i to jest ten moment kiedy powinnam napisać koniec, ale niestety zostało mi jeszcze parę wątków do wyjaśnienia, więc ukaże się jeszcze parę rozdziałów :) Tak czy inaczej, historia powoli dobiega końca. Nie martwcie się jednak, nawet jeśli, to spodobało mi się pisanie i zamierzam wtedy zacząć pisać nowe opowiadanie. Mam nadzieję, że wam się podoba. 
         Pozdrawiam i zachęcam do komentowania :) Powiem, że było mi trochę przykro kiedy wczoraj został pobity rekord wyświetleń, a pod notką tylko 2 komentarze :(

wtorek, 30 kwietnia 2013

Rozdział 39

Wiesz jak to jest, kiedy masz wspaniały humor, wydaje ci się, że nic nie jest wstanie go zepsuć i nagle zjawia się ktoś kto jednak może? Zwykle jest to  osoba na której ci zależy. To jej słowa najbardziej ranią. Bo to na niej ci zależy. Zdanie kogoś kto cię nie obchodzi nie mają takiego znaczenia. Draco wyszedł z pokoju, wściekły na siebie. Czy to wszystko musi być takie trudne? Stanął na jakimś balkonie i oparł się o balustradę. Co on sobie myślał? Że tak po protu ją pocałuje? Po tym wszystkim? Chyba zapomniał kim jest Hermiona Granger... Nic nie wyjaśnili i nie miał żadnych szans. Zachował się okropnie. Zmierzwił swoje włosy, przygryzając ze złości wargę. Nagle zobaczył na polanie przed zamkiem podążającą dziewczynę. Wiatr rozwiewał jej piękne, kasztanowe włosy. Wydawała się być zdenerwowana i zła. Raczej nie dlatego, że do tego doszło. Warto było to przeżyć jeszcze raz, tyle, że ona nie chciała w taki sposób, z taką sytuacją. Potrzebowała rozmowy z przyjacielem. Tyle, że żadnego tu nie miała. Właśnie dlatego chciała wrócić do Hogwartu.
-O nie!-szepnęła widząc na swojej drodze niepożądanego chłopaka.
-Co on tam do cholery robi?!-krzyknął wkurzony Draco.
-Hm... kogo my tu mamy-pomyślał podekscytowany Krum.
Dziewczyna momentalnie się odwróciła i zaczęła wracać do zamku.
-Miona czekaj!-krzyknął za nią czarnowłosy, doganiając ją i łapiąc za ramię. Draco mimowolnie zacisnął rękę na różdżce, starając się nie rzucić na Bułgara jakiegoś niewybaczalnego zaklęcia. Patrzył jak ze sobą rozmawiają i nagle chłopak zaczyna ją całować. Była zaskoczona i przez pewien moment odwzajemniła pocałunek. Dopiero po chwili odepchnęła go i dała w twarz. To jednak wystarczyło by poczuł się zdradzony. Owszem może i nic ich nie łączyło, ale to znaczyło, że ona naprawdę nic do niego nie czuje. Patrzył jak kłócą się przez jakiś czas, po czym chłopak ciągnie ją w stronę pobliskiego lasu. O nie... tego było już za wiele. Draco Malfoy zaraz kogoś uśmierci. Nie zważając na własne samopoczucie, wyszedł szybko z zamku i poszedł w ich stronę. Zniknęli już za krzakami i znaleźli się poza zasięgiem jego wzroku. Wkurzony, zaklął pod nosem, przyśpieszając kroku. Wszedł do lasu, podpierając się o każde pobliskie drzewo, ponieważ kręciło mu się w głowie i był bardzo słaby. O co mogło chodzić temu walniętemu Krumowi?! Szedł tak paręnaście minut gdy nagle zobaczył ich na polanie w środku lasu. Było tam bardzo ładnie, gdyby nie wielki potwór stojący naprzeciwko nich. Draco stał z wytrzeszczonymi oczami, powoli wyciągając ze swojej kieszeni różdżkę.

-Dokąd ty mnie ciągniesz?! Możesz mnie zostawić w spokoju?! Ty zidiociały, tępy...
-Musisz coś wiedzieć.
-Ja nic nie muszę!
Wiktor zaczął ciągnąć ją w stronę lasu. Był bardzo wściekły, że go spoliczkowała. Musiała wiedzieć co czuje i zamierzał zrobić to w nawet niedopuszczalny sposób. W końcu znaleźli się na jego ulubionej polanie. Zawsze przychodził tam myśleć, jeśli tylko coś mu doskwierało. Ostatnio przesiadywał tam wieloma godzinami i zdał sobie sprawę, że nie może jej stracić.
-Posłuchaj, ja cię kocham!-krzyknął, spoglądając jej prosto w oczy.
-Ale ja cię nie kocham! Zrozum, skrzywdziłeś mnie i dalej krzywdzisz! Po prostu zostaw mnie w spokoju.
-Nie, bo musisz...
-NIC NIE MUSZĘ, TĘPAKU!-wrzasnęła już nieźle poirytowana. Chłopak już chciał coś jej odpowiedzieć, gdy nagle zamarł w pół ruchu. Naprzeciwko nich stała ogromna bestia. Był to  ogromny niedźwiedź z pazurami niczym szpony orła i głową jak u psa. Po jego ogromnym pysku spływała spieniona ślina. Żadne z nich nie zmierzało wykonać najmniejszego ruchu. Patrzyli na większe pięciokrotnie stworzenie i po cichu żegnali się z życiem. Nagle, Wiktora Kruma naszła pewna chęć. Działał pod wpływem impulsu i nie myślał długo nad tym co robi.
-Kocham cię, ale jeśli nie mogę liczyć na twoje uczucie, to chcę, abyś żyła ze świadomością, że to twoja wina i właśnie zacząłem cię nienawidzić.
Chłopak podszedł w stronę zwierzęcia, po czym wyciągnął różdżkę. Uderzył w bestię pierwszym, lepszym zaklęciem. Podziałało. Rozjuszył ją. Były to ułamki sekundy i do mało kogo doszło to, co właśnie się stało. Potwór rzucił się na niego, rozszarpując jego ciało na drobne kawałki. Hermiona wydała z siebie przerażający krzyk, widząc jak krew Bułgara rozlewa się po ziemi. Potwór zatapiał swoje ostre jak brzytwa kły w jego ciele. Dziewczyna rzuciła się w jego stronę, gdy nagle od tyłu złapały ją silne ramiona. Na twarzy Dracona malował się niemały szok. Chciał pomóc i zrobiłby to, gdyby tylko nie dzieliła ich taka odległość. Po prostu nie zdążył. Objął od tyłu jej talie, mocną ją do siebie przygarniając. Dziewczyna szarpała się i krzyczała, jednak on nie mógł pozwolić by tam pobiegła. Zaczął szybko ciągnąć ją w stronę wyjścia z lasu.
-Puść mnie! Błagam! Jemu trzeba pomóc! Proszę, zrobię wszystko!-krzyczała, a po jej policzkach spływały łzy. Wpadła w histerię i była zdruzgotana. Szok i przerażenie, jedyne co dało się wyczytać z jej twarzy. Draco szedł przez dłuższy czas, nie zwracając na to uwagi. Dopiero kiedy zdał sobie sprawę w jakim znajduje się stanie, przystanął, ująwszy jej twarz w dłonie.
-Wiem-powiedział. Może i nie czuł się od niej lepiej, jednak to on musiał teraz stanowić oparcie. -Wiem, naprawdę, ale on jest martwy. NIE ZAPRZECZAJ! Widziałaś, Granger! Nie ma szans na to, że cokolwiek z niego zostało! -nie był okrutny, był szczery i mówił po prostu prawdę. Najlepsze, co mogło do niej dotrzeć. Patrzył prosto w jej przerażone, czekoladowe oczy, starając się skupić całą jej uwagę jedynie na sobie. -Będzie dobrze, ale musimy stąd wyjść...
-Nie! On... przecież on... On powiedział, że...
-Nie ważne, Granger, chodź, bo obydwoje będziemy zjedzeni...-nie dokończył, bo zobaczył za jej plecami zbliżającą się bestie. Zapewne najadła się już Bułgarami i czas było na deser.
-Uciekaj!-krzyknął łapiąc ją za rękę. Jedno krótkie spojrzenie starczyło by zaczęła uciekać ile sił w nogach. Chyba nigdy w życiu się tak nie rozpędziła. Emocje-tak, to chyba jedyne słowo by opisać co się tam działo. Był to najważniejszy bieg w jej życiu. Nie liczył się tak nawet ten na początku roku kiedy spotkała w zakazanym lesie ogromnego wilka. Wtedy uratował ją Draco, ale czy i tym razem tak będzie? Był bardzo zmęczony, a przede wszystkim chory. Był pewny, że za chwilę po protu upadnie i straci przytomność. Czuł, że zaraz umrze. Mógłby, gdyby nie dziewczyna kurczowo trzymająca go za rękę. Hermiona ma być bezpieczna, potem niech się dzieje co chce. Po chwili, która wydawała się długimi, męczącymi godzinami, wybiegli z lasu, gubiąc za sobą zwierzę. Nigdy nie zapuściłoby się w te tereny. Padli na ziemię, łapczywie łapiąc oddechy. Hermiona zaniosła się desperackim, niekontrolowanym szlochem, a Draco leżał wpatrując się w chmury. Czuł, że nie ma sił na cokolwiek. Przeniósł się na brzuch, podpierając się na łokciach, po czym zaniósł się trudnym do opanowania kaszlem. Było z nim źle, ale nie to się teraz liczyło. Doczołgał się do  leżącej obok dziewczyny, która była wprost załamana. Nawet jeśli ona nic do niego nie czuła, to on zdecydowanie ją kochał i wiedział, że go potrzebuje. Przygarnął ją, mocno opatulając silnymi ramionami. Po jego rozpalonym czole spływał pot, a jego oddech był niezwykle płytki. Dziewczyna wtuliła się w jego ramię, wycierając łzy w jego brudną koszulkę. Oddychała szybko i była bardzo niespokojna. W jego ramionach w końcu poczuła się bezpiecznie i wiedziała,  że nic jej nie grozi. Bolały ją jednak wydarzenia i słowa Kruma z ostatniej chwili. To była tylko i wyłącznie jej wina. Żal jaki odczuwała był po prostu niemożliwy. Osiągnął swój cel. Poczucie winy będzie ją męczyło do końca życia i nic już nie pomoże.
-Tak mi przykro-powiedział Ślizgon resztkami sił, ale i on był człowiekiem. Padł na ziemię, zakrywając twarz dłonią. -Nie mogę Hermiona,  nie mam siły-wyszeptał, za wszelką cenę wytrwać. Czuł się winny. Nie zdążył mu pomóc. Może i nieraz mówił, że go zabije, ale nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Hermiona pokiwała szybko głową, wyczarowując szklankę wody i patronusa, zawiadamiającego dyrektora o tym co się stało. Pomogła unieść mu głowę i podała mu do ust zbawczy napój. Tego było mu trzeba. Łapczywie wypił każdą krople, ocierając pot z czoła. Czekali tak parę minut, aż w końcu nadeszła pomoc. Bułgarzy pomogli im wejść do zamku i zaprowadzili ich do tak często odwiedzanego skrzydła szpitalnego. Po drodze padało wiele pytań, jednak żadne z nich nie miało siły, ani słów które mogłoby to opisać. Zdawali się być jakby nieprzytomni i pogrążeni we własnych, niezwykle trudnych myślach. Usiedli na jednym łóżku, tępo wpatrując się przed siebie.
-Co się stało?!-wrzasnął w końcu zdenerwowany dyrektor Karkarow. Chciał za wszelką cenę coś z nich wyciągnąć. -Zawołajcie mi tu Wiktora, to jego znajomi...
Na te słowa Hermiona wybuchnęła jeszcze gorszym płaczem, a Draco zacisnął mocniej szczęki.
-On już tu nie przyjdzie-jedyne na co zdobył się Ślizgon to te krótkie zdanie.
-Co mam przez to rozumieć?!-wrzasnął wściekły Bułgar.
-No bo... bo on... on już...-zaczęła Hermiona przez łzy.
-Nie jąkaj się Granger, tylko gadaj!
Dziewczyna zacisnęła usta, powstrzymując się od kolejnego napadu szlochu. Powoli się uspokajała, wiedziała, że musi wziąć się w garść. Musi jakoś wytłumaczyć co się stało. Nagle poczuła na swojej dłoni uścisk pewnego Ślizgona. Ten drobny,nieznaczący gest, wystarczył by znów stała się pewna siebie. Uniosła wzrok, patrząc prosto w oczy dyrektora Durmstrangu.
-Wiktor... On już nie żyje...-powiedziała smutno, a w jej głosie dało się wyczuć dręczące poczucie winy.
-Co to znaczy, już nie żyje?!-krzyknął z niedowierzaniem. Na jego twarzy malował się wyraźny szok.
-Normalnie-wtrącił się w końcu Draco. -Tak już czasem jest, ludzie umierają...
-Ale jak?! Macie mi natychmiast wytłumaczyć i przyznać się kto to zrobił!
-Trzeba było nie trzymać w lesie niebezpiecznych stworzeń to by do niczego nie doszło...-twarz Dracona przybrała obojętną, chłodną maskę, która pojawiała się za każdym razem kiedy przerastały go emocje.
-Jakie stworzenia?! Co wy robiliście w lesie?!-krzyknął na dobre przerażony Karkarow.
-Poszliśmy na spacer... a Kruma rozszarpały wiewiórki-powiedział ironicznie Ślizgon, by po chwili dostać napadu kaszlu. Nie było mu go żal. Dobrze widział na co zdecydował się Bułgar. Żałował jedynie, że nie udało mu się go uratować i przemówić do rozumu. Zaoszczędziłby cierpienia Hermionie, która ostatnio już i tak za dużo przeszła.
-Lepiej mów prawdę! Ivanie, wyślij ekspresową sowę do Hogwartu! Trzeba zawiadomić Dumbeldore'a i ministerstwo... A co to ciebie chłopcze, to albo powiesz co się tam wydarzyło, albo własnoręcznie poderżnę ci gardło-zaczął dyrektor, który już zupełnie nie panował nad emocjami. Brązowowłosa zakryła usta dłonią, mocno zaciskając drugą rękę na tej Ślizgona. Przez chwilę zapragnęła, by już nigdy jej nie puścił. Co ona by bez niego zrobiła? Zapewne byłaby już dawno martwa...
Później w szkole w błyskawicznym tępię pojawił się dyrektor Hogwartu i minister Scrimgeour. Zaczęły się przesłuchania, poważne rozmowy, przyjechała rodzina Kruma. Wszyscy krzyczeli, biegali, załatwiali formalności. Słychać było smutne, przyciszone rozmowy i wyniosłe, rozhisteryzowane krzyki. Tylko dwójka uczniów siedziała spokojnie i odpowiadała na wszystkie pytania. Nie odzywali się nie pytani. Nie czuli w sobie nic oprócz poczucia winy. Nie myśleli nawet o konsekwencjach. Zastanawiali się jedynie, co by się stało, gdyby nie pocałowali się tego felernego poranka...?

--------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że nie macie mi za złe uśmiercenie Wiktoria :) Szczerze zaczął mnie wkurzać i stwierdziłam, że się go jakoś pozbędę :D Pozdrawiam i dziękuję za miłe komentarze. Zachęcam także do wyrażenie własnej opinii :) Ponieważ dużo razy widziałam pytanie ile zamierzam dodać rozdziałów, odpowiadam,że będą to najprawdopodobniej 42 rozdziały :)

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Rozdział 38

Poczuła na sobie promienie słońca. Musiało być już późno, powinna wstać. Przeciągnęła się, czując czyjąś dłoń na swojej talii. Zaskoczona otworzyła czekoladowe oczy, zdając sobie sprawę, że wtula głowę w umięśniony tors Dracona. Zamrugała szybko, upewniając się, że nie jest to żaden sen. Zmarszczyła brwi, przypominając sobie o wydarzeniach nocy. Przejechała delikatnie dłonią po jego śpiącej twarzy. Dalej był gorący, ale temperatura zdecydowanie spadła. Odetchnęła z ulgą.
Co ona wyprawiała?! To Malfoy!   Z pewnością w normalniej sytuacji by jej na to nie pozwolił. Między nimi nic już nie było. Oddalili się od siebie. Od dłuższego czasu nie robili nic innego jak tylko się kłócili. Tyle że, Hermiona dalej bardzo go kochała. Nie miała jednak wątpliwości, że Ślizgon nic do niej nie czuje. A może jednak? Dalej mu na niej zależy. Do tego nie miała wątpliwości. Nie oznacza to jednak, że ją kocha. W ogóle, czy on ją kiedykolwiek kochał? Chciała się odsunąć, jednak zdała sobie sprawę, że blondyn zbyt mocno ją obejmuje. Złapała więc i przesunęła jego rękę, nie osiągnęła jednak w pełni tego co chciała, bo przy okazji go obudziła. Spojrzał na nią swoimi stalowoszarymi oczami.
-Jak się czujesz?-spytała ciepło, a on jęknął, tak bardzo spragniony był tego tonu.
-Lepiej-szepnął, uśmiechając się blado. Zmierzwił swoje blond włosy i usiadł na łóżku.
-Draco, nie możesz się tak przemęczać. Jesteś słaby po upadku i powinieneś leżeć w łóżku...
Blondyn skrzywił się lekko. Nie ma się co oszukiwać. Większości była winna Granger, a teraz prawiła mu kazania. Spojrzał na nią wymownie, a Hermiona momentalnie zamilkła.
-No dobra-westchnął w końcu. Nie chciał by się za to winiła. W sumie... to była w tym i jego wina.  Opadł na poduszki, głośno wzdychając. -Co ty ze mną robisz, Granger?-westchnął udając oburzenie.
-Pomogłam ci-zaczęła lekko skrepowana.
-Dziękuję-odparł szybko Draco, jednak ciężko przeszło mu to przez gardło.
-Jesteś mi coś winny-oznajmiła, spoglądając mu prosto w oczy. Spojrzał na nią lekko zdezorientowany. Czyżby pomogła mu tylko dlatego, żeby dostać coś w zamian?
-Chcę wrócić do Hogwartu-wypaliła szybko, błagalnym głosem. Nie chciała by źle o niej pomyślał, ale tak bardzo pragnęła wyjechać z znienawidzonej szkoły. Chłopak jedynie uniósł brwi i uśmiechnął się blado.
-Jak wrócimy, to co powiemy?
-Prawdę, że w Durmstrangu są sami kretyni i niczego się nie nauczyliśmy. Spieprzyliśmy robotę.
Taka wersja nie bardzo mu odpowiadała. Draconowi wszystko zawsze się udawało i nie zamierzał tak po prostu przyznać się do błędu.
-Nie-odparł szybko i chłodno.
-Błagam-szepnęła. -Zrobię wszystko! Co tylko zechcesz, tylko proszę napisz do dyrektora, że źle się czujesz i chcesz wracać..
-A jeśli nie?-spytał z przekąsem, a na jego bladej, wymęczonej twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek.
-Wtedy umówię się z Krumem-powiedziała mrużąc oczy. Draco zastygł, analizując całą sytuację.
-Pokłóciliście się-odparł wyjątkowo niepewnym głosem. Po chwili jednak szybko się opamiętał i przybrał na twarz swoją kpiącą maskę. -Granger, czy ty naprawdę myślisz, że to robi na mnie jakiekolwiek wrażenie? Wisi mi co zrobisz! A tak w ogóle to dobrze wiesz, że to kretyn. Nie spotkałabyś się z nim z własnej woli za nic w świecie... Zostajemy w Durmstrangu!
-Nie ma mowy!-już niemal krzyknęła. Teraz obydwoje siedzieli na łóżku, mierząc się chłodnymi spojrzeniami.
-Naprawdę sądzisz, że wzmianką o Krumie, wzbudzisz moją zazdrość? Ja nie bywam zazdrosny...
-Kłamiesz-odparła dobitnie.
-Nie mam o co być zazdrosny. I tak dostaje to, czego chcę...
-Nie sądzę by to była prawda...-zaczęła, jednak jej słowa zostały przerwane niezwykle namiętnym pocałunkiem. Bez namysłu wplątała swoje palce w jego włosy, a drugą rękę zacisnęła na karku. Chłopak przygarnął ją do siebie, obejmując w talii i lekko nachylając się nad nią, tak, że leżeli na łóżku. Ręce Hermiony bez opamiętania wędrowały po jego palcach, gdy nagle zacisnęły się, a ona sama przerwała odwzajemnianie pocałunku. Owszem brakowało jej tego, ale czy nie o to właśnie mu chodzi? "Nie mam o co być zazdrosny. I tak dostaje to, czego chcę... ". To ma być jakaś gra? Liczy się to czego on chce? Jej uczucia się nie liczą. Chłopak odsunął się od niej, wiedząc, że coś jest nie tak. Przestraszył ją? A może po prostu nic do niego nie czuła? Bała się go, nienawidziła a może brzydziła jego czynami? Tyle, że on wiedział już, że ją kocha. Postanowił, że będzie inaczej. Tymczasem są od siebie daleko, za daleko... W jego oczach pojawiła się niepewność. Usiadł, gorączkowo myśląc co takiego mógł zrobić. Uniósł brwi, w geście domagania się wyjaśnień. Dziewczyna usiadła po turecku, poważnie spoglądając w jego oczy.
-Nie jestem twoją zabawką, Malfoy-wycedziła, a w jej głosie dało się usłyszeć ból.
-Słucham?!-spytał zupełnie zaskoczony. Mogła go podejrzewać o wszystko, ale nie to. Kochał ją tak mocno, że nie wyobrażał sobie krzywdzić jej w ten sposób. Jak mogła go o to posądzić? Czyżby naprawdę tak się zachowywał? Szybko powtórzył w myślach rozmowę sprzed pocałunku. Co takiego powiedział?
-Daruj sobie-jej oczy lekko się zaszkliły, a ona sama zaczęła się podnosić z łóżka.
-Nie, nie nie!-Draco złapał ją za rękę, zmuszając tym samym by z powrotem usiadła obok. -Granger, spójrz na mnie-powiedział widząc, jak odwraca głowę. -Nigdy, nigdy bym cię nie wykorzystał. W życiu bym się do ciebie w ogóle nie zbliżył, gdyby nie to, że...
-Daj spokój! Skończ z tym! Czemu nie? Bo jestem głupią szlama?!-wrzasnęła oburzona. Teraz już nie kryła łez. Spływały po jej lekko zaróżowionych policzkach. Tak bardzo ją to bolało. Ona go kocha, ale nic dla niego nie znaczy.
-Nie powiedziałem tak!-blondyn zdawał się być już lekko poirytowany. Właśnie chciał powiedzieć jej prawdę, że ją kocha. Niestety jak zwykle musiała wszystko zepsuć. Kobiety!-wrzasnął w duchu, obdarzając ją jadowitym spojrzeniem.
-Co takiego chciałeś więc powiedzieć?-spytała wściekła. Czy był to dobry moment? Ona mu już nie ufała. On ją stracił, mimo iż miało być zupełnie inaczej. Powiedziałby jej, że ją kocha i co potem? Co on mógł jej obiecać czy zapewnić? Nic oprócz pieniędzy, a na tym Hermionie nie zależało.
-Nieważne-powiedział, po czym zrezygnowany po prostu wyszedł z pokoju. Dziewczyna podciągnęła pod siebie nogi i ukryła twarz w dłoniach. Może i zniszczyła piękny moment, może była naprawdę szczęśliwa, ale czy miało to jakikolwiek sens? Draco Malfoy jej nie kochał, a przynajmniej nie czuł tego co ona do niego. Nie mogła pozwolić by taka wspaniała chwila była wspominana razem ze Ślizgonem, który na zawsze pozostanie obiektem jej nieodwzajemnionych uczuć. Byłoby to nie w porządku, gdyby jej to odpowiadało. Chciała być z Draconem, ale tylko pod warunkiem, że on też coś do niej czuje.

niedziela, 28 kwietnia 2013

Rozdział 37

-Jak ja go nienawidzę!-wrzasnęła dziewczyna, siadając na łóżku w swoim Durstmandzkim dormitorium. Była  wściekła na siebie, że pozwoliła by sprawy potoczyły się tak daleko. Przed chwilą dowiedziała się, że chłopak nigdzie się nie wybiera i będzie musiała zostać w znienawidzonej szkole jeszcze trochę, co znaczy, dopóki McGonagall nie napisze do niej specjalnego listu. Nikt jej nie rozumiał! W sumie to nie ma się czemu dziwić. Nikomu nie powiedziała co jest powodem dla którego chciała wyjechać. Gdyby opowiedziała komuś o incydencie z chłopakiem i Krumem, z pewnością byłaby już w Hogwarcie. Tyle, że cała ta sprawa wydała jej się niezwykle krępująca i nie chciała by ktokolwiek się o tym dowiedział. Ukryła twarz w dłoniach, gorączkowo myśląc nad wyjściem z trudnej sytuacji. Postanowiła póki co ochłonąć. Musi skupić się na nauce, to po to tu przyjechała. Problem polegał jednak na tym, że nowa szkoła niczego jej nie uczyła. Dziewczyna posiadała już wiedzę na dużo wyższym poziomie. Nudziła się na lekcjach i ciężko było jej się skupić. Nauczyciele zadawali jej pytania, a ona nie miała pojęcia o czym mówią. Takie zachowanie nie było do niej podobne, a do tego nie miała jak chwalić się dobrymi stopniami. Szło jej coraz gorzej, a ona sama popadała przez to w paranoje. Za każdym razem obiecywała sobie, że będzie uważać, jednak jej myśli ciągle gdzieś błądziły. Szczytem wszystkiego było dopiero to, gdy pewnego dnia zapomniała o wypracowaniu. Przeszła wtedy przez załamanie nerwowe i całe popołudnie spędziła w szkolnej łazience. Do Dracona prawie wcale się nie odzywała, a Kruma nie zaszczycała najkrótszym, nawet pogardliwym spojrzeniem. Ciągle chodziła zła i naburmuszona co często było powodem kpin wśród innych uczniów. Nie szczędził sobie nawet Malfoy, nie mogąc powstrzymać się od kąśliwych uwag. Jednym słowem, ich relacje bardzo się oziębiły. Myślała nad tym dużo i nawet nie żałowała. Tak było zawsze i nie mogła nic na to poradzić. Wyszła ze swojego dormitorium, zamierzając się przejść. Wyszła na rozciągającą się przed zamkiem polanę i usiadła na ławce. Spojrzała w górę. Niebo zaczynało się chmurzyć i zaczął padać delikatny deszczyk. Nie przeszkadzało jej to jednak i wygodnie rozsiadła się na ławce, delektując się samotnością. Nie nacieszyła się tym jednak długo, bo usiadł obok niej niezwykle przystojny chłopak.
-Zjeżdżaj stąd, Malfoy. Nie mam ochoty z tobą gadać...
-Bo mnie obchodzi to  na co masz ochotę-westchnął poirytowany i wcisnął pod jej nos pergamin.
-Co to ma niby być?-spytała zaskoczona.
-Praca z transmutacji. Nigdy nie byłem w tym tak doskonały jak w innych rzeczach, a teraz? Spójrz!-wskazał palcem na wielką literę T.
-Masz T jak Troll-zawołała złośliwie, nie mogąc ukryć zdumienia, ale i satysfakcji.
-Musisz mi pomóc to poprawić.
-Nic nie muszę, Malfoy. Aktualnie się do siebie nie odzywamy i najlepiej będzie jak zejdziesz mi z oczu. Jak śmiesz mnie prosić żebym ci po tym wszystkim pomogła?!-spytała oburzona.
-O nic cię nie prosiłem!-zawołał szybko.
-Serio?! I to jedyne co zapamiętałeś z mojej wypowiedzi?! Jej, jak ja cię nienawidzę!-wstała z ławki zamierzając wrócić do zamku.
-Niby czemu? Nie czuję się niczemu winien!-zawołał podnosząc głos.
-Słucham?-spytała ironicznie dziewczyna.
-Z całym szacunkiem, Granger, ale to ty robisz z wszystkiego problem...-powiedział zażenowany.
-Chyba sobie żartujesz-mówiąc to, pokazała niezbyt ładny gest palcem. O nie... tego było już za wiele. Draco Malfoy nikomu nie pozwoli się tak traktować. Dziewczyna nic sobie jednak z tego nie zrobiła i spokojnym krokiem zmierzała do zamku. Rozpadało się już na dobre i była całkiem przemoczona. Nagle Ślizgona opanowała niemała złość. Owszem był jeszcze trochę słaby, ale nie na tyle by nie zacząć ją gonić.
-Zabiję cię, Granger!-wrzasnął gdy zobaczył jak przed nim ucieka.
-Spadaj, Malfoy-odkrzyknęła przyśpieszając biegu. Miała no sobie buty na wysokich obcasach i nie było to dla niej zbyt proste. Bez wahania zrzuciła je z siebie, pozostawiając Dracona w tyle. Bardzo go to zmotywowało, gdyż nie mógł dopuśić by ktoś pokroju Granger obrażał go, a potem z powodzeniem uciekał. Skupił wszystkie siły i doganiając, powalił ją na ziemię. Na jego nieszczęście wpadła w wielką, błotną kałuże. Teraz mógł już się pożegnać z życiem. Stał nad nią, uśmiechając się perfidnie. Dziewczyna spojrzała na niego z nienawiścią i wstała o własnych siłach, zupełnie ignorujac jego wyciągniętą dłoń.
-Nienawidzę cię-powiedziała spoglądając mu prosto w twarz. Po jej długich włosach, spływały strużki wody, a całe ubranie było w błocie. W jej oczach kryły się iskierki gniewu. Nie robiło to nim jednak żadnego wrażenia. Uśmiechał się złośliwie, nieskrępowany jej potępiającym wzrokiem. Mina zrzedła mu dopiero wtedy gdy dziewczyna nachyliła się zbierając w ręce błoto i rzucając mu nim w twarz. Z wściekłością otarł sobie twarz, podchodząc do Hermiony. Złapał ją za nadgarstki, mówiąc chłodnym tonem:
-Przesadziłaś-tym razem to on rzucił w nią błotem, uśmiechając się z przekąsem. Był wściekły. Dziewczyna otworzyła buzię, jednak nie wypowiedziała żadnego słowa. Z niedowierzaniem wpatrywała się w jego brudną twarz.
-Nienawidzę cię! Jesteś okropny, bezduszny, arogancki, cyniczny, egoistyczny, bezczelny, chamski, zakłamany, pewny siebie...
-Przystojny i inteligentny-dodał szybko zarzucając ją sobie na ramie.
-Puść mnie! Ty tępy, niemiły, kretynie! Napiszę do dyrektora!-wrzeszczała waląc pięściami w jego plecy.
-Nie-odparł chłodno, dalej ją niósł. Był to dla niego niemały wysiłek, a pogoda niesprzyjająca. Mógł pożegnać się ze swoim zdrowiem na długo. Teraz nie myślał o tym długo, tylko wszedł do szkoły, ociekając wodą. Zaczął wchodzić po schodach.
-Dokąd mnie niesiesz?!-krzyknęła dziewczyna,  próbując się wyrywać.
-Do Kruma-odparł ironicznie i złośliwie. Nagle poczuł jak wszystkie jej mięśnie się napinają, a ona staje się o ile to możliwe poważniejsza.
-Puść mnie-warknęła lodowatym tonem. To przestało być śmieszne, ba, to w ogóle nie było śmieszne. Chłopak jedynie wzruszył ramionami i wszedł do jej prywatnego dormitorium.
-Masz fajny prysznic-rzucił krótko, odstawiając ją na ziemię. Wszedł do jej łazienki, rzucając jakiś nieprzyzwoity komentarz na temat suszącej się tam bielizny. Dziewczyna przekręciła oczami i ze złością usiadła na fotelu. Nie zdała sobie nawet sprawy kiedy zasnęła. Gdy Draco wyszedł i ją zobaczył, pomyślał jak bardzo mu na niej zależy. Mógł się na nią wściekać, ale to nie zmieni tego co do niej czuje. Delikatnie wziął ją na ręce, przekładając na łóżko. Zdjął z niej brudną od błota kurtkę i buty, starając się jej nie obudzić. Sam ułożył się na kanapie, wiedząc, że gdyby wpakował by się jej do łóżka, mógłby nie dożyć kolejnego dnia. Zamknął oczy i próbował zasnąć, jednak nie bardzo mu się to udawało. Wstrząsały nim dreszcze i czuł się cały rozpalony.
-Cholera-westchnął na myśl, że znów jest chory. Nie powinien wychodzić w tą ulewę. Ale czy to nie dzięki temu spędza noc w dormitorium Granger? Co z tego, że jest na niego wściekła? Wystarczy mu sama jej bliskość. Owinął się dokładniej kocem i poczuł jak kręci mu się w głowie. Był bardzo spragniony. Wstał i lekko się zataczając, podszedł do komody na której stał dzbanek wody. Wziął leżącą obok szklanką i już miał nalać sobie wody,gdy stłukła mu się w rękach. Spojrzał na swoje drżące dłonie.
-Cholera-zaklął po raz kolejny i spojrzał na śpiącą w łóżku dziewczynę. Przeciągała się otwierając zaspane oczy. W końcu spojrzała na Dracona i na ten widok momentalnie poderwała się z łóżka. Podeszła do niego, dotykając dłonią jego policzka.
-Jesteś cały rozpalony-westchnęła z troską. Jej czekoladowe, ciepłe oczy były bardzo zaniepokojone. Po niedawnej złości nie było już śladu. Wzięła swoją różdżkę i naprawiła potłuczone szkło.
-Pokaż-szepnęła patrząc na jego rękę. Dopiero wtedy uświadomił sobie, że pokaleczył się o ostre kawałki szkła. Gorąca krew spływała na podłogę. Hermiona po raz kolejny machnęła różdżką i zapaliła lampkę nocną. Musiała dokładniej przyjrzeć się ranie. Wyjęła z niej kawałek szkła, pomagając mu usiąść na łóżku.
Szybko wyczarowała bandaż i owinęła nim rękę Ślizgona. Martwiła się o niego. Nic nie mówił. Po prostu się patrzył. Nie miał siły wdawać się w żadne pogawędki. Był przemęczony, słaby i chory. Od dawna nie był we własnym domu. Ciągle podróżował nie zatrzymując się na długo w jednym miejscu. Nie miał czasu na odpoczynek. Nieustannie męczyły go jakieś myśli, żył w biegu, a teraz było to widać na jego twarzy. Rok szkolny jeszcze się nie skończył, a on już tyle przeżył... Przez dłuższy czas w zamyśleniu patrzyli sobie w oczy.
-Granger-szepnął po dłuższym czasie, gdy za mocno owinęła mu bandaż. Poczuł jak dopiero co zakrzepnięta krew, na nowo zaczynała spływać po dłoni. Hermiona szybko przerwała kontakt wzrokowy, próbując coś na to poradzić. Nagle poczuła jak do jej oczu zaczynają napływać łzy. Nie radziła sobie. Szybko odwróciła głowę nie chcąc by chłopak to zobaczył. Rzuciła krótkie "przepraszam", po czym wyszła po mokre ręczniki. Draco przez chwilę siedział zamyślony na łóżku, by po chwili położyć się i zamknąć oczy. Czuł się okropnie. Wstrząsały nim dreszcze, miał gorączkę, a na plecach czuł zimny pot. Jego dłonie były lodowate. Nawet koc którym się owijał nie dawał mu wystarczającego ciepła. Wszedł więc, pod jej grubą, miękką kołdrę, szczelnie opatulając każdy cal swojego ciała. Po chwili znalazła się dziewczyna, która usiadła obok niego i położyła na czole ręczniki. Uśmiechnęła się blado, powstrzymując się od łez. Chłopak złapał ją za rękę przekonując, że nie ma czym się martwić. Spojrzała na drżącego z zimna Dracona. Westchnęła głęboko, kładąc się obok niego. Przytuliła się do niego, próbując dać mu choć trochę ciepła. Blondyn przymknął oczy, wtulając się w jej pachnące włosy. Uśmiechnął się delikatnie. Gorączka już mu nie przeszkadzała. Warto było się tak poczuć, żeby doświadczyć tak przyjemnego uczucia. Miał ją przy sobie i to bardzo blisko. Jego uśmiech zniknął dopiero wtedy gdy uświadomił sobie, że to sytuacja ją do tego zmusiła. Nie zamierzał się jednak nad tym zastanawiać. Trzeba było korzystać z chwili. Ponownie się uśmiechnął i zasnął z ukochaną Gryfonką u boku.

Rozdział 36

Wiesz jak to jest kiedy ci na kimś zależy? Kiedy starasz się i kiedy wydaje się, że wszystko między wami w porządku, a potem ona po prostu cię odrzuca? To niewątpliwie boli. Można wtedy powiedzieć, że już nam nie zależy. Tak, może to by było najlepsze co da się w takiej sytuacji zrobić. Wyjść z niej z twarzą. Tyle, że Draco za bardzo ją na to kochał. Nie mógł powiedzieć, że mu nie zależy, bo mu zależało. Mogła go obrażać, ale on i tak jej nie zostawi. Po prostu wpatrywał się w nią zaskoczony nie mogąc tego zrozumieć. W jego oczach krył się najzwyczajniej smutek. Gdy tylko to zobaczyła zakryła sobie dłonią usta. Nie chciała, żeby tak wyszło. Łzy nie przestawały spływać po jej policzkach, a sama była na siebie wściekła. Wiktor Krum jakby zrozumiał, że robi się niebezpiecznie, po prostu stchórzył i sobie poszedł. Nie obchodziło go to, że jego dawna przyjaciółka sprowokowała i została sam na sam z nieobliczalnym Draconem Malfoyem. Co prawda, z jego strony nie miała się czego obawiać, bo Ślizgon nie miał co do niej żadnych złych zamiarów. Po prostu go zraniła. Zrozumiała to. Zraniła Dracona, zraniła Wiktora...
-Ja... ja przepraszam-zaczęła, a głos zaczął jej się łamać. Złapała się za włosy, odwracając się do niego tyłem. Wariuje. Najgorsze było to, że chłopak nic nie odpowiadał. Milczał wpatrując się w nią tym samym zdumionym i zbolałym wzrokiem.
-Powiedz coś-wyszeptała błagalnie, zwracając się w jego stronę.
-Ja nie rozumiem-odparł spokojnie i obojętnie. Był trochę zły, ale nie dawał tego po sobie poznać.
-Słucham?-nie bardzo wiedziała o co może mu chodzić.
-Po prostu mam tego wszystkiego dość. Nie mówisz mi o wszystkich rzeczach. Nie dziw się, że jestem zły.
-Proszę przestań.
-Nie, nie przestanę!-krzyknął, przestając ukrywać irytacje.
-Czy ty naprawdę musisz wszystkich bić?! Szanowny arystokrata nie potrafi normalnie rozmawiać? Twoja reputacja spada gdy nie możesz wybić komuś zębów?!
-On jest podły. Dobrze o tym wiesz, ale skoro wolisz żebym wszystko olał, proszę bardzo! Nie zależy mi na ratowaniu cię z każdej opresji! Podobno umiesz o siebie zadbać!
-Och, zamknij się, Malfoy! O niczym nie masz pojęcia!
-A może to ty nie zdajesz sobie powagi z niektórych spraw? Facet na zmianę cię wykorzystuje i upokarza!
-Nikomu nie daje się wykorzystywać!
-Doprawdy? Co się dzisiaj stało?
Trafił idealnie w czuły punkt. Nie chciała mu o tym mówić. Jedyne co mogła zrobić w tym momencie to zmienić temat.
-Widzę, że czujesz się lepiej. Pakuj się, jutro wyjeżdżamy...
-A może ja nie chcę nigdzie wyjeżdżać?-przybrał na twarz swój paskudny uśmieszek. Dobrze wiedział jak jej na tym zależy. Obrzuciła go jedynie nienawistnym, nie znoszącym sprzeciwu spojrzeniem, po czym poszła do swojego dormitorium. Kłębiło się w niej od emocji. Była zarazem smutna, wściekła i rozżalona. Do tego czuła jakby traciła go po raz kolejny. Przez chwilę stał wpatrując się w punkt gdzie przed chwilą stała, po czym słabym krokiem wrócił do skrzydła szpitalnego.


-Blaise, czy ty słyszałeś o czym gadał Dumbeldore z McGonagall? On jest w Durmstrangu, a On znajdzie kamień!
-Nie rozśmieszaj mnie, Pansy! Ten staruch nie odnajdzie kamienia na który polujemy MY!-Blaise siedział przy śniadaniu, popijając sok z dyni. Zmuszeni byli usiąść tego dnia bliżej stołu nauczycielskiego i udało im się podsłuchać rozmowy nauczycieli.
-Co my teraz zrobimy?-spytała zrezygnowana Pansy. -Wszystkiego zaczyna mi się odechciewać...
-Żartujesz?! Pomyśl o tym tak: milion galeonów! Fortuna i świetlana przyszłość...
-Nie podniecaj się, Blaise-przerwała mu zażenowana. -Spieprzyliśmy robotę... Nie zostaje nam nic, jak czekanie jak on wróci i poderżnięcie mu gardła gdy tylko powie gdzie jest kamień...-zaczęła, ale urwała, bo właśnie zaczęła zbliżać się do nich Astoria Grangrengass. Spojrzała na nią i uśmiechnęła się jadowicie. Kochała wkurzać puste Ślizgonki. Było to bardzo wkurzające. Momentalnie przysunęła się bliżej Blaisa, trzepocząc rzęsami.
-Misiu pysiu, spójrz kto idzie-zaszczebiotała, posyłając mu rozbawiony uśmiech. Blaise rozejrzał się lekko zdezorientowany. Po chwili zauważył już Astorie, a na jego twarzy pojawił się zrozpaczony grymas. Przylgnął do Pansy, łapiąc ją za rękę. Dziewczyna uniosła brwi, powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem. Zabini nie wydawał się być tym zadowolony i jęknął cicho, gdy Astoria usiadła obok nich.
-Hej Blaise-zagadnęła posyłając mu uwodzicielski uśmiech.
-Ee... cześć, Alicjo... Amando... Ado...? Astorio!-krzyknął w końcu, szczęśliwy, że udało mu się przypomnieć jej imię. Dziewczyna nie czuła się tym jednak zrażona i zaczęła:
-Jesteście parą?-spytała niepewnie.
-Ni...!-zaczął Blaise, gdy nagle przerwała mu Pansy.
-Oczywiście, że jesteśmy! Prawda misiu pysiu?-spytała uroczo, jednak w jej oczach kryło się spojrzenie nie znoszące sprzeciwu. Bawiła się doskonale.
-O tak!-krzyknął Blaise uśmiechając się złośliwie. Postanowił pokonać ją jej własną bronią. Zatkał jej usta pocałunkiem, jakiego jeszcze nigdy nie doznała. Zaskoczona z początku odwzajemniała ten pocałunek, jednak gdy tylko zdała sobie sprawę co robi, odepchnęła go nie wzbudzając podejrzeń Astorii.
-Blaise, jeszcze się zarumienię...-zaczęła dziwnym tonem. -No idź! Wynocha! Chcemy pobyć sami!-obrzuciła Astorie groźnym spojrzeniem, po chwili przerzucając wzrok na Ślizgona.
-Co to miało być?-warknęła.
-O co ci chodzi?-spytał jadowicie. -Jestem przecież twoim "misiem pysiem"-zaśmiał się złośliwie zostawiając dziewczynę samą sobie. Pansy siedziała zaskoczona dotykając palcami swoich rozpalonych od pocałunku warg. Nie mogła powiedzieć, że zakochała się w Ślizgonie, ale ewidentnie coś do niego poczuła. Nie! Szybko odpędziła od siebie myśli. To była zabawa, nic nie znaczyło. Jeszcze chwila, a stałaby się naiwną dziewczyną poddającą się żałosnym urokom Zabiniego.

-------------------------------------------------------------------
Rozdział dość krótki, ale nie miałam pojęcia co mogłabym dopisać, a nie chciałam zaczynać nowych wątków. Ogólnie, nie wiem czy zauważyliście, ale z moją weną trochę gorzej. Proszę więc o komentarze i szczere opinie, które, mam nadzieje, ją pobudzą. Piszcie to wstawię nowy jeszcze dziś :) Nie zawiedźcie mnie :D
         Pozdrawiam i zapraszam do czytania kolejnych rozdziałów, które z pewnością pojawią się niebawem. 

sobota, 27 kwietnia 2013

Rozdział 35

Patrzyła jak zasypia. Udawał twardego, a tak naprawdę bardzo cierpiał. Był słaby i póki co nie było szans na szybki powrót do Hogwartu. Podróż by go wykończyła. Pragnęła być z nim, ale nie mogła. Dostała mnóstwo listów z Hogwartu. Musiała się uczyć. Nienawidziła tej szkoły. Nikogo nie znała, nauczyciele byli nienormalni, a ich system nauczania był wprost beznadziejny. Do tego Wiktor Krum miał z nią wspólne prawie wszystkie lekcje. Nie mogła się na niego patrzeć i za każdym razem mijała go z obrzydzeniem. Nie potrafiła mu tego wybaczyć, mimo iż wypadek Dracona nie był bezpośrednio jego winą. Wyszła ze skrzydła szpitalnego udając się do biblioteki. Było to jedyne znośne miejsce w tej szkole. Nie miało jednak szans z tą Hogwarcką. Usiadła przy jednym ze stolików i zagłębiła się w Historie Durmstrangu. Nie była ona tak ciekawa jak ta jej szkoły, jednak musiała przyznać, że trochę ją zafascynowała. Durmstarng miał mnóstwo obyczajów i tradycji o których w Hogwarcie nikt nie słyszał. Za oknem zapadał zmierzch, a po szybie spływały krople deszczu. Kochała czytać, słysząc charakterystyczny, szumiący dźwięk. Było to w pewien sposób magiczne. Odpływała wtedy w świat książki, zupełnie zapominając o rzeczywistości. Nie zauważyła więc jak obok niej przysiadł się pewien chłopak.
-Hermiono, musimy porozmawiać-odezwał się uświadamiając sobie, że dziewczyna nie zdaje sobie sprawy z jego obecności. Dziewczyna leniwie przeniosła wzrok znad kart księgi i westchnęła zrezygnowana.
-Nie sądzę byśmy mieli o czym, Krum-odparła chłodno próbując z powrotem skupić się na czytaniu. Nie mogła. Rozproszył jej myśli swoją obecnością. Była na niego wściekła, a on nic sobie z tego nie robił. Przyszedł do niej i bezczelnie mówi jej, że ona coś MUSI. Zacisnęła zęby i ze złością zatrzasnęła  księgę. Odłożyła ją mocno waląc o blat stołu. Spojrzała na niego wyzywająco dając mu do zrozumienia, że ma mówić. Chłopak przygryzł nerwowo wargę długo się wahając.
-No właśnie...-obrzuciła go zimnym spojrzeniem i zaczęła kierować się ku wyjściu z biblioteki. Nie było jej to jednak dane, bo Bułgar złapał ją za nadgarstek i błagalnie poprosił by usiadła. Spojrzała na niego pogardliwie i w końcu się zgodziła. Miała ochotę mu wygarnąć, więc jeśli da jej w tej rozmowie jakikolwiek pretekst na pewno skorzysta.
-Pamiętasz jak w czwartej klasie przesiadywałaś w bibliotece?-spytał łapiąc jej rękę. Szybko odrzuciła ten gest unosząc brwi. Do czego zmierzał?
-Daruj sobie Krum. To było dawno i nie ma znaczenia co robiłam w czwartej klasie...
-Ma, bo właśnie wtedy się w tobie zakochałem. Z tego co pamiętam, to ty też coś do mnie czułaś.
-Błagam cię Krum-dziewczyna przewróciła oczami. Czuła się lekko zażenowana. -Możliwe, ale to na pewno nie była miłość. Miałam czternaście lat! To była zabawa, zauroczenie...-po chwili ugryzła się w język. Nie będzie się tłumaczyła temu kretynowi!
-Ale ja nadal coś do ciebie czuje i jestem pewny, że ty coś do mnie też. Takie uczucie nie umiera.
Nie mogła zaprzeczyć. Bez wątpienia coś do niego czuła. Kiedyś. Teraz liczył się już ktoś inny.
-Czemu sądzisz, że mogłabym coś do ciebie czuć? Po tym wszystkim?
-Po tym wszystkim?! Hermiono czy ty naprawdę sądzisz, że jestem taki zły?! Niby w czym jestem gorszy od tego całego Malfoya?!
-Nie mieszajmy w to Malfoya-wycedziła przez zęby. Była wściekła.
-A to niby czemu? Odpowiedz na pytanie.
W sumie to czemu nie? Chciał wiedzieć to mu odpowie. Niech zna prawdę.
-Malfoy nie nazwał mnie dziwką-sądziła, że to wystarczy. Na Bułgarze nie robiło to jednak żadnego wrażenia. Patrzył na nią obojętnym wzrokiem, wzruszając ramionami.
-Chwała mu za to!
-Jesteś żałosny-mierzyła go morderczym spojrzeniem. -Czemu sądzisz, że na mnie zasługujesz?
-Bo przeżyliśmy wspaniałe chwile, Miona. Nie można tak tego zaprzepaścić!
-A ja się łudziłam, że przeprosisz-westchnęła, po czym wybiegła z biblioteki trzaskając drzwiami. Wyszła na korytarz w wyjątkowo podłym nastroju. Minęła właśnie jakiś posąg, gdy z jakiejś pustej klasy wyszła grupa chłopców. Wyglądali na starszych od Hermiony. Byli wyżsi i silniejsi. Zamierzała ominąć ich obojętnie, gdy jeden z nich złapał ją za ramiona przyciskając do ściany. Znieruchomiała. W jej oczach krył się strach. Nie miała ze sobą nawet różdżki. Chłopak patrzył na nią pożądliwym wzrokiem, uśmiechając się szyderczo. Reszta jego kolegów, zapewne w obawie przed konsekwencjami, odeszła gdzieś, bynajmniej nie zamierzając jej pomóc. Zaklęła w duchu i próbowała wyrwać się z uścisku chłopaka. Była w końcu Hermioną Granger, zawsze znajdowała wyjście w nawet w najgorszych sytuacjach. Teraz, zdawała się być zupełnie bezradna. Czuła na swojej szyi usta chłopaka. Bez skrupułów się do niej dobierał. Nagle zobaczyła kątem oka, zbliżającego się w ich stronę Wiktora Kruma. Odetchnęła z ulgą. Jeszcze chwila i otrzyma potrzebną pomoc. Bułgar stanął za jej oprawcą i tylko się uśmiechał. Nie wyglądało na to by zamierzał coś zrobić. Tymczasem ręce chłopaka wędrowały do jej koszuli kolejno rozpinając guziki. Zaczęła wrzeszczeć i się wyrywać, błagalnie patrząc na Wiktora. Widziała jak się uśmiecha.
-Nie wiedziałem, że aż taka jesteś łatwa, Granger-szepnął z mściwą satysfakcją, po czym zaczął się odwracać. Jej napastnik tak jak nic nie zrobił sobie z jego obecności, tak teraz jeszcze z większą zachłannością pochłaniał pocałunkami jej ciało.
-To jest to twoje uczucie, tak?!-wrzasnęła za nim desperackim głosem. Podziałało. Zatrzymał się i spojrzał na nią mrożącym wzrokiem.
-Zostaw ją Chad-powiedział obojętnie. -Zostaw!-krzyknął. Chłopak niechętnie się od niej odsunął, posyłając jej kpiący uśmieszek. Dziewczyna osunęła się po ścianie, ukrywając twarz w dłoniach. Słyszała tylko oddalające się kroki chłopaka i kucającego nad nią Wiktora.
-Hermiono, ja...-zaczął, ale wszystko już u niej stracił.
-Daruj sobie!-powiedziała wściekła podnosząc głowę. W jej oczach krył się ból i zawód. Nie tego się po nim spodziewała. Poderwała się z miejsca, zamierzając jak najszybciej uciec.
-Ej! Uratowałem cię!-wrzasnął za nią, poirytowany.
-Chwała ci za to-odparła na chwilę się odwracając. Po jej policzkach spływały łzy strachu i złości. Szybko zaczęła kierować się w stronę skrzydła szpitalnego. Jedyne czego potrzebowała, to bliskości Dracona. Otworzyła drzwi, kompletnie zapominając o pukaniu. Wparowała do sali podchodząc do jego łóżka. Przeciągał się. Obudziła go.
-Wyjeżdżamy stąd!-krzyknęła na niego, zrzucając na jego osobę cały swój ból.
-Co się stało?-spytał zdezorientowany. Zmarszczył brwi, jednocześnie łapiąc się za pękającą od jej wrzasku głowę.
-Wyjeżdżamy! Teraz! Od razu!-usiadła na podłodze opierając się o ścianę. Ukryła twarz w dłoniach, wybuchając niekontrolowanym szlochem.
-Co się dzieje?-ponowił pytanie Draco z zaintrygowaną miną. Usiadł na łóżku, lepiej jej się przyglądając.
-Nienawidzę tej szkoły, nienawidzę tych ludzi, nienawidzę przeklętego Kruma...
-Co ten kretyn znowu zrobił?-spytał lekko się denerwując. Nigdy nie widział jej w takim stanie,a gdy tylko usłyszał, że palce mieszał w tym Krum...
-Nieważne! To znaczy... ja nie mogę ci tego powiedzieć, bo to jest...-zaczęła łamiącym głosem.
-Granger! Masz mi powiedzieć-przybrał srogą minę, a w jego oczach kryła się chęć mordu.
-No ale...-nie miała siły mówić. Po prostu usiadła na jego łóżku i zaczęła wypłakiwać łzy w jego koszulkę. Lekko przygarnął ją do siebie gładząc ją po głowie. Po chwili odsunął się unosząc jej pod brudek, zmuszając tym samym to spojrzenia prosto w oczy.
-Po prostu mam dość tej szkoły-powiedziała, decydując, że nie powie mu o incydencie z Bułgarem. Z pewnością doszłoby do rękoczynów jak nie morderstwa.
-Przecież masz mnie, możesz na mnie liczyć-zaczął przewracając oczy. Miał dość jej upartości.
-Właśnie w tym jest problem, Draco! Nie ma cię ze mną kiedy cię akurat potrzebuję!-myślała tu o chłopaku przygniatającym ją przed chwilą do ściany. Była wściekła, że doszło do czegoś takiego. Jej gniew spadł przez to między innymi na niczego winnego Dracona.
-Wiesz,że nie mogę-odparł spokojnie, lecz z pewną irytacją. Nie była z nim szczera, a do tego ma jeszcze jakieś pretensje.
-Ale czemu to wszystko spada na mnie?-spytała. Nie liczyła się z tym, że była trochę niesprawiedliwa. Mówiła to, co w danej sytuacji czuła, a czuła się beznadziejnie. Do tego nie miała komu o tym powiedzieć, a on zaczynał się na nią denerwować. Nie wiedząc co ma robić, po prostu wyszła z sali. O nie. Na to Ślizgon nie mógł pozwolić. Ubliżało to jego godności. Wstał z łóżka, czując jak uginają się pod nim nogi. Wziął głęboki oddech i nie zważając na protesty tamtejszej pielęgniarki, wyszedł z sali. Granger szła na końcu korytarza. Dogoniłby ją gdyby tylko miał siłę.
-Granger!-wrzasnął wkurzony. Dziewczyna chciała odpowiedzieć, lecz z sąsiedniego korytarza wyszedł Wiktor Krum. Kiedy ochłonął, postanowił ją znaleźć. Nie mógł pozwolić, by tak to się skończyło. Szukał jej po całej szkole, gdy natknął się na nią w pobliżu skrzydła szpitalnego. Była to dość niecodzienna sytuacja. Dziewczyna z wściekłością spoglądała na Dracona Malfoya, który wyglądał jakby uciekł ze skrzydła szpitalnego. Zaraz... on uciekł z skrzydła szpitalnego! Ubrany był w czarną, zwykłą koszulkę i ciemne, dresowe spodnie. Jego włosy były niezwykle nawet jak na niego potargane, ale nawet wtedy wyglądał bosko. Mierzył dziewczynę  swoim ironicznym wzrokiem, opierając się o ścianę. Był wyjątkowo blady i wyglądał jakby miał zemdleć. Nie dawał jednak żadnych takich oznak i dzielnie stał na korytarzu cholera wie po co. Wiktor stanął tuż za plecami Gryfonki z uniesionymi brwiami. Gdy tylko zobaczył to Draco, uśmiechnął się mściwym uśmieszkiem. Tak... teraz był tym wszystkim znanym Malfoyem-zimnym i aroganckim. Podszedł do niezdającej sobie sprawy z obecności Kruma Hermiony. Dziewczyna spojrzała na niego lekko zdezorientowana. Jego wzrok zdawał się być lekko nieprzytomny, spoglądał ponad jej ramię. Szybko się odwróciła.
-Kogo my tu mamy?-spytał Draco uśmiechając się ironicznie. Zupełnie ignorował Hermionę. -Zabiję cię-wycedził zbliżając się do chłopaka. Ten już zacisnął pięści by zadać cios, gdy nagle stanęła nad nimi brązowowłosa dziewczyna.
-Dajcie spokój. Nie warto-kierowała to bardziej do blondyna, bo na tego drugiego nie mogła patrzeć.
-Przyszedłem cię przeprosić...-zaczął Krum, jednak dziewczyna szybko mu ucięła nie obdarzając go nawet jednym spojrzeniem.
-Daruj sobie, nigdy ci nie wybaczę.
Draco uniósł znacząco brwi, mierząc chłopaka wściekłym spojrzeniem. Co takiego ten kretyn zrobił jego Granger?! Napiął obolałe mięśnie, szykując się do ataku, gdy stanęła przed nim dziewczyna.
-Przestań Malfoy!-nie zareagował-Przestań!-zaczęła uderzać pięściami w jego umięśniony tors.-Nienawidzę cię! Nienawidzę, słyszysz?! Czy ty mnie kiedykolwiek słuchasz?! NIE DOTYKAJ GO!-dziewczyna wpadła w szał. Doskonale wiedziała, że tym razem chłopak nie dałby rady. Pociągnęła go za ramię, jednak to nie poskutkowało. Blondyn spoliczkował Bułgara nie zwracając na nią najmniejszej uwagi. Krum już miał mu oddać, gdy ta stanęła przed Ślizgonem i spojrzała mu prosto w oczy. W jej czekoladowych, zazwyczaj ciepłych oczach, kryła się wściekłość. Nie mogła już tego wytrzymać. Czy ktoś tu się z nią w ogóle liczył?! Nie mogąc się powstrzymać, dała Ślizgonowi w twarz.

-----------------------------------------------------
Moi drodzy!
Mam nadzieję, że wam się podobało. Musiałam trochę popsuć i podłamać serduszko Malfoya, bo wydaje mi się, że właśnie wtedy jest najlepszy-kiedy jest zły, bezczelny i wkurzony. Popsuje teraz trochę ich relacje, ale nie martwcie się, przez to opowiadanie będzie ciekawsze :) 
Oczywiście proszę o duuużo komentarzy. Pobudza to moją wenę i chęci do pisania. Zapraszam do czytania kolejnych rozdziałów, które mam nadzieję przez dalszy ciąg będą dodawane codziennie. 
                                            Pozdrawiam, wasza Oli Fajna :)

piątek, 26 kwietnia 2013

Rozdział 34

Czym jest życie? To na pewno nie bajka, którą możesz skończyć czytać gdy przestanie ci się podobać. To na pewno nie film, który wyłączysz, gdy zacznie cię nudzić, okaże się zbyt straszny lub po prostu głupi. Życie trwa. Nie da się go wyłączyć albo zatrzymać. Ono się toczy. Nie zależnie co zrobisz. Możesz umrzeć, możesz cierpieć, możesz podejmować niewłaściwe decyzje. Życie trwa dalej i to od ciebie zależy jak ty je spędzisz. Pewnego dnia, przychodzi chwila, w której zastanawiasz się, czy robisz dobrze. Czy postępujesz właściwie i czy właśnie tak chcesz żyć. Zadajesz sobie pytanie czy jesteś szczęśliwy. Jeśli tak, nic nie zmieniaj. Żyje się tylko raz. Jeśli nie, masz problem, który powinieneś szybko przeanalizować. Przypomnieć chwile, które dały ci szczęście i przypomnieć chwile, które wyrządziły ci krzywdę. Nie ma sensu o nich zapominać. Należy je zakończyć i sprawić by wspominając niczego nie żałować. Może i bardziej liczy się to co się dopiero stanie, ale czy nie na doświadczeniach z przeszłości powinniśmy planować swoją przyszłość?
Draco Malfoy opadał na ziemię. Wszystko zwolniło. Nie słyszał już żadnych głosów, nie widział już żadnych twarzy. Wiedział, jednak, że jeszcze żyje. Ale niedługo miało się to skończyć. Nie było już ratunku. Sekundy mijały, a on czuł się tak, jakby była to wieczność. Nie było sensu krzyczeć, trzeba było myśleć, żyć. Choćby te ostatnie sekundy. Uśmiechnął się. Było warto. Przeżył w życiu wiele, ale to z nią spędził ostatnie chwile. Umrze tak, jak zawsze chciał. Spektakularnie, epicko, u boku ukochanej osoby. Może nie zdążył jej tak wiele powiedzieć, ale to nic. On już przeżył, już zrobił i doświadczył. Nie czuł się oszukany. To było prawdziwe. Kto wie, może ich miłość nie miała szans długo przetrwać, ale on wierzył, że Hermiona Granger go zapamięta, że nie był jednym z tysiąca chłopaków którzy przewinęli i jeszcze przewiną się w jej życiu. Wierzył, że  był wyjątkowy. Czasem nie da się czegoś ubrać w słowa. Czasem tylko my czujemy i nie jesteśmy w stanie podzielić się tym z innym. Draco Malfoy mówił tej dziewczynie, że ją kocha, ale tylko on wiedział co tak naprawdę czuł. Czuł zdecydowanie coś więcej. Przywiązanie, sympatie, oddanie, przyjaźń i coś jeszcze, coś co sprawiało, że życie bez niej byłoby zupełnie bez sensu... Upadł. Poczuł jak łamią mu się kości, jak mocno wali o twardą ziemię. Chciałby krzyczeć, ale już nie mógł. Zapanowała ciemność już nie czuł bólu, nie chciał nic czuć. Nagle dało mu się dosłyszeć głos. Jakby dobiegający z daleka. Nieosiągalny i słaby. STRACILIŚMY GO. Nie... tak łatwo się go nie pozbędą. On będzie żył. Jego serce zabiję na nowo dla tej, dla której jest zupełnie oddane. To przykre, że musiało dojść do czegoś takiego, żeby to sobie uświadomił. Czy zawsze musimy zdawać sobie sprawę z takich rzeczy dopiero wtedy gdy jest już z późno? Kiedy już w końcu to coś stracimy? Zawsze popełniamy te same błędy. Więc jest jeszcze szansa. Draco otworzy swe oczy powracając do życia, zdając sprawę jak każdy oddech, jak każdy nadwyrężony mięsień i jak każda złamana kość boli. To dobrze. Takie jest życie. Ale nie to jest najgorsze. To poboli i w końcu przestanie. Prawdziwe rany nosimy w sercu i tylko my jesteśmy w stanie je zagoić. To my musimy być szczęśliwi. Musimy korzystać. Tak więc Draco Malfoy otworzył swoje oczy zachłystując się powietrzem. Wrócił, ale czeka go walka. Zobaczył nad sobą mnóstwo niewyraźnych twarzy. Ale to ta jedna się liczyła. Zapłakana i przerażona dziewczyna wpatrywała się w niego swoimi wielkimi, czekoladowymi oczami. Jak to jest, że całym sensem naszego życia może być ta jedna, jedyna osoba? Owszem, możemy sobie wmawiać, że to minie, że to tylko tymczasowe. Ale nie ma dwóch takich samych osób na świecie i ktoś kogo raz pokochaliśmy na zawsze pozostanie w naszym sercu niezapomniany. Nie znajdziemy drugiej, prawdziwej miłości. Taka jest tylko jedyna. Czy Draco mógłby kochać kogoś bardziej niż tę zapłakaną dziewczynę? To dla niej teraz żył i to ona się liczyła. Nie miał jednak siły mówić, po prostu na nią patrzył i to wystarczyło.
-Draco-wyszeptała dotykając jego twarzy. Była przerażona. Jego serce się zatrzymało  i wtedy dopiero uświadomiła sobie, że nie może go stracić. Potrzebowała go i co najważniejsze, kochała-bezwarunkowo. Musiała patrzeć jak od niej odchodzi. Tyle, że teraz zbędne były słowa i przeprosiny. Teraz umierał, było za późno. I nagle otworzył stalowoszare oczy, które kochała. I coś się w niej obudziło. Dał jej nadzieję, dał jej nową szanse. Czy naprawdę musiała czekać aż spadnie z miotły i połamie kości, by  uświadomić jak naprawdę jej na nim zależy? Czy może wiedziała o tym i nie dopuszczała do siebie tej myśli. Jak bardzo wydaje się to głupie. Baliśmy się odrzucenia, reakcji innych, a potem staje się za późno. Co jej po paru pocałunkach i rozmowach. Ona tak naprawdę nie powiedziała mu, co czuje. Co jej po pustych słowach, które tak często mówiła do Kruma, czy innego chłopaka? Ten był wyjątkowy, ten był tym jedynym. Do niego czuła znacznie więcej. Zwykłe kocham cię było niczym w porównaniu do tego co chciała mu  powiedzieć. Dlaczego więc mu tego nie powiedziała? Bo tacy już są ludzie. Muszą coś stracić,  by uświadomić tego wartość. Klęczała tak nad nim i po prostu się uśmiechała. Patrzyła mu w oczy i dziękowała, że żyje. Nigdy by sobie tego nie wybaczyła. On ją ratował. Był gotowy poświęcić własne życie i zdrowie dla niej. Czy jest piękniejszy dowód oddania i miłości? Co jej po czekoladkach i kwiatach od Kruma? Pokazał ile dla niego znaczyła, pozwalając na to by jego pałkarz wymierzył w nią tłuczkiem. Możemy się kłócić i twierdzić, że to co jest między nami nie ma sensu. Wszystko staje się jasne dopiero wtedy gdy widzimy co jest wstanie zrobić dla niej ta osoba. Uratował ją przed ogromnym wilkiem, obronił przed kolesiami w barze. starał uchronić przed Johnem w końcu opiekował się nią kiedy była ranna. Czemu była taka ślepa i tego nie doceniła? Nie zostało jej teraz nic innego jak po prostu patrzeć. Bezsilność to chyba jedyne co ją w danej sytuacji męczyło. Potem widziała, jak zabierają go do własnego skrzydła szpitalnego, jak niosą go z ponurymi minami. Żył, ale w każdej chwili mógł przestać, mógł się poddać. Nie... Draco Malfoy się nie poddaje. Ile to razy wypowiadał te słowa? Ma szanse to udowodnić. Wrócić do dziewczyny, samotnie klęczącej na wielkim boisku do Quidditcha, odnaleźć sens życia i zacząć żyć naprawdę.

Przez wiele godzin czuł, jak rozrywa go od środka. Ból był nie do zniesienia. Paliła go każda złamana i obita kość. Czemu nie ma z nim przyjaciół? Czemu nie ma rodziny? Bo ich nie ma. Została mu tylko ona. Nie mógł jej stracić. Musiał żyć. Dla niej, dla przyjaciół, dla Briana o którym zdawał się zapomnieć, a który dalej mieszkał w jego sercu. Chciał żyć, chciał się wyrwać. Ale nie mógł. Bo go bolało. Stało się męczące i nie do zniesienia. I kiedy przyszła już chwila zwątpienia, kiedy było tak ciężko, że myślał, że nie da rady, przychodziła ona. Jego miłość, miłość Dracona Malfoya.
-Jak się czujesz?-spytała w końcu gdy otworzył oczy. Leżał w skrzydle szpitalnym, a ona przesiadywała tu całymi dniami. Wreszcie się obudził i wierzyła, że będzie już dobrze.
-Granger, nienawidzę tej szkoły-powiedział przejeżdżając dłonią po twarzy. Był wściekły na idiotów, którzy go otaczali. Mimo iż była przy nim dziewczyna, nie mógł się pozbyć tego uczucia.
-Napisałam list do Dumbeldora. Możemy stąd wyjechać gdy tylko będziemy gotowi, a póki co ty nie jesteś gotowy...-zmierzyła go współczującym wzrokiem, po czym nachylając się, ukryła twarz w jego pościeli. Zrobiła to, bo po jej policzkach zaczęły spływać łzy, a nie chciała by to zauważył. Poczuła jak chłopak wplata swoje palce w jej włosy i zaczyna delikatnie gładzić ją po głowie.
-Nie długo wrócimy, zobaczysz... w sumie... to śmieszne przeżyliśmy tu tylko jeden dzień...
-To nie jest śmieszne!-krzyknęła w pościel. Nie podobał jej się jego sposób patrzenia na świat. -Obiecaj mi, że więcej tego nie zrobisz!
-Niby czego? Jedyne co ci mogę obiecać, to to, że więcej nie wsiądziesz na miotłę-odparł rozbawiony. Musiał jakoś poprawić sobie humor. Nie udało mu się to, bo dziewczyna wybuchła histerycznym płaczem. Poczucie winy bardzo ją dręczyło.
-Tak mi przykro...-zaczęła łamiącym głosem. Draco usiadł na łóżku krzywiąc się z bólu. Przygarnął ją do siebie mocno przytulając.
-To nie twoja wina... Jedyną osobą którą można za to winić jestem ja... no i może jeszcze Krum.
Może i przeżył wewnętrzną przemianę, ale był wściekły na Bułgara. Gdyby nie jego egoistyczne i dumne podejście do gry, do niczego by nie doszło. Tymczasem prawie go zabił. Draco cenił sobie swoje życie i nie zamierzał tak po prostu mu tego wybaczyć...



Ciemna postać przemierzała przez ulicę, zasłaniając swoja bladą twarz kapturem. Wściekła wpadła do jednego z lokali Śmiertelnego Nokturnu. Przechodziła między stolikami, nie zważając na wścibskie spojrzenia zgromadzonych ludzi. Szukał tego jednego. Zobaczył. Ciemnowłosy mężczyzna siedział na wielkiej kanapie wygodnie się rozsiadając. Podbiegł ciągnąc za sobą fałdy czarnego płaszcza. Przyłożył różdżkę do jego piersi i wysyczał chłodnym, niskim głosem.
-Zaczynasz robić problemy, Benie-mroził go swoimi szkarłatnymi ślepiami.
-Kim jesteś?!-krzyknął próbując załagodzić sytuację.
-Nazywam się Lord Voldemort i zabiję cię jeśli chociaż raz moje uszy dosłyszą twoje plugawe imię-wycedził przez zaciśnięte zęby, po czym teleportował się z trzaskiem. Czyżby Czarny Pan wziął sprawy Hermiony Granger we własne ręce?

czwartek, 25 kwietnia 2013

Rozdział 33

                        Plan zajęć dla uczniów z wymiany w szkole magii i czarodziejstwa w                                        

                                                                Durstmangu
Poniedziałek:
1. Eliksiry
2. Wróżbiarstwo 
3. Historia magii
4. Obrona przed czarną magią
5.  Zielarstwo
6. Opieka nad magicznymi stworzeniami
7. Mugoloznawstwo
8. Numerologia
9. Starożytne runy
10. Quidditch 


-Tylko dziesięć lekcji?! Tak mało?-spytał ironicznie Draco po zobaczeniu swojego planu lekcji.
-Daj spokój, to nie tak dużo...-odparła zażenowana Hermiona. Chłopak chyba nie miał pojęcia co to znaczy dużo lekcji. Tak czy siak, obydwoje byli wyczerpani. Przypłynęli do szkoły późnym wieczorem i nie mieli okazji porządnie się wyspać. Siedzieli przy ogromnym stole i jedli śniadanie. W Durmstrangu nie było podziału na domy, więc mogli usiąść obok siebie. Grzebali w swoich jedzeniach, co chwila ziewając i przecierając oczy.
-Popatrz na to z innej strony, Granger. Dziesięć lekcji RAZEM-Draco uśmiechnął się zjadliwie mierzwiąc swoje potargane włosy. Hermiona nie tego się obawiała. Ostatnia lekcja to Quidditch. Jedyny przedmiot którego po prostu nie cierpiała. Nie równało się z nim nawet wróżbiarstwo, czy historia magii do której zraziła się przez nudne wykłady profesora Binnsa. Nie zamierzała jednak okazać tego przed Ślizgonem i dumnie oświadczyła:
-Nie gadaj tylko chodź na eliksiry. Pewnie długo będziemy szukać sali...
-Gdzie indziej mogą być eliksiry jak nie w lochach?-spytał Draco. Było to dla niego tak oczywiste, że rozbawiła go wypowiedź Hermiony. Dziewczyna uśmiechnęła się ironicznie i wyszła z wielkiej sali w której uczniowie spożywali wszelkie posiłki. Durmstrang bardzo różnił się od tak dobrze znanego jej Hogwartu. Owszem to także był stary zamek, ale był zdecydowanie mniejszy i bardziej kameralny. Na wszelkich korytarzach podłogi wyściełane były bogato zdobionymi dywanami. Ściany miały na sobie czerwoną tapetę pomazaną najróżniejszymi grafiti. Uczniowie byli mniej zdyscyplinowani i (o zgrozo!), mówili z wkurzającym, Bułgarskim akcentem. Minęło dużo czasu nim dwójka z Hogwartu znalazła klasę eliksirów. Okazało się, że Draco nie miał racji i nie znajdowała się ona w lochach, których w Durmstrangu nie było wcale. Hermiona była bardzo zadowolona gdy szedł mrucząc pod nosem, że zamek bez lochów to nie zamek. Weszli do sali bardzo spóźnieni i (o zgrozo!) nauczycielem okazała się niezwykle ładna kobieta. Wyglądała na jakieś trzydzieści lat. Ubrana była w zieloną, zwiewną, kwiecistą sukienkę. Uśmiech nie schodził jej z twarzy. Przywitała ich wesoło i zaprosiła do jedynej wolnej, specjalnie przygotowanej dla nich ławki. Hermiona uśmiechnęła się przyjacielsko, a Draco prychnął pod nosem ponownie mrucząc coś o tym, że eliksiry których uczy kobieta to nie eliksiry. Usiedli wyciągając ze swoich toreb podręczniki. Draco ledwo powstrzymał się od krzyku gdy zobaczył na nich nazwisko Glideroya Lockharta. Hermiona posłała mu karcące, rozbawione spojrzenie, po czym zabrała się do warzenia eliksiru.
-Nie lubię tej kobiety-szepnął pomagając jej siekać nóżki żaby. -Ona lubi tego palanta.
-Przyznaj się. Nie to ci przeszkadza. Po prostu w niczym nie przypomina twojego ukochanego Snape'a-odpowiedziała powstrzymując się od chichotu. -Ale, że to tępak muszę przyznać. Koleś nie zna się na eliksirach ani trochę. Dobrze, że znam przepis na eliksir pobudzenia na pamięć...
Po męczącej godzinie nauki z fanką Lockharta, przyszedł czas na wróżbiarstwo-przedmiot do którego Hermiona żywiła urazę od trzynastego roku życia.
-Widzę, o tak widzę świetlaną przyszłość wokół ciebie...-szeptał zmysłowo profesor wróżbiarstwa trzymając ja za rękę. Ebenezer okazał się starszym mężczyzną o urodzie turka. Miał turban i podkręcone, czarne wąsy. Klęczał przed Hermioną i "wróżył jej z ręki". Dziewczyna siedziała na gustownej kanapie patrząc na niego z uniesioną brwią. Obok niej, Draco zażenowany przejeżdżał sobie dłonią po twarzy. Profesor okazał się większym idiotą niż Krum i Wesley razem wzięci. Do tego poczuł ukłucie zazdrości gdy szeptał jej właśnie "wizje" "wspólnej" przyszłości.
-Co za idiotyzm-westchnął nie mogąc się powstrzymać. Profesor zmierzył go oburzonym wzrokiem i zakończył lekcję słowami "moje ego ucierpiało, muszę odpocząć". Po tej lekcji przyszedł czas na historie magii za którą nie przepadało żadne z nich. Weszli do ogromnej sali w której wykładał wysoki, gruby nauczyciel z oliwkową cerą i długą, ciemną brodą sięgającą do pasa.  Przywitał ich z uśmiechem, obnażając swoje złote zęby. Zarówno Draco jak i Hermiona spojrzeli na niego z dystansem, po czym usiedli na wyznaczonych miejscach. Zaczął się długi, nudny monolog. Różnił się od tego profesora Binnsa tym, że mężczyzna ciągle zmieniał ton głosu. Raz mówił głośno i powoli, innym razem cicho i szybko. Czasem zaczynał nagle krzyczeć, na co każdy uczeń podskakiwał w ławce. W końcu, kiedy Draco po raz setny krztusił się co brzmiało "zaraz się zabiję" nastał koniec i przyszedł czas na obronę przed czarną magią. To obydwoje bardzo lubili. Hermiona, bo jej najlepszym przyjacielem był Harry Potter, Draco, bo wiedział czym naprawdę jest to przed czym ma się bronić. Potrafił przewidzieć niemal każdy ruch i uprzedzić go odpowiednim zaklęciem. Nauczycielką okazała się jednak kobieta godna miana "trochę lepsza niż Umbridge". Co prawda pozwalała im używać różdżek (Merlinowi niech będą dzięki!), ale była różową przesłodzoną jędzą. Zarówno Draco i Hermiona zyskali jej podziw. W tej dziedzinie Hogwart miał zdecydowanie lepszy poziom. W końcu, kiedy Draco po raz setny tłumaczył jej, że "owszem na pewno do siebie pasujemy, ale nie lubię puszystych kociaczków", i ta lekcja dobiegła końca. Wyszli więc na dwór do jednej z cieplarni. Przerabiali na zielarstwie ten temat w drugiej klasie i niezwykle się nudzili. Na opiece oglądali przesłodkie jednorożce na których widok Draconowi zbierało się na wymioty. Może nie na widok samych zwierząt, ale uczniów którzy mówili do nich przemiłym głosem.
-Lepsze to, niż sklątki tylnowybuchowe...-westchnął podchodząc bliżej do "słitaśnych" zwierząt. Potem, przyszedł czas na mugoloznawstwo. Hermiona wykazała się na ten temat niezwykłą wiedzą co oczywiście go nie dziwiło. Prychał tylko pogardliwie nie śmiejąc wyrazić na ten temat swojej opinii. Numerologia i starożytne runy minęły szybko. Chyba dlatego, że obydwoje zasnęli w ostatniej ławce. Hermiona nie mogła sobie tego wybaczyć, a Draco wzdychał tylko, tłumacząc, że to nie jego wina. Podróż dała im się we znaki, a natłok zajęć osłabił. Ostatnia lekcja to Quidditch. Draco był z tego powodu bardzo szczęśliwy, bo był to jedyny przedmiot, który zapowiadał się naprawdę przyjemnie. Gorzej było z Hermioną, którą ściskało w żołądku na samą myśl o dotknięciu miotły.
-Wiesz, źle się czuję, może pójdę do pokoju-powiedziała niepewnie. Była blada jak ściana i zaczęła nerwowo wykręcać palce.  
-Granger, ty się po prostu boisz-oświadczył dobitnie zakładając ręce. Był tym lekko rozbawiony. Obydwoje znajdowali się już w szatni. Profesor Row podzieliła ich na drużyny. Na ich nieszczęście w przeciwnej znajdował się Wiktor Krum razem z resztą reprezentacji szkoły. Podział był niewątpliwie niesprawiedliwy ale nikt nie zdawał się zwrócić na to uwagi. Wszyscy już przywykli do tego, że "Wikuś i jego drużyna" dostają to czego chcą, a  w tym przepadku, była to chęć zrównania Dracona Malfoya z ziemią.
-Oczywiście, że się nie boję!-zaprzeczyła szybko unikając jego wzroku.
-Granger...-Draco uniósł znacząco brwi, zmuszając by spojrzała mu w oczy.
-Masz rację. Boję się, cholernie! Malfoy, ja w życiu nie siedziałam na miotle, a co dopiero grać przeciwko światowej sławy Wiktrowi Krumowi! Ja tam umrę!-wypaliła  w końcu wtulając się w jego ramię. Potrzebowała go w tej sytuacji i nie było jak tego ukryć.
-No to mamy problem, Granger-oświadczył uśmiechając się blado. -Nieważne-powiedział w końcu wciskając jej w dłoń miotłę. -Jak coś, poniosę twoją trumnę-zaśmiał się i poszedł do wyjścia. Może nie okazał jej należytego wsparcia, ale nie miał innego wyjścia. Trzeba było jakoś ją zmotywować. Nie było czasu na naukę, rzucił ją na głęboką wodę. Załoga Kruma na pewno nic jej nie zrobi. Cała drużyna wyszła już na boisko, mierząc się nienawistnymi spojrzeniami. To znaczy, Draco i przeciwnicy, bo reszta jego drużyny nie śmiała nawet na nich spojrzeć.
-Wybierzcie kapitanów!-zarządziła profesor Row, pełniąca rolę sędziego. Przeciwnicy oczywiście wybrali Wiktora Kruma, który bez wątpienia był najlepszym graczem na boisku. Draco rozejrzał się. Żaden z jego drużyny nie kwapił się do zgłoszenia jako kapitan. Wzruszył ramionami i poszedł uścisnąć Wiktorowi rękę. Nie oparł się pokusie i mocno uścisnął mu dłoń, miażdżąc chłopakowi palce. Bułgar lekko się skrzywił, posyłając blondynowi mordercze spojrzenie.
-Zabiję cię-wycedził przez zęby.
-No to zobaczymy kto będzie pierwszy-odparł dobitnie puszczając jego rękę i kierując się w stronę swojej drużyny. Stali przed nim ścigający, którymi okazali się dwaj, cherlawi niewyrośnięci chłopcy. Obrońca- z wielkimi okularami i aparatem na zęby, dwaj pałkarze- kujony większe niż Granger (oczywiście ile by kuli, i tak nie będą tak mądrzy i inteligentni jak ona), oraz sama niezwykle przerażona Hermiona.
-Jesteś ścigającą, Granger, ja idę na szukającego. No, moja "silna" drużyno! Idziemy grać!-zarządził wsiadając na miotłę. Minęła około paru minut zanim wszyscy członkowie weszli na miotły. Już wtedy byli zmęczeni i dyszeli znacząco. Draco westchnął i chciał pomóc biednej dziewczynie. Zachowała ona jednak resztki godności i odmówiła mu obdarzając go wściekłym spojrzeniem. Poważnie się na nim zawiodła.
-Nie liczę na to, że wygramy, ale chociaż nie dajcie się zabić-oznajmił Draco, po czym wzbił się wysoko w powietrze. Spojrzał w dół. Hermiona całkiem nieźle sobie radziła. Próbowała zastosować wszystkie zasady jakie kiedykolwiek wyczytała w książkach o Quidditchu. Chwiała się lekko na miotle, przymykając przerażone oczy. Nie zapowiadało się jednak by miała spaść. Dzielnie gnała na przód. Nie walczyła z Krumem ani z jego drużyną. Walczyła z samą sobą. I jeśli jej się uda, będzie to wielkie zwycięstwo. Nie wznosiła się zbyt wysoko i największym sukcesem jaki mogła odnieść drużyna Malfoya, mogłaby być przegrana bez kontuzjowanych zawodników. Uśmiechnął się. Była jeszcze nadzieja. Jeśli znalazłby znicza przed Krumem zanim jego drużyna zdobyłaby 150 punktów... Miał mało czasu. Jego obrońca przepuszczał kafla niczym Wesley w podłym humorze. 10, 20, 30 punktów zdobytych przez Kruma i jego umięśnionych kumpli. Zataczał coraz to węższe pętle próbując wypatrzeć w powietrzu najmniejszego pobłysku złotej piłeczki. Niebo było chmurne i ciężko było cokolwiek wypatrzeć. Jego drużyna była, nie ma co się oszukiwać, beznadziejna. Nagle, nie do wiary! Hermiona niechcący wyrzuciła kafla przez pętle zdobywając dla swojej drużyny 10 punktów! Może było to nic, ale był to zdecydowanie wielki sukces. Obrońca drużyny Kruma w ogóle nie uważał i nie zwracał uwagi na nie zagrażających przeciwników. Tymczasem Hermiona zmusiła się do gry i z determinacją rzuciła kaflem w stronę pętli o mało  nie spadając z miotły. Draco krzyczał  wymachując rękami i krzycząc, że kocha cały Hogwart, bo to właśnie stamtąd są najlepsi uczniowie. Nie omieszkał się wspomnieć, że Ślizgoni i ich ukochany Snape'a i tak nie mają sobie równych, ale to nic, bo dziewczyna jest od teraz jego ulubioną Gryfonką. Pałkarze śpiewali jakąś skoczną irlandzką piosenkę, a ścigający z obrońcą krzyczeli nie mogąc uwierzyć w to co się stało. Sama Hermiona patrzyła na to w osłupieniu, wytrzeszczając oczy. Była bardzo szczęśliwa i już miała lecieć w kierunku Malfoya, gdy jeden z pałkarzy Kruma, wymierzył w nią tłuczkiem. Było to nie zgodne z przepisami, bo sędzia na chwilę zawiesiła grę. Piłka z zawrotną prędkością zmierzała w głowę Gryfonki. Tylko Draco był wstanie dostrzec co się dzieje, bo znajdował się dużo wyżej. Niczym błyskawica poszybował w jej stronę, próbując jakoś ją uratować. Gdyby oberwała tłuczkiem, bez wątpienia spadłaby i się zabiła. Otaczali go sami tępi idioci. Z ogromną prędkością znalazł się między dziewczyną, a nadlatującym tłuczkiem. Nie zdążył. Poczuł jedynie tępy, niemożliwy ból, po czym spadł z miotły uderzając o ziemię.