poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Rozdział 14

                                                                        Malfoy!
Piszę do Ciebie ten list aby uświadomić Ci jakim jesteś kretynem. Mógłbyś dać jakiś znak życia?!
Proszę napisz do mnie. Chce mieć pewność czy wszystko z tobą dobrze. Nie mam pojęcia czy powinno mnie to w ogóle obchodzić, ale nie mogę przestać o tobie myśleć. Nienawidzę Cię, ale jesteś moim przyjacielem (niczym więcej! To, że mnie pocałowałeś nic nie znaczy) chcę być spokojna, że wszystko w porządku. Nie obchodzi mnie co sobie o mnie pomyślisz. 
                                                                                                           H.Granger


Ps: Nie wiem czy ten list do Ciebie dotrze, ale jeśli go przeczytasz i nie odpiszesz to Cię zabiję. 
Naprawdę się martwię!

Draco siedział w swoim pokoju czytając list Hermiony. Czuł się okropnie. Nie mógł jej odpisać. To mogłoby mu poważnie zaszkodzić. Wyszedł z domu postanawiając się przejść. Śnieg topniał, a gdzieniegdzie wyrastały pierwsze wiosenne kwiatki. Zagłębił się w miejskie uliczki, rozmyślając nad listem dziewczyny. Nie mógł uwierzyć, że jej na niemu zależy. Nagle zorientował się, że zrobiło się dziwnie cicho. Nikogo nie było w pobliżu. Rozejrzał się wyciągając z kieszeni różdżkę. Nigdy się z nią nie rozstawał. Coś mówiło mu, że nie jest bezpiecznie. Poczuł jak coś znienacka podchodzi do niego i przyciska do ściany. Zrobiło to tak brutalnie, że Draco waląc w mur poczuł jak łamie mu się nos. Jęknął i odwrócił się w stronę napastnika. Wytrzeszczył oczy. W czarnym, długim płaszczu, stał przed nim Lucjusz Malfoy.
-Mówiłem, że cię znajdę Draco...-wysyczał mężczyzna, przyciskając go do ściany.
Blondyn nie wiedział co ma powiedzieć. Nie spodziewał się, że ojciec ma jakiekolwiek szanse, żeby go znaleźć.
-To co teraz zrobisz? Tak po prostu mnie zabijesz?-spytał w końcu jadowitym głosem. Patrzył prosto w szare oczy ojca.
-Crucio!-krzyknął mężczyzna. Mierzył syna nienawistnym wzrokiem. Draco osunął się na ziemię, krzycząc z bólu. Nagle na uliczce znalazł się jakiś mugolski mężczyzna. Chłopak jęknął. Bez trudu rozpoznał biegnącego w jego stronę siwobrodego staruszka.
-Co robisz?! Zostaw go!-krzyczał zbliżając się w ich stronę.
-Chunk nie...-wyszeptał ślizgon.-On cię zabiję...-nie stać go było na krzyk. Dyszał ciężko.
Siwobrody nie dosłyszał jednak jego ostrzeżenia. Zaczął wyrzucać najgorsze obelgi w stronę Lucjusza.
Ten uśmiechnął się tylko z pogardą. Wyciągnął różdżkę w stronę starca i nim ten zdążył wypowiedzieć choć jedno słowo,rzucił śmiertelną klątwę.
-Avada Kedavra!-powiedział, obrzucając Chunka wzgardliwym spojrzeniem. Zielone światło wystrzeliło, powalając mężczyznę na ziemię. Draconowi wyrwał się straszliwy krzyk przepełniony żalem. Z ostatkami sił rzucił się do jego ciała.
-Nie...-wyszeptał drżącym głosem. Po chwili spojrzał na ojca. W jego oczach kryła się nienawiść.
-Jak mogłeś?-spytał szeptem. Nie mógł uwierzyć w to co się przed chwilą stało.
-Nie zabiję cię. Będę cię wykańczał zabijając każdego na kim ci zależy. Jak myślisz? Kto będzie następny?
Mówiąc to Lucjusz szarpnął Dracona, wyciągając z kieszeni jego kurtki zwitek pergaminu.
-Ojej-westchnął przesłodzonym głosem-Granger?! Ta szlama?! Najpierw spędzasz z nią święta, teraz piszesz listy miłosne... ciekawe...
-Skąd wiesz?!-spytał Draco zaskoczony.
-Wiem więcej niż ci się wydaje...-wyszeptał mężczyzna jadowicie-Gra się rozpoczęła...
-Co mam robić?-spytał Draco chłodnym, nienawistnym tonem. Spoglądał na ojca z nieskończoną pogardą i wyższością.
Lucjusz prychnął uśmiechając się szyderczo w stronę syna.
-Od kiedy tak ci zależy na głupich, nic niewartych, szlamowatych dziewczynach...?
-Skończ!-wrzasnął Draco. Jego głos przepełniony był gniewem. Nie był tak zły od incydentu w dworze Malfoy'ów. Poderwał się z ziemi. Tym razem to on przyciskał ojca do ściany. Z całej siły zacisnął ręce na jego ramionach.
-Spróbuj skrzywdzić tę dziewczynę, a przysięgam, własnoręcznie poderżnę ci w gardło-wysyczał przez zaciśnięte zęby. Następnie puścił ojca i spytał obrzucając go morderczym spojrzeniem.
-Gadaj co mam robić, albo zabiję cię teraz.
Lucjusz zaśmiał się pod nosem i odpowiedział:
-Czarny pan ma dla ciebie zlecenie.
Draco uśmiechnął się ironicznie.
-Chyba sobie żartujesz! Nic dla niego nie zrobię-odparł rozbawionym, oburzonym tonem. Teraz przybrał na twarz obojętną maską. To wszystko tak bardzo go bolało, że wolałby nic nie czuć.
Lucjusz wyminął Dracona podchodząc do staruszka. Spojrzał na niego udając, że jest mu przykro.
-No to panna Granger zginie... masz trzy dni, żeby się zdecydować. Pamiętaj, że gdzie byś się nie ukrył, znajdę cię i tym razem zabiję. Nie próbuj się wywinąć... no i zrób coś z... tym...-mówiąc to szturchnął butem ciało leżącego staruszka. Po chwili obrócił się i zniknął.
Draco spojrzał na Chunka. Przyklęknął obok niego i złapał go za drętwą rękę.
-Tak bardzo mi przykro... ale nie mam wyjścia. Nikt nie może się dowiedzieć co się stało.
Blondyn uniósł swą różdżkę i wypuścił na ciało płomień ognia. Przez chwilę patrzył jak płomienie trawią starca. Na jego twarzy panował spokój. Zupełnie taki sam jak na twarzy Dracona. Chłopak z obojętnością stał, wpatrując się w Chunka. Nie miał pojęcia co robić. Nie mógł wrócić do Briana i żony staruszka. Nie mógł zostawić Hermiony samej sobie. Po chwili jednak uświadomił sobie, że choćby nawet chciał im w jakikolwiek sposób pomóc, to nie umiał. Nie był dobrym chłopcem za którego wszyscy go uważali. Mylił się . Ani Hermiona, ani Brian go nie zmienili. Wewnątrz dalej był tym samym Malfoy'em. Był nieszanującym innych chamem. Nikt nie był w stanie go zmienić. Dopuścił do śmierci Chunka. Pozwolił by ojciec zabił jego matkę, a teraz pozwoli by umarła Hermiona. Bo taki już jest.
Wróci do posiadłości Chunka i będzie udawał, że nie wie co się z nim stało. Następnie wyjedzie stąd jak najszybciej i pozwoli by wszyscy o nim zapomnieli, ponieważ, sympatycznego Johna Smitha już nie ma. On nigdy nie istniał. Jest za to arogancki, pyszny, okrutny i bezduszny Draco Malfoy, każdy kto próbuje wmówić sobie, że jest inaczej, jest po prostu głupi.



Hermiona przechadzała się po błoniach. Odkąd spotkała się z Krumem, była bardzo małomówna. Jedyną osobą z którą rozmawiała, to Ginny, chodź i tej nie udało się z niej niczego wyciągnąć. Nie miała pojęcia co ze sobą zrobić. Czuła się zagubiona. Poczucie winy nie dawało jej spokoju. Obiecała sobie, że nie będzie myśleć więcej o Malfoy'u. Mimo to, nie potrafiła go tak po prostu wyrzucić ze swojej pamięci. Westchnęła głęboko i usiadła na trawie.
-Jestem żałosna...-było jej wstyd. Chciała być inna, po prostu nie mogła wziąć się w garść. Nagle na jej ramieniu usiadła nie duża sowa. Hermiona podskoczyła, nie spodziewała się żadnych listów. Delikatnie odwiązała liścik z nóżki ptaka i rozwinęła pergamin.

                                                                 Miona!
Za 10 minut w trzech miotłach! Szybko! Nie karz na siebie czekać. Mam ci coś ważnego do powiedzenia.
                                                                           Ginny


Hermiona zmierzyła list podejrzliwym wzrokiem. Nie była pewna czy  pismo należału do jej rudej przyjaciółki.Owszem, było podobne, ale nie wyglądało jak krzywe pismo Ginny.  Mimo to dziewczyna nie mogła uwierzyć. Przyjaciółka doskonale wiedziała, że ma dziś szlaban z Snapem...
Wzruszyła ramionami. Miała jeszcze pół godziny. Może zdąży i się nie spóźni? Ginny miała do niej ważną sprawę. Nie mogła jej zawieźć. Wybiegła przez błonia na ścieżkę wiodącą do Hogsmade. Biegła najszybciej jak potrafiła. Musiała zdążyć z powrotem na szlaban. Nie mal wskoczyła do gospody. Rozejrzała się po wszystkich stolikach. Nigdzie nie było jej przyjaciółki. Podeszła do ich ulubionego stolika. Nagle zobaczyła na nim biały zwitek pergaminu. Szybko przeczytała treść liściku.
           

Jestem w łazience.  Chodź do mnie. Potrzebuję twojej pomocy. 


Dziewczyna rozejrzała się dookoła. Miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Była już pewna, że to podstęp. Przypomniała sobie sytuację sprzed godziny. Siedziała w Pokoju Wspólnym Gryffindoru. Rozmawiała z Ginny o planach na wieczór. Dziewczyna skarżyła jej się, że ma mnóstwo nauki i nie będzie mogła nawet wyjść do Hogsmade. Oczywiście, jej plany mogły się zmienić, ale rudowłosa nigdy nie zostawiała jej podejrzanych liścików. Poza tym czego mogłaby chcieć od niej w łazience? Gorzej jeżeli coś naprawdę jej się stało i... zaraz to musi być podstęp! Jakim cudem Ginny zostawiła jej tą kartkę? Już wcześniej wiedziała, że potrzebuję pomocy i będzie akurat w łazience? Nagle podeszła do niej madame Rosmerta.
-Coś podać, kochanie?
-Nie dziękuję-odparła spokojnym, cichym głosem-Wchodziła tu może Ginny Wesley?
-Och... niestety. Nie widziałam tu twojej przyjaciółki od paru tygodni... jestem pewna, że jej tu nie ma.
Mimo zapewnień Rosmerty, Hermiona nie była spokojna. Coś się działo. Potrzebowała jedynie chwili, aby wiedzieć o co chodzi. Była niezwykle mądrą  i inteligentną dziewczyną. Musiała wejść do łazienki. Chciała dowiedzieć się o co chodzi. Nie znosiła niewiedzy. Wiedziała jednak, że wchodząc do toalety zrobi dokładnie to, czego chce tajemniczy ktoś. Lubiła ryzyko. Wyciągnęła różdżkę i rzuciła na siebie zaklęcie kameleona. W gospodzie był tłok. Nikt nie zauważył, że to robi. Po cichu wśliznęła się do łazienki za jakąś kobietą. Postanowiła przeszukać całą łazienkę. Znajdowało się tam siedem kabin. Jedną z nich zajmowała kobieta za którą weszła. Trzy były wolne. Pozostałe zajęte. Schyliła się. Każdą z nich zajmowali posiadacze czarnych, wypastowanych butów. Nagle podskoczyła. Na szczęście była to tylko blondynka. Wychodziła własnie z pomieszczenia. Gdy tylko je opuściła, Hermiona usłyszała szept jednego z posiadaczy czarnych butów. Był to ewidentnie mężczyzna. Dziewczyna wiedziała, że to właśnie oni zostawili jej karteczki. Pytanie tylko po co?
-Dołohow, po co my w ogóle siedzimy w tym damskim kiblu?
-Czekamy na Granger.
-Tą szlamowatą  przyjaciółkę Pottera?
-Tak, ale tym razem nie chodzi o Pottera...-dziewczyna bez trudu rozpoznała głos Lucjusza Malfoy'a.
-Co z nią zrobimy?
-Zabijemy, głupku...
Hermiona zakryła dłonią usta. Jeszcze chwila, a wyrwałby jej się krzyk. Słuchała dalej.
-Dracona na pewno to ucieszy-po raz kolejny dał się usłyszeć głos Lucjusza.
-Taaa w sumie, to gdzie on teraz jest?
-Gdzieś na północy kraju... chyba. To jakieś małe, szlamowate miasteczko.
Hermiona usłyszała już dość. Pośpiesznie wyszła z łazienki. Jedyne co musiała zrobić to jak najszybciej dostać się do Hogwartu. I tym razem, biegła jak najszybciej, tyle że tym razem mogło od tego  zależeć jej życie. Jeśli śmierciożercy dowiedzieli się o tym, że była w Trzech Miotłach... Zaklęcie kameleona przestało już działać. Gdyby zdecydowaliby się wyjść z gospody, bez trudu wypatrzyliby ją na ścieżce. W głowie Hermiony bez przerwy huczały dwa zdania. "Zabijemy" oraz "Dracona na pewno to ucieszy". Momentalnie się zatrzymała. "Dracona to ucieszy"... W jakim sensie go "ucieszy"? Czyżby naprawdę pragnął jej śmierci? Miała już dość. Musiała uporządkować swoje życie... nie mogła jednak nic zrobić. Powolnym krokiem zaczęła zmierzać do zamku. Było jej już wszystko jedno. Czekał ją jeszcze szlaban u Snape...


4 komentarze:

  1. Wreszcie trochę więcej akcji ;D szkoda tego staruszka... Mam nadzieję, że Hermiona jakoś skontaktuje się z Draco ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. Super mega łiiiiii!
    H A R I E T T A

    OdpowiedzUsuń
  3. No nieźle.... Od początku wiedziałam, że to podstęp Lucjusza, ale nie wiedziałam, że jest taki głupi :Dbudujesz bardzo fajnie akcje i napięcie. Lubię takiego zbuntowanego Dracona :)

    OdpowiedzUsuń