sobota, 4 maja 2013

Epilog

-Draco, czy ty możesz się w końcu pośpieszyć?
-Nie, nie chce mi się...
-Mówiłam ci już kiedyś, że cię nienawidzę?
-Przynajmniej milion razy...
Spojrzała na leżącego w łóżku mężczyznę. Budziła się obok niego każdego dnia, jednak dalej nie mogła do tego przywyknąć. Codziennie zakochiwała się w nim na nowo. Stała teraz nad łóżkiem, prawiąc mu wyrzuty, jednak nie potrafiła się na niego złościć. Rzuciła się obok niego, gniotąc dopiero co wyprasowaną sukienkę. Spojrzała w jego głębokie, stalowoszare oczy, które zawsze będą takie same.
-To może dla odmiany powiem ci, że cię kocham?-spytała, uśmiechając się uroczo.
Kąciki jego ust znacznie uniosły się ku górze. Pocałował delikatnie jej usta, mocno przyciągając ją do siebie.
-O fuu...-nagle przerwał im pewien ukochany, dobrze znajomy głos. W drzwiach ich wspólnej sypialni stał mały, uroczy, blond włosy chłopiec.
-Brian!-krzyknął Draco z udawanym wyrzutem. Zerwał się z łóżka i podbiegł do syna, biorąc go na swoje silne ręce. -Mam nadzieję, że nikt się o tym nie dowie... Gdyby ktoś się dowiedział, że ja i Granger... to znaczy twoja matka, moja żona... CO ZA WSTYD!-krzyknął idealnie naśladując oburzenie. Hermiona zaśmiała się, rzucając w nich poduszką.
-Stop przemocy w domu!-wrzasnął, wybiegając z pokoju razem z synem na rękach. Kobieta prychnęła, po czym wstała z łóżka i pobiegła za nimi.
-Draco! Nie rób ze mnie potwora!-wrzasnęła na cały dom. Zbiegła po schodach, dobiegając do Dracona i Briana.
-Słońce, kiedy ty nim jesteś...-odezwał się, robiąc niewinną minę. Po chwili roześmiał się szczerze, podając jej kubek kawy. Brian już siedział, zajadając w pośpiechu swoje kanapki. -Prawda synu?-spytał Draco, dobrze zdając sobie sprawę, że wcale ich nie słuchał.
-Yyy... tak, tato-odparł niepewnie.
-Moja krew-orzekł dumnie Draco, wypinając pierś. Hermiona jedynie trzepnęła go w głowę, robiąc nieco urażoną minę.
-Brian idzie dzisiaj do Hogwartu... Mówię to, na wypadek gdybyś zapomniał...
Blondyn zrobił dość głupią minę, próbując za wszelką cenę przypomnieć sobie kiedy jego syn zrobił się taki duży by iść do szkoły.
-Synu, masz za wszelką cenę iść do Slytherinu! Jak nie, to będziesz najmłodszym z rodu Malfoyów, który zostanie wydziedziczony...
-Draco!-krzyknęła oburzona dziewczyna, po raz kolejny trzepiąc go w głowę.
-No co?! Moja reputacja została zniszczona przez kogoś takiego jak... ty. Nie mogę dopuścić by to samo spotkało naszego syna...
Widząc jednak minę swojej żony, szybko się poprawił.
-Żartowałem-powiedział szybko. -Żartowałem, naprawdę żartowałem- i po raz kolejny tego dnia, czule ją pocałował. Nie potrwało to jednak długo, bo przerwało im głośne i pełne obrzydzenia "O fuu...!" Briana.
Roześmiali się i poszli się ubrać. Następnie wyszli obładowani bagażami malca. Draco nie przestawał złośliwie mówić jak to bosko dziś wygląda oraz, że nadrabia urodą za żonę i syna, który musiał odziedziczyć po niej geny, Hermiona, że jeżeli jej mąż zaraz się nie zamknie to nie ręczy za siebie, a także Briana mówiącego o tym, że skoro profesor Snape nie uczy w szkole, z pewnością musi być tam beznadziejnie. Dotarli na peron 9 i 3/4 bezustannie dyskutując. Minęli się z Harrym (Draco uśmiechnął się do niego sztucznie), przywitali się z Ronem (Draco nie powstrzymał się od złośliwego komentarza na temat jego włosów), spotkali Ginny (Draco nie obył się od fałszywych uprzejmości). Następnie przyszedł czas na pożegnanie. Hermiona wycierała łzy w chusteczki, a Draco obejmował ją ramieniem, specjalnie szeroko się uśmiechając do jej wszystkich znajomych. Złośliwość okazała się jego cechą wrodzoną, z której nigdy nie wyrośnie. Brian machał im z okna przedziału, szczerze się do nich uśmiechając.
-Synu! Czy to dzieciak Weasleya?! Szybko stamtąd uciekaj zanim namieszają ci w mózgu i pójdziesz przez nich do Gryffindoru!- krzyknął Draco dostrzegając obok Briana rudowłosą dziewczynkę. Co jak co, ale wszystko co rude musiało być spokrewnione z Weasleyami.
-Zamknij się Draco! Brian nie słuchaj ojca...-zaczęła, jednak nie dane było jej skończyć, bo chłopiec z przestraszoną miną opuścił przedział, a pociąg ruszył. -Świetnie!-krzyknęła zarazem poirytowana i rozbawiona. -Nienawidzę cię-oświadczyła dobitnie, nie mogąc powstrzymać się od uśmiechu.
-No przecież wiem-westchnął teatralnie mężczyzna, namiętnie całując. Nie zważając  na oburzone szepty przyjaciół, Hermiona odwzajemniła pocałunek, mocno go przytulając. Można by powiedzieć, że Draco miał stanowczo za dużo wad. Jednak takiego go kochała i nie zamierzała za nic w świecie przestać. Obydwoje każdego dnia pielęgnowali swą miłość, nie wyobrażając sobie, że mogłoby być inaczej. Zaczęli od pocałunku na pustym, mugolskim peronie. Spowodowanym silnym impulsem czy zauroczeniem. Skończyli na wielkim dworcu King's Cross, połączeni wielką, nierozrywalną miłością, żegnając swojego syna, który dopiero miał zacząć swoją historie.

piątek, 3 maja 2013

Rozdział 42

Kochani!
Zapewne wszyscy się zdziwicie, ale to już ostatni rozdział. Pojawi się jeszcze epilog. Nie ma co dłużej tego ciągnąć. Mam nadzieję, że spodoba wam się "zakończenie". Naprawdę bardzo się cieszę, że miałam tylu czytelników. Dziękuję za przemiłe komentarze i za to, że byliście ze mną. Może za szybko się to wszystko skończyło, ale dodawałam rozdziały codziennie i w końcu musiało się to skończyć. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe i będziecie czytać mojego kolejnego bloga o Dramione, którego zamierzam utworzyć niebawem. Całe to opowiadanie było dla mnie niemałą przygodą i cieszę się, że miałam z kim się nią podzielić :) Czytajcie więc mój finał! Ze strachem go dodaję, z obawy czy was nie zawiodłam :) Tak czy inaczej, zapraszam do komentowania.
Pozdrawiam i jeszcze raz wam wszystkim dziękuję. Jeśli macie jakieś pytania, dotyczące nowego bloga, piszcie w komentarzach. 


-Panie, ale co z Draconem? Co z szlamą Granger? Co z Benem i...
-Jak to co? Lucjusz miał się tym zająć, ale jak zwykle wszystko zepsuł...
-Panie ja mogę wyjaśnić...
-Milcz! Nigdy mi nie przerywaj! Lucjusz wszystko zepsuł, więc Lucjusz wszystko naprawi... a mi nie zostaję nic innego jak po prostu go zabić. Jedyny sposób dzięki któremu da się cokolwiek naprawić-Czarny Pan wyciągnął swoją różdżkę i wymierzył nią prosto w serce blondyna.
-Panie ja... ja wszystko naprawię! Ja jeszcze ich znajdę i...
-Daruj sobie, Lucjuszu, tak będzie dla wszystkich najlepiej...
Nie czekając na gorączkowe wyjaśnienia mężczyzny, po prostu machnął różdżką i go zabił. Działo się to w ułamkach sekundy. Voldemort pokazał jedynie jaki jest okrutny i okropny...


Hermiona siedziała właśnie przy śniadaniu, gdy nadleciała sowia poczta. Spojrzała na prenumeratę Proroka Codziennego i wytrzeszczyła oczy, widząc wydruk pierwszej strony.

                                                    WIADOMOŚĆ DNIA!

Lucjusz Malfoy-podejrzany o śmierciożerstwo, nie żyje. Wczoraj wieczorem, dwaj mugole znaleźli jego ciało w podmiejskich kanałach. Okoliczności są bliżej nieznane, wiemy jednak, że umarł najprawdopodobniej wskutek zaklęcia niewybaczalnego Avada Kedavra (patrz str. 23). Nie znaleziono jeszcze winnych, a śledztwo jest utrudnione przez brak wszelkich świadków. Jeśli ktokolwiek wie coś w tej sprawie, proszony jest przez ministerstwo do zgłoszenia się do biura aurorów.  Jak mówi minister, wszystko jest pod kontrolą. Prosimy o nie wpadanie w panikę i życzymy pogodnego dnia. 
                                                                         Główny redaktor Proroka Codziennego 
                                                                                      Ester Denro 

Jej wzrok szybko padł na stół Ślizgonów. Wyszukała wzrokiem Dracona. Właśnie czytał gazetę. Jego twarz wydawała się coraz bladsza. Mimo to, zdawał się być zupełnie niewzruszony. To zły znak. Patrzyła jak podnosi się z miejsca i szybkim krokiem wychodzi z sali. Bez zastanowienia wybiegła za nim, nie zwracając uwagi na zaciekawione spojrzenia całej szkoły.
-Draco!-krzyknęła, gdy dostrzegła go na błoniach. Podbiegła do niego, nie bardzo wiedząc co ma powiedzieć. -Tak mi przykro-szepnęła, przytulając się do niego.
-To dziwne... bo mi nie-odparł odwzajemniając uścisk. Uśmiechnął się blado. Ciężko było powiedzieć co w tej chwili czuł.
-Dlaczego?-spytała zaciekawiona, nie puszczając go z ramion.
-Błagam... on na mnie polował od paru miesięcy! Przynajmniej wiem, że jestem wolny!-wytłumaczył lekko się od niej odsuwając. Usiedli na ławce i zaczęli rozmowę.
-Posłuchaj ja wiem, że może nie powinienem, ale ja naprawdę nie żałuję. On mi zabił matkę! Chciał zabić ciebie i nie zawahał się próbować zabić mnie... od zawsze niszczył mi życie. Torturował, szydził i się znęcał. Nie wiem czemu, ale jedyne co poczułem to ulgę...-wyjaśnił lekko zmieszany. Nie tak powinno być kiedy się traci ojca. Niestety Draco nigdy go nie kochał, bo Lucjusz nie dał mu do tego żadnych powodów. Łączyły ich więzy krwi, nic więcej. Ślizgon zastanawiał się czy to z nim przypadkiem jest coś nie tak.
-Czy to źle?-spytał w końcu. Nie mógł żyć w takiej niepewności.
-Nie-szybko pokręciła głową, ponownie się przytulając. -Draco, to nie jest złe... po prostu już tak jest.
Nie miała pojęcia  co mogłaby mu powiedzieć. Z jednej strony Lucjusz Malfoy był złym człowiekiem i nie dziwiła się, że nikt za nim nie płacze, z drugiej zaś, żal jej było, że był kimś takim. Zdała sobie sprawę, że musiał być bardzo nieszczęśliwym człowiekiem i nikt nie powinien tak się czuć. Jego zachowanie było zapewne skutkiem jakiś poglądów, przekonań czy zmuszeniem. Nie wierzyła, że był do końca przesiąknięty złością. Teraz siedział obok niej jego syn. Wydawał się być zupełnie inny, jednak z pewnością mieli trochę wspólnych cech. Draco jej potrzebował. Dzięki niej mógł być szczęśliwy i nie skończyć tak jak ojciec. Potrafił kochać i to było w nim najlepsze. Nie był zły. Był kimś bardzo dobry tyle, że często błądził. Nikt nie pokazał mu dokąd iść. Ale jest ona. Ona go kocha i jako jedyna jest wstanie mu pomóc. Spojrzała mu prosto w oczy i złożyła na jego ustach krótki, słodki pocałunek. Oparła dłonie na jego piersi i uśmiechnęła się delikatnie.
-Już będzie dobrze. Prawda?-spytała go, opierając głowę na jego ramieniu.
Obydwoje bardzo dużo przeszli w tym roku. Byli zmęczeni, jednak stali się mądrzejsi i doroślejsi. Potrafili podejmować świadome decyzje. Wszystko wskazywało, że nie mają już żadnych przeszkód. Jedyne co im zagrażało to Ben i Voldemort, którzy prędzej czy później wykończą się nawzajem. Żaden z nich nie planował już ich zabijać. Przeszkadzali im tak jak każdemu innemu. Niedługo wszystko powinno wrócić do normy. Siedzieli tak na ławce i myśleli "Co by było gdyby Hermiona nigdy nie poszła do Zakazanego Lasu?"
"Co by było gdyby nie zaatakował jej wilk?", "Co by było gdyby Draco jej wtedy nie uratował?" Ich życie nie miałoby zapewne sensu. Cieszyli się, że wytrwali, bo było warto. Mogli się wreszcie sobą cieszyć. Co by było gdyby w końcu się poddali i zrazili? Zapewne nie ta wielka miłość która ich łączyła. Tworzyli długą historie która właśnie miała dobiegać końca.  A jest to piękna historia. Mówi o przeciwnościach losu, które zawsze da się pokonać. Mówi o tym, że nie można się poddawać. Mówi o prawdziwej, nierozłącznej i nieodwołalnej miłości. Pokazuje dobro nawet w tym najgorszym człowieku. Pomaga nam stać się bardziej wyrozumiałym. Może dzięki tej historii w końcu spojrzymy na świat z innej perspektywy? Może w końcu zrozumiemy coś, co już dawno powinniśmy zrozumieć? Może w końcu uświadomimy sobie, że lepiej odpuścić i wybaczyć? A może mówi o tym, że jeśli kochasz, to po prostu daj odejść? Kiedyś ktoś zadał mi pytanie. Czy jest osoba w moim życiu, od której czegoś się nauczyłam. Owszem, jest takich osób mnóstwo. Są to rodzice, przyjaciele, znajomi... ale ja myślę, że jest to każda osoba, która ma ode mnie inne zdanie. Czemu? Bo uczy mnie innego sposobu patrzenia na świat. Ukazuje czyjeś poglądy, nawet jeśli niekoniecznie słuszne. Uczę się zrozumienia, którego tak często nam brakuje. Z całego serca, pragnęłam wam pokazać w tej opowieści moje uczucia, emocje, sposób patrzenia na świat i poglądy na wiele bardzo życiowych spraw. Wydaję mi się, że bardziej była to historia Dracona Malfoya. Utożsamiam się z nim i w pewnym sensie odnajduję w nim  cząstkę siebie.  Dracona Malfoya który odważył się pomóc szlamie Granger, później spędził z nią święta, dobrze się bawił, całował na pustym, mugolskim peronie. Dracona Malfoya, który zdecydował się podarować odrobinę szczęścia pewnemu małemu chłopcu.  Który złapany i pobity przez śmierciożerców bał się jedynie o dziewczynę za ścianą. Który był gotowy za nią umrzeć i pomóc w każdej sprawie. Który był wstanie uratować największego wroga tylko dlatego, że ona tego chce. A co jeśli powiedziałabym, że kochał ją już od początku? Że jego miłość z każdym dniem rozkwitała? Owszem, mógł jej kiedyś nienawidzić, ale co jeśli obdarzył ją pewnym uczuciem tego samego dnia kiedy postanowił uratować jej życie? Może być to całkowicie zmyślona przeze mnie historia, ale przyznaj szczerze, czy nie widzisz w niej cząstki prawdy? Może czas nauczyć się widzieć w wielu rzeczach piękno? Odkryć ich prawdziwe znacznie? Ciężko jest zakończyć taką historię, dlatego po protu jej nie zakończę. Myślę, że łatwo się domyślić co było dalej.
Czy żyli szczęśliwie? Myślę, że tak, bo obydwoje tego pragnęli. Czy się pobrali, zamieszkali w pięknym domku z ogródkiem i mieli gromadkę dzieci? Myślę, że jeśli tylko potrafisz sobie wyobrazić ich w takiej sytuacji... Nie kończmy tej historii. Niech ona trwa. Tak jak tylko byście chcieli... głęboko w waszej wyobraźni...
Macie niewiele czasu, bo wkrótce przeczytacie epilog :D

czwartek, 2 maja 2013

Rozdział 41

-Ten beznadziejny, pewny siebie, arogancki cham...
-Daruj sobie, Pansy...
-Daruj sobie?! Jak mam niby sobie darować skoro ten cyniczny, egoista ciągle nas ignoruje?! Jak mam od niego wyciągnąć co zrobił z kamieniem skoro on ciągle coś psuje?!
-Pansy, spokojnie, jakoś sobie poradzimy...
-Poradzimy?! Jak mamy sobie poradzić skoro on... Aaa!!! O nie...nie będzie mnie ignorował! Pansy Parkinson się nie ignoruje!
Blaise jedynie westchnął głęboko, rozpinając najwyższy guzik swojej koszuli. Zaczynało być niebezpiecznie i poczuł jak atmosfera wokół staje się wyjątkowo gorąca... Faktycznie znaleźli się w sytuacji bez wyjścia, ale krzyki Pansy w niczym nie pomogą. Znajdowali się w Pokoju Wspólnym Slytherinu i wszystkie spojrzenia zwrócone były w ich stronę.
-Chodź-powiedział, łapiąc ją za ramię i wyprowadzając z salonu. Ukryli się w jakiejś pustej klasie i zaczęli rozmowę:
-Słuchaj Pansy. My to my. Nam się wszystko udaje! Dopadniemy jeszcze Dracona zobaczysz, ale nie chcę póki co robić mu krzywdy...-prawda była taka, że dla Blaisa przyjaźń Ślizgona jeszcze coś znaczyła i zmierzał nie dopuścić do jego śmierci.
-Dla twojej wiadomości-zaczęła dziewczyna zaciskając zęby-może się okazać, że kamienia już nie ma, bo ten staruch Dumbeldore go zniszczył! Musimy się zebrać i w końcu go odzyskać! Nie pozwolę by ten kretyn, samolubny idiota...
-Rozumiem, rozumiem! Spokojnie, wiem co trzeba robić...
-Jakoś mi się nie wydaje...-Pansy przewróciła oczami, starając się nie myśleć o tym jaki Ślizgon jest przystojny kiedy robi się poważny.  Podeszła do okna, opierając ręce o parapet. Nagle wytrzeszczyła oczy, a z jej ust wyrwał się okrzyk niedowierzania.
-Cholera, Blaise, zobacz!-krzyknęła wskazując palcem w stronę Hogwardzkiego mostu.
-O cholera, masz rację-powiedział równie zszokowany. -Co robimy?-spytał tonem, który przybierał za każdym razem gdy knuł jakiś niecny plan.
-Jak to co?! Idziemy!-krzyknęła rozjuszona Pansy, po czym wybiegła z sali. Blaise przewrócił oczami, ubolewając nad mało ambitnym planem, ruszając za dziewczyną która od pewnego czasu zaczynała mu się coraz bardziej podobać...

-Jesteśmy razem...
-Zawsze...
-Czemu nie powiedziałeś wcześniej...?
-Bo tak...
-Pewność siebie zawiodła...?
-Jesteś wkurzająca...
-A ty arogancki...
-Perfekcjonistka...
-Cynik...
-Hipokrytka...
Po tych słowach dziewczyna przestała go całować i spojrzała prosto w jego na nowo wesołe, stalowoszare oczy.
-Wypraszam sobie!-krzyknęła z rozbawionym uśmiechem. Razem z nim na nowo wróciło szczęście. -Podaj chociaż jeden przykład!
-Jeden?! Granger, ja mogę wymieniać tysiące przykładów...
Hermiona uniosła znacząco brew, czekając na jego argumenty.
-Ciągle mówisz, że nie można łamać regulaminu, a sama ciągle go łamiesz.
-Nieprawda! Tylko wtedy kiedy zmuszą mnie do tego okoliczności! Nie rób ze mnie kogoś złego, ja tylko...
-Do tego kłamiesz, Granger- dodał ze złośliwym uśmieszkiem.
-Jak możesz?!-krzyknęła udając oburzenie. -Tylko jeśli muszę...
-...albo tak jest wygodniej.... Tymczasem jeden z pierwszorocznych Ślizgonów zarobił przez ciebie szlaban, bo cię okłamał...
-Słucham?! Niby kiedy to się stało?!
-Na początku roku.
-Uważaj, bo uwierzę, że pamiętasz takie rzeczy...
-Owszem, bo stanąłem w jego obronie, a ty oblałaś mnie sokiem z dyni-jego twarz wykrzywiła się w grymasie na wspomnienie poplamionej, drogiej koszuli. Hermiona zmarszczyła brwi, jakby przypomniała sobie tamtą chwilę, po czym wybuchnęła rozbawionym śmiechem. Draco na chwilę przymknął oczy, stwierdzając, że mógłby tego słuchać godzinami. Po chwili złapał ją za rękę i zamierzał zaprowadzić do zamku, gdy nagle na ich drodze stanęli dwaj inni Ślizgoni.
-Parkinson, Zabini czego znowu chcecie?- spytał z irytacją. Za każdym razem gdy się pojawiali, stawali się namolni i niezwykle denerwujący.
-Yyy... to ja może lepiej pójdę?-powiedziała niepewnie Gryfonka, puszczając rękę. Nie protestował, wiedząc, że tak będzie lepiej.
-Proszę, proszę, co ty robisz z szlamą Granger?-spytał Zabini gdy tylko zniknęła im z oczu.
-Do rzeczy-uciął mu blondyn, robiąc poważną minę.
-Ooo nasz Dracuś zrobił się niemiły...-zaczęła Pansy nieźle rozbawiona. Chłopak jedynie wykrzywił usta w ironicznym uśmiechu, po czym się odwrócił.
-Widzę, że to nic konkretnego-westchnął teatralnie, gdy za ramię złapał go Blaise. Chłopak błyskawicznie odwrócił się i przywalił Zabiniemu w nos.
-Pozwólcie, że coś sobie wyjaśnimy-zaczął nie zważając na wściekłą minę "przyjaciela" i wkurzone prychnięcie Pansy. -Nie będziemy zawierać żadnych układów i nie będziecie mi mówić co mam robić. Nie będziecie się do mnie zwracać takim tonem i nie będziecie nikogo obrażać skoro ja na to nie pozwalam-jego twarz była spokojna, lecz trochę poirytowana.
-Zamknij się Malfoy i lepiej powiedz gdzie jest kamień-wycedziła w końcu Pansy wyciągając z kieszeni różdżkę. Blondyn jedynie prychnął pogardliwie, po czym wyciągnął swoją. Wszystkiemu przyglądał się Blaise, który jedną rękę miał zajętą trzymaniem się za obolały nos, a drugą wycierając z brody resztki krwi.
Draco był z początku zaskoczony słowami Pansy, jednak potem uświadomił sobie, że nie ma się czemu dziwić, dziewczyna prędzej czy później o wszystkim by się dowiedziała. Zaczął się pojedynek. Z początku Pansy rzucała zaklęcia, a on tylko je odpierał, jednak po chwili przerodziło się to w prawdziwą walkę. Zabini jedynie patrzył się z otwartą buzią i podziwiał epicką walkę na moście. Dwaj Ślizgoni zręcznie rzucali i odpierali wszelkie zaklęcia uśmiechając się zjadliwie. Mijał czas, a żadne z nich nie zbliżało się do wygranej. Poziom był zbyt wyrównany. Draco wpadł więc na świetny, iście Ślizgoński pomysł. Podszedł do dziewczyny i pchnął ją na ziemię wyrywając różdżkę. Widząc jednak jak szybko się podnosi, wycelował nią w Zabiniego i zaklęciem lewitacji przeniósł go za balustradę mostu. Teraz chłopak dosłownie wisiał nad przepaścią. Draco spojrzał na Pansy z perfidnym uśmieszkiem.
-Co teraz?-spytał złośliwie, obrzucając ją rozbawionym spojrzeniem. Dziewczyna założyła ręce odpowiadając z obojętną miną.
-Nie zrobisz tego Draco...
-Niby czemu nie? Spójrz na to tak: Blaise mnie wkurzył więc machnę różdżką i będzie po nim. Powiemy, że to wypadek, albo...-tu przybrał na twarz ironiczny, słodki uśmiech-powiemy, że to ty.
-Uważaj bo...
-To twoja różdżka, Pansy. Nie ma świadków, a ja przekonam wszystkich swoim urokiem osobistym...
-Mną się tak nie manipuluje... Dobrze wiemy, że nic mu nie zrobisz-mówiła obojętnie.
-Ale czy na pewno...?-Draco machnął różdżką, a Blaise osunął się o parę metrów w dół. Przerażony wisiał w powietrzu całkowicie zdany na swoich "przyjaciół". Pansy z krzykiem podbiegła do balustrady.
-To nie jest śmieszne...
-A kto powiedział, że ma być?-spytał całkowicie poważnie. -Pansy, po cholerę ci ten kamień?-spytał.
-Nie twój interes...
-Masz rację-Blaise po raz kolejny spadł niżej.
-Chcę móc dzięki niemu negocjować!-wypaliła szybko z obawy przed upadkiem Zabiniego.
-Z kim?-spytał zaciekawiony Draco.
-Nie twoja spra.... CHCĘ MIEĆ WŁADZĘ NAD CAŁYM SPOŁECZEŃSTWEM!-zakryła usta zdając sobie sprawę, że za wiele powiedziała. Malfoy wybuchnął śmiechem, a Zabini wytrzeszczył z niedowierzania oczy. Pansy go oszukała.
-Kobieto! Po cholerę ci taka władza?!-spytał nieźle rozbawiony blondyn.
-Tak... tak po prostu-spuściła wzrok zdając sobie sprawę jak absurdalny był jej pomysł. Może i plan był dobry, ale co ona by z tym wszystkim zrobiła.
-A tobie Blaise-podszedł do balustrady krzycząc w dół w stronę "przyjaciela"-tobie co na mózg padło,  żeby chcieć ten kamień?!
-Nie mam pojęcia o czym mówisz!-odkrzyknął mu nieźle zdenerwowany.
-Ale, czy oby na pewno?-odparł rozbawiony jego uporem Ślizgon. Wyciągnął różdżkę gotów po raz kolejny opuścić przyjaciela.
-Daj spokój Draco! On o niczym nie wiedział! Powiedziałam mu, że jest dużo wart! Zależało mu tylko na kasie!-dziewczyna stanęła przed nim, próbując wyrwać mu różdżkę.
-Och Blaise! Czy mi się wydaję, czy nasza Pansy nie doceniła twoich możliwości?!
-Jasne, że nie!-krzyknął dając upust swoim emocją. Czuł się przez nią zdradzony mimo iż sam nie był lepszy.
-Chciałem rozkwasić o ścianę Bena i jego towarzyszy z Śmiertelnego Nokturnu...
Draco na samo wspomnienie mężczyzny zacisnął pięści.
-Z całym szacunkiem, ale Blaise miał dużo lepszy pomysł-oświadczył zwracając się w stronę Pansy. Uśmiechnął się, po czym sprawił, że Zabini na nowo znalazł się obok nich.
-Zabiję!-krzyknął zwracając się do nich wszystkich. Nie zrobiło to jednak na nich żadnego wrażenia, bo takie groźby słyszeli już niejednokrotnie.
-Mam pomysł. Zapomnijmy o tym co się stało-powiedział  Draco, który jako jedyny miał prawo to zaproponować.
-No... ale co z kamieniem?-spytała szczerze Pansy.
-Och! Nie wspominałem wam? Tak mi przykro... kamień został zniszczony przez Dumbeldore'a tydzień temu...
-CO?!-wrzasnęli jednocześnie.
-Właśnie dlatego proponuję rozejm-przypomniał zupełnie niewzruszony ich szokiem Draco. -Nie mamy już o co walczyć, a jesteście w miarę dobrymi kumplami...
-Ty nie lepszy-oburzyła się dziewczyna.
-Naprawmy to i na nowo zostańmy elitą tej szkoły-powiedział Blaise, któremu taka wizja bardzo się podobała.
-No ale, że co? Dajemy sobie czyste karty? Po tym co sobie zrobiliśmy?-Pansy nie bardzo mogła w to uwierzyć.
-No... chyba tak... Taka Ślizgońska, nowa przyjaźń-zaśmiał się Draco.
-No to jestem za-powiedziała z delikatnym uśmiechem na ustach.
Draco postanowił odnaleźć  i zdobyć prawdziwych przyjaciół. Bez wątpienia byli mu potrzebni. Jak każdemu z nas. Patrzył jak rozstają się w zgodzie. Widział ich szczere, prawdziwe uśmiechy. Tęsknił za nimi, tęsknił za przyjaźnią.

-Nic ci nie jest? Tak się o ciebie martwiłam...-powiedziała w końcu, Pansy gdy zniknęli z oczu Dracona.
-Słyszałem-odparł lekko urażonym tonem.
-Słuchaj... ja przepraszam-powiedziała lekko zawstydzona, co było rzadkim widokiem. -Wiesz, ja nawet w końcu nie chciałam tego kontynuować...
-Niby dlaczego?-spytał wyraźnie zaintrygowany.
-Bo, bo jesteśmy przyjaciółmi! I zależy mi na tobie. Myśl, że cię tak okłamuję...
-Przestań udawać, Pansy. Obydwoje na siebie lecimy-przerwał jej Blaise, zatykając jej usta pocałunkiem. Stali w pustym korytarzu, mocno ze sobą zwarci. Dziewczyna oparła dłonie na jego torsie, delikatnie muskając jego wargi. Zabini objął ją w pasie, gładząc po policzku. Tak... to był dzień pełen emocji. Jeden dzień wystarczył, by odzyskali dawną przyjaźń, odszukali miłość i zdobyli własne zaufanie. Skazani na swoje towarzystwo, zaczęli się doceniać. Dawna niechęć przemieniła się w przyjaźń, a potem gorącą miłość. Jak to mówią, wszystko jest możliwe...

środa, 1 maja 2013

Rozdział 40

Oni krzyczą, ich rozpierają emocję. Ty siedzisz i się wyłączasz. Nie słyszysz o czym mówią, nie wiesz co czują. Liczysz się tylko ty i to co się dzieje w środku, a dzieje się wiele. Wszystko wręcz krzyczy by wyrwać się na zewnątrz, ale kogo obchodzą twoje emocje i odczucia? Sami mają pretensje, że ich nie słuchasz i cię nie obchodzą. Nawet jeśli mają rację, to czy nie tak sami postępują? Jeżeli chcą kogoś zmieniać to powinni zacząć od siebie. Najbardziej bolał ją wzrok jego matki. Patrzyła na nią swoimi zaszklonymi, zbolałymi oczami. Najgorsza była jednak nienawiść jaka wręcz tryskała z jej ciemnoniebieskich, zimnych tęczówek. Wiktor zabił się przez nią i była to tylko jej wina. Tymczasem prawie cała wina spadła na siedzącego obok Ślizgona. Wszyscy stali nad nim i krzyczeli. Jedynie pani Krum stała gdzieś z boku i mroziła ją spojrzeniem. Dziewczyna udawała, że nie zdaje sobie z tego sprawy i wlepiła swój nieprzytomny wzrok w ścianę. Od paru godzin tłumaczyli co się stało, mówili tylko i wyłącznie prawdę, jednak nikt nie chciał w to uwierzyć, szczególnie, że zamieszany był w to Draco Malfoy.  Odpowiadał szczerze i krótko na wszystkie zadane pytania.  Do tego nikt nie zwrócił uwagi na jego krytyczny stan. Był przeziębiony, miał gorączkę i wszystko go bolało. Siedział jednak i dzielnie wypierał się jakiejkolwiek winy ze swojej jak i jej strony. Różnił się od niej tym, że on wiedział, że nic nie zrobił. Tyle, że to nie on usłyszał ostatnie słowa wypowiedziane przez Kruma. Może gdyby było inaczej, zachowywałby się jak siedząca obok niego Hermiona. Było mu jej bardzo żal i najchętniej zabrałby ją najdalej od tych wszystkich nieprzyjaznych spojrzeń. On jeszcze potrafił jakoś to znieść, ona, czuła się paskudnie i podle. Cierpiała za każdym razem gdy ktoś z rodziny Bułgara w ogóle się do niej odezwał.
-Jak to się stało?
-Przepraszam, ale mam dość. Powiedziałem z tysiąc razy, nie będę się więcej tłumaczyć. Próbowaliście już nawet z Veritaserum i powinniście wiedzieć, że mówię prawdę...-trzymał się zdecydowanie lepiej niż ona. Co jak co, ale w obliczu śmierci, Draco zawsze zachowywał zimną krew. Nigdy się nie załamywał ani nie poddawał. -Panie dyrektorze-zwrócił się do zasępionego starca. -Powinniśmy wracać do Hogwartu-w jego głosie dało się wyczuć nutę prośby, co było u niego niezwykle rzadko spotykane.
Mężczyzna przeniknął go swoim wzrokiem, który był niczym promienie rentgena, a kąciki jego ust uniosły się lekko ku górze. Ślizgon przez chwilę mógł dojrzeć w nich błysk ufności i zgody. Odetchnął z ulgą, zdając sobie sprawę, że dyrektor wierzy w jego wersję wydarzeń. Starzec nie obwiniał go ani Hermiony za to co się stało. Jako jedyny nie patrzył na nich nienawistnym wzrokiem i nie wyrzucał pod ich adresem obelg. Po długiej rozmowie, w końcu udało mu się ich usprawiedliwić i dzięki świstoklikowi, przenieść z powrotem do Hogwartu. Hermiona marzyła o tej chwili od pierwszego dnia pobytu w Bułgarskiej szkole, jednak nie tak to sobie wyobrażała. Myślała, że w świetnym humorze wróci do swoich przyjaciół i będzie z nimi świętować powrót do "domu". Tymczasem nie miała nawet siły wypowiedzieć ani jednego słowa. Po postu milczała. Gdy tylko znaleźli się przed wejściem do wielkiej sali, bez pożegnania odwróciła się i poszła do prywatnego dormitorium. Była zdruzgotana i roztrzęsiona. Pragnęła pobyć sama. Chciała uciec od wścibskich pytań i spojrzeń. Rzuciła się na  łóżko, wtulając twarz w poduszki. Nie ruszała się i nie wydawała żadnych dźwięków. Można by powiedzieć, że wyglądała jakby była martwa. Draco tymczasem obrzucił dyrektora różnoznacznym spojrzeniem i jakby nic, wyszedł z zamku do Hogsmade. Wrócił dopiero późnym wieczorem, całkowicie pijany. Zasiadł wtedy na kanapie w swoim dormitorium i powoli osunął się w niespokojny sen.

Dni mijały, a jednak nic nie wracało do normy. Hermiona chodziła zagubiona po szkolnych korytarzach. Jej oczy były podkrążone, cera zbladła, a ona sama schudła parę kilogramów. Każdej nocy męczyły ją straszne koszmary, w których męczył ją nie kto inny jak Wiktor Krum. Mówił jej, że powinna do niego już przyjść, że nie zasługuje na życie po tym jak je komuś odebrała. Za każdym razem gorączkowo szeptał jej do ucha, że każdemu by ulżyło gdyby pożegnała się z życiem. Chodziła więc na lekcje i żyła ścisłym harmonogramem. Z nikim nie rozmawiała i na nikogo nie patrzyła. Zerwała wszystkie dotychczasowe kontakty. Przyjaciele jakby nie mieli pojęcia jak jej pomóc, po protu dali jej czas na poukładanie wszystkiego samej. Był jednak ktoś kto bardzo pragnął jej pomóc, jednak wiedział, że naprawdę nie ma jak. Ona go przecież nie kochała. Gdyby tak było,nie pogrążyłaby się w takiej depresji, tylko byłaby z nim. Tymczasem odrzuciła go i omijała szerokim łukiem. Do tego bardzo często przebywał w skrzydle szpitalnym i rzadko kiedy ją widywał. On już dawno się pozbierał. Szok minął, nie było mu żal Kruma. Ten chłopak sam zdecydował co zrobi. Hermiona natomiast cały czas była nieszczęśliwa i pogrążona w żałobie. Dlaczego? Czyżby go kochała? Tęskniła za chłopakiem który tak wiele razy ją skrzywdził? Patrzył jak je śniadanie. Jak odpycha od siebie najlepszych przyjaciół, jak sama robi z siebie ruinę. Nie wiedział, że popycha ją do tego Wiktor Krum nawiedzający każdej nocy. Popijał swój sok dyniowy, co chwila kręcąc z niedowierzania głową. Każdego dnia chodził po szkole wściekły na każdego idiotę zachodzącego mu drogę. Najczęściej napataczali się jego "przyjaciele". Nie pozwalał im jednak dojść do słowa i ignorował ich za każdym razem gdy czegoś chcieli. Pewnego dnia, wyszedł na błonia, siadając na trawie. Przypomniał sobie, jak kiedyś spotkał tu Hermionę. Jak zwykle się ze sobą kłócili. Uśmiechnął się blado. Co się stało z tamtą dziewczyną? Gdzie jest teraz wkurzająca Granger z którą kochał spędzać czas? Dlaczego nie ma już tej brązowowłosej Gryfonki, która przygarnęła go do domu na święta? Która zabrała go domu strachów,  z którą spędził cudowne chwilę w najróżniejszych barach, z którą tańczył na balu i z którą był w zrujnowanym motelu? Wspominał te chwile dobrze, bo była przy nim. Co z tego,  że zawsze były jakieś przeszkody? On chcę odzyskać dziewczynę, którą pocałował wtedy na peronie! Tyle, że jej już niema... Ale czy oby na pewno? Przecież mijał ją na korytarzach i patrzył przy każdym posiłku. Posyłał jej ukradkowe spojrzenia ze stołu Ślizgonów. To była Hermiona Granger! Ona po prostu potrzebuje pomocy, a Draco zrobi wszystko żeby znów była taka jak dawniej. Spojrzał w bok. Zamarł. Zobaczył jego ukochaną dziewczynę siedzącą na balustradzie ogromnego, Hogwardzkiego mostu. Czy ona naprawdę chciała skoczyć w przepaść? Rzucił się biegiem, starając się przy tym by go nie zauważyła.


-Musisz to zrobić. Musisz pomóc swoim rodzicom. Cierpią za każdym razem gdy muszą się na ciebie patrzeć. Nie zasługujesz na nich. Przez ciebie nie żyje. Jesteś zła Hermiono...
-Nie prawda. Nigdy nie chciałam żebyś umarł... Chciałabym żebyś znowu tu był, naprawdę...
-Mogę być z tobą. Znowu możemy być razem! Wystarczy,  że skoczysz z mostu... Nie zasługujesz już na życie...
Czy to możliwe żeby Hermiona Granger widziała ducha Wiktora Kruma? A może były to tylko halucynacje? Tak czy inaczej, miała wrażenie, że jest jak najbardziej prawdziwy. Rozpierał ją żal i poczucie winy. Może naprawdę miał racje? Może naprawdę już na nikogo nie zasługiwała? Jedyne czego pragnęła, to jakoś to zakończyć. Chciała pozbyć się Wiktora ze swojej głowy za wszelką cenę i jeżeli miałaby się zabić, to jest wstanie to zrobić. Siedziała tak na balustradzie patrząc w dół. Zawsze miała lęk wysokości, ale już się nie bała. Co miała do stracenia skoro już i tak miała skoczyć?
-Po prostu skocz-słyszała szept Bułgara. Chciał dla niej jak najlepiej, ale czy oby na pewno? Przymknęła oczy spod których spłynęła drobna łza i już miała się opuścić, gdy nagle od tyłu złapały ją silne ramiona.
-Granger, co ty do cholery wyprawiasz?!-wrzasnął na nią, potrząsając ramionami. Posadził ją na drewnianej podłodze mostu, z szokiem się jej przyglądając. Spuściła swój wzrok, a po jej policzkach zaczęły spływać kolejne łzy.
-Spójrz na mnie-krzyknął, łapiąc ją za podbródek. Teraz patrzyli sobie prosto w oczy. Czekoladowe, smutne i przerażone tęczówki Hermiony oraz zimne i zdenerwowane, stalowoszare spojrzenie Malfoya.
-Co ty ze sobą robisz? Widziałaś jak wyglądasz?! Co ty chcesz osiągnąć?!-krzyknął już na dobre wkurzony.
-Nie krzycz na mnie-wyszeptała drżącym głosem.
-Jak mam na ciebie nie krzyczeć?! Czy ty widzisz co ty ze sobą robisz?! Daj sobie spokój i za nim nie płacz! Jest martwy, Granger! Mar-twy!-potrząsał nią, starając się żeby jak najwięcej z jego słów do niej dotarło.
Zacisnęła zęby, wiedząc, że Ślizgon ma rację. Tyle, że nie o to chodziło. On myślał, że ona za nim tęskni. W rzeczywistości było dużo gorzej, bo on ją nękał. Przychodził i mówił, że powinna się zabić. Jak mu pokazać, że dalej go kocha, że to nie tak jak myśli. Co ona narobiła? Zupełnie o nim przez to wszystko zapomniała...
-Przepraszam...-wyszeptała już nieco silniejszym głosem, jednak nie bardzo go to przekonało. Dalej był wściekły. -Wiem, że ostatnio...
-Wiesz i nic nie robisz?! Granger, weź się w końcu w garść, jasne?!
Zmrużyła oczy i obrzuciła go wzrokiem pełnym wyrzutu. Co on sobie myśli?! Może i zachowywała się żałośnie, ale on zdecydowanie przesadza...
-Przestań Malfoy! Dla twojej wiadomości jego śmierć nie była mi obojętna i mam prawo no... trochę...
-Trochę- przedrzeźniał ją, przewracając oczami. Po chwili wstał, podnosząc ją za ramiona.
-Wyobraź sobie, że jego śmierć nie była mi obojętna. A teraz wracaj do zamku, pogadaj z przyjaciółmi, śmiej się i uśmiechaj-powiedział poważnie, niemal cedząc przez zęby. Zdziwił się bardzo, gdy jakby nic, przytuliła się do niego, mocno ściskając ramionami. Czuł jak bardzo jej tego brakowało. Odwzajemnił uścisk, wtulając twarz w jej pachnące włosy. Westchnął. Minęło tak nie dużo czasu, a ona stała się dużo chudsza. Wiedział, że musiało być jej bardzo ciężko, ale on nie może się nad nią użalać tak jak to robili inni. Odsunął się, całując ją delikatnie w czoło. Tak bardzo za nią tęsknił. Uśmiechnął się do niej delikatnie, łapiąc za ręce.
-Nie karz mi patrzeć jak się niszczysz. Jak byś skoczyła to ja...-zaczął, uświadamiając sobie, że gdyby nie był na czas, całe jego życie ległoby w gruzach.
-Przepraszam, ja, ja... nie masz pojęcia...
-Mam pojęcie, Granger. A teraz powiem ci coś bardzo ważnego-jego twarz przybrała poważny wyraz twarzy. -Uszanuj to, że komuś jeszcze na tobie zależy i nie rób takich rzeczy...
-Ale...-przerwała mu Hermiona. Chciała jakoś się wytłumaczyć. Zrozumiała, że zachowała się jak skończona idiotka.
-Nie ma żadnego ale...-uciął jej szybko.
-No, ale ja...
-Ale ja cię kocham-ujął szybko jej twarz w dłonie, starając się wbić jej to do głowy. Miał gdzieś, że pewnie nie odwzajemnia jego uczucia. Ona po prostu musiała o tym wiedzieć. Spoglądał prosto w jej zaskoczone, czekoladowe oczy. -Ja się nie poddaje i nie pozwolę żebyś mnie zostawiła. Nie w ten sposób. Rób sobie co chcesz, ale żywa.
Na jej twarzy pojawił się uśmiech ulgi. Czyli jednak dalej ją kochał. Mimo wszystko co się do tej pory wydarzyło. Tak bardzo bała się, że go straciła. Bez zastanowienia rzuciła mu się w ramiona, zaczynając go całować. Chłopak objął  ją w talii, przyciągając najbliżej jak się da. Cieszył się z tego, bo było to jak odpowiedź na jego wyznanie. Tęsknił za nią i pragnął jej jak nigdy dotąd. Była dla niego wszystkim. Mogą mu odebrać wszystko tylko nie ją. Trzymał ją w swoich ramionach w obawie, że jeszcze ją straci. Z namiętnością kosztował smaku jej malinowych ust. Dziewczyna jedną rękę wplątała w jego blond włosy, a drugą zacisnęła na karku.
-Też cię kocham-powiedziała nie przerywając. Zadziałało to na niego jeszcze bardziej pobudzająco. Teraz obydwoje stali sami na wielkim moście Hogwartu myśląc jedynie o sobie. Liczyli się teraz tylko i wyłącznie oni. Namiętnie i gorąco próbowali wykorzystać każdą wspólną chwilę. Obydwoje mieli serca, może doświadczone i niejednokrotnie zranione, ale prawdziwe i dobre. To nie prawda, że Draco Malfoy był złym człowiekiem. Każdy kto potrafi kochać szczerze, mocno i bezinteresownie ma w sobie dobro.  W pełni zasługiwał na dziewczynę która znajdowała się w jego objęciach. Czemu? Bo potrafił ją kochać i nic w zamian od niej nie oczekiwać. Oni przeżyli razem wiele. Nie oszukiwali się i doskonale wiedzieli jacy są. Tworzyli piękną  historię która się nie skończy, bo ich miłość się nie skończy. Mogli popełniać wiele błędów, mogli się kłócić, ale jeśli się kochali, to nie miało to znaczenia, bo kocha się zawsze i nieodwołalnie. Wtedy to uczucie jest prawdziwe, tak jak on i ona na Hogwardzkim moście.

----------------------------------------------------------------
Tak... i to jest ten moment kiedy powinnam napisać koniec, ale niestety zostało mi jeszcze parę wątków do wyjaśnienia, więc ukaże się jeszcze parę rozdziałów :) Tak czy inaczej, historia powoli dobiega końca. Nie martwcie się jednak, nawet jeśli, to spodobało mi się pisanie i zamierzam wtedy zacząć pisać nowe opowiadanie. Mam nadzieję, że wam się podoba. 
         Pozdrawiam i zachęcam do komentowania :) Powiem, że było mi trochę przykro kiedy wczoraj został pobity rekord wyświetleń, a pod notką tylko 2 komentarze :(