piątek, 12 kwietnia 2013

Rozdział 19

Draco leżał na podłodze w dalszym ciągu wpatrując się w sufit. Nie miał już na nic siły. Ale nie tylko ból był tego powodem. Hermiona odeszła. W sumie... to dobrze, ale on tu został. Idiota Krum mu nie pomógł. Oczywiście miał ze sobą dziewczynę i to jej bezpieczeństwo było najważniejsze, ale wystarczyłoby go wypuścić z celi, a resztkami sił jakoś wydostałby się z domu. Wtedy mógłby się już teleportować. Westchnął. Nie zdążył się z nią pożegnać. Już jej raczej nie zobaczy. Kiedy wychodziła, był nieprzytomny. Dowiedział się co się stało od zaaferowanych śmierciożerców, biegających po całym domu i szukając dziewczyny. Uśmiechnął się. Cieszył się, że jej się udało, jednak i on pragnął uciec, nie miał ochoty umierać. Usiadł opierając się o ścianę. Mimowolnie skrzywił się z bólu. Cały był poobijany, a niektóre kości były złamane. Wytężył mózg, próbując coś wymyślić. Inaczej czekała go straszna, bolesna śmierć...


Czarnowłosy chłopak siedział w skrzydle szpitalnym nad łóżkiem swojej dziewczyny. Trzymał ją za słabą, bladą dłoń modląc się, by jakoś z tego wyszła. Spała dobre parę godzin, odkąd pielęgniarka dała jej krople nasenne. Wcześniej, nie sposób było ją uspokoić. Spojrzał na jej zmęczoną twarz. Na czole obwiązany miała bandaż, przesiąknięty krwią. Ten kto jej to zrobił, zapewne był strasznym potworem. Wiktor nie miał wątpliwości, że przyczynił się do tego Draco. Przysięgał sobie w duchu, że się zemści, gdy Hermiona otworzyła swoje czekoladowe, przepełnione niepokojem oczy. Całą noc śniły jej się koszmary.Przez chwilę patrzyła na swojego chłopaka, zastanawiając się co się dzieje. Nie minęła jednak minuta, gdy przypomniała sobie o wydarzeniach ostatniej nocy.
-Draco!-powiedziała przerażonym szeptem zrywając się z łóżka. Chłopak ścisnął ją za ręce, próbując ją uspokoić.
-W porządku, już jesteś bezpieczna....-szeptał z zatroskaniem się jej przypatrując.
-Wiktor, ty go tam zostawiłeś!-krzyknęła przerażona dziewczyna łapiąc się za włosy. Była już zupełnie przytomna.
-Hermiono, wiem, że to dla ciebie trudne. Nie mieliśmy czasu... śmierciożercy by nas złapali, a wtedy nie tylko on by umarł. Wszyscy bylibyśmy martwi...-mówił do niej, jakby była nienormalna. Wpatrywał się w nią jak na niebezpieczne zwierzę, starając się nie wykonywać gwałtownych ruchów.  Hermiona uniosła brwi bardzo zdziwiona jego zachowaniem.
-On nie umarł, Wiktorze. Dobrze o tym wiesz...-wyszeptała.
Prawda była taka, że Krum ani przez chwilę nie wątpił w to, że Draco żyje. Po prostu nigdy nie lubił tego chłopaka. Z początku miał lekkie wyrzuty sumienia. Zniknęły jednak od razu, gdy Ginny opowiedziała mu o relacjami między nim, a jego dziewczyną. Rudowłosa zataiła oczywiście pocałunek i to, że Hermiona kocha Ślizgona. Sam fakt, że byli oni "przyjaciółmi" i spędzili razem święta, był dla chłopaka niedopuszczalny. Ginny czuła się podle mówiąc o tym Wiktorowi. Musiała jednak jakoś wytłumaczyć jej zachowanie. Gdy Hermiona dowiedziała się, że Krum zostawił Dracona w celi, zachowywała się nienormalnie.
-Nie chciałem go ratować-powiedział spokojnie, patrząc się w oczy ukochanej.
Słysząc te słowa, dziewczyna wstała z łóżka. Stanęła na podłodze, skupiając wszystkie siły, żeby się nie przewrócić.
-Jak mogłeś?!-krzyknęła oburzona. Na szczęście cisza nocna jej nie obowiązywała i pani Pomfrey nie miała się do czego przyczepić.
-Nie chciałem byś z nim była! On nie jest dla ciebie odpowiedni-odparł Wiktor również wstając z miejsca.
-Dlatego zostawiłeś go na pewną śmierć?!-wrzasnęła oburzona.-Poza tym o czym ty mówisz?! Ja z nim?! Kto ci naopowiadał takich rzeczy?!
-Ginny.-odparł chłopak ściszając głos. Prawda o niej i Draconie bardzo go bolała.
Hermiona uniosła brwi. Nie spodziewała się takiej zdrady ze strony najlepszej przyjaciółki.
-Co ci powiedziała?-ona również wydawała się być spokojniejsza.
-Spędziliście razem święta-Wiktor patrzył na nią tak, jakby popełniła zbrodnie.
-Do niczego nie doszło-zaczęła się tłumaczyć Hermiona. Nie chciała go ranić.- Ale Draco jest dla mnie ważny...-widząc minę chłopaka kontynuowała:
-Skłamałabym, że nic dla mnie nie znaczy. Skłamałabym też, mówiąc, że ty dla mnie nic nie znaczysz. Jestem ci wierna, ale ty go tam zostawiłeś z zwykłej zazdrości.
-Nie mieliśmy czasu...
-Gdyby tam był ktoś inny, nie wahał byś się. Wyciągnął byś go stamtąd.
-Tak, ale Malfoy to zły człowiek. To śmierciożerca, on zabija ludzi, Hermiono. Zasłużył na taki los...
-Jak możesz tak mówić? Nic o nim nie wiesz...
-Wiem o nim więcej, niż ci się zdaje. Karkarow zabierał mnie na ich spotkania. Jego ojciec też go czasem zabierał. Obydwaj są równie okrutni. Gdyby dostał zlecenie zabicia cię...
-To by tego nie zrobił. Czy chociaż raz pomyślałeś, czemu go tam zamknęli?
Wiktor przez chwilę wpatrywał się w dziewczynę, po czym jak gdyby nigdy nic, wyszedł ze skrzydła szpitalnego, zostawiając dziewczynę samej sobie. Hermiona westchnęła, rzucając się na łóżko. Wydała z siebie krzyk żalu i wściekłości, tłumiąc go wtuleniem twarzy w poduszki.



-Pansy, jeszcze jedno słowo, a cię zabiję-wysyczał Blaise.
-No ale, sam przyznaj. To fascynujące. Draco upozorował własną śmierć! A my myśleliśmy, że nie żyje. Czy   to nie cudownie?! On żyje.
-Nie, Pansy. To nie jest "fascynujące". To katastrofa! Po pierwsze, nie mamy pojęcia czemu to zrobił. Sama musisz przyznać, że to co go do tego zmusiło, z pewnością nie jest dobre. Po drugie, nie mamy pojęcia gdzie jest, a po trzecie...
-Jak to nie wiemy gdzie jest?!-krzyknęła podekscytowana Pansy. -Szlama Granger mówiła, że..
-Nie obchodzi mnie co mówiła-powiedział poirytowany Zabini, wznosząc ręce ku górze. -Szlama Granger jest nienormalna. Poza tym nie sądzę by dalej tam był. Albo go zabili, albo gdzieś przenieśli. Teraz, kiedy już wszyscy wiedzą co się stało...
-Hm... no tak masz rację-westchnęła Pansy, ciężko opadając obok niego na kanapę. -To co? Na kim się dziś wyżyjemy?-czarnowłosa dziewczyna była bardzo inteligentna. Oczywiście, nie dorównywała Hermionie, ale to nie miało znaczenia. Była niezwykle przebiegła i sprytna. Do tego wszystkiego bezwzględna, każdy jej plan wypalał. Nigdy nie dała ponieść się sentymentom czy uczuciom. Była wredna i na pierwszy rzut oka może trochę przygłupia, jednak każdy kto tak pomyślał, popełniał błąd. Pansy nie powinno się lekceważyć. Była tak zwanym kobiecym wcieleniem Dracona Malfoya. Może jej uroda nie dorównywała chłopakowi, jednak zdecydowanie można było ją nazwać geniuszem zła. Przez chwilę siedziała obok Blaisa milcząc, wpatrywała się w ścianę Pokoju Wspólnego Slytherinu. Następnie odwróciła się w stronę "przyjaciela" i powiedziała:
-Blaise, my musimy go znaleźć.
-Po co?
-Musimy zobaczyć, czy wszystko z nim w porządku.
-Nie nie musimy... nie czuję się do niczego zobowiązany... czemu chcesz się z nim spotkać? Nie uwierzę, że  się o niego martwisz...
-Nie, ale wiesz, kiedy go ostatnio widziałam, zabrał mi jedną rzecz.
-Jaką-spytał Blaise nie próbując ukryć znudzenia.
-Kamień. Ale, nie byle jaki kamień. Warty przynajmniej milion galeonów. Należał do mojej babci i...
-Po cholerę mu go dałaś?-na twarzy Ślizgona malowała się irytacja.
-Nie ważne... tak czy siak, muszę go odzyskać. Koniecznie. Pomóż mi.
-Co ja z tego będę miał?-Blaise uśmiechnął się z przekąsem.
-10%.
-Za mało. Chcę 40.
-30% nie więcej. Dorzucę ci ognistą whisky. Dużo ognistej whisky...-szeptała mu Pansy, uwodzicielskim głosem.
-Dobrze, o ile dasz 35%...-wdzięki dziewczyny, nie robiły na Blaisie żadnego wrażenia.
-A niech cię, Blaise!-krzyknęła oburzona Pansy. Po chwili wyciągnęła jednak do niego rękę.
-Witaj wspólniku-zrezygnowani, podali sobie ręce. -Mam pewien plan...



Blondyn w dalszym ciągu siedział wpatrując się w ścianę. Właśnie skończył obmyślać swój genialny plan. Oczywiście, nie był dobry w planowaniu, więc postanowił, że wszystko będzie robić w miarę spontanicznie, nie miał nic do stracenia. Wstał oglądając swój ubiór. Wyglądał paskudnie. Zdecydowanie nie wyglądał "bosko", a przecież taka była norma. Miał na sobie zakrwawioną, białą koszulę i równie brudne jeansy. Westchnął. Nie bardzo mu się to podobało. Kierował się zasadą "jak coś robić, to ze stylem", niestety nie zawsze miał do tego warunki... Przejechał ręką po czole. "O czym ja myślę?!" skarcił się w duchu, po czym zaczął przyglądać się swoim raną. Oddarł kawałek koszuli (skrzywił się, bardzo ją lubił) i przyłożył ją sobie do skroni, próbując zatamować krew. Podwinął rękawy i poprawił kołnierzyk. Tak, teraz wyglądał dużo lepiej. Ponownie skarcił się w duchu, uśmiechając się pod nosem. Lekko kulejąc podszedł do okienka w drzwiach. Naprzeciwko celi, na krześle siedział jeden z śmierciożerców.
-Ej, ty!-krzyknął Draco-Chodź tu!-wykorzystywał swoje zdolności aktorskie, myśląc, że idealnie nadaje się na gwiazdę filmową. Na jego twarzy malował się strach i zniecierpliwienie.
-Zamknij się, Malfoy. Nic dla ciebie nie zrobię.
-No ale w mojej celi ktoś jest..-odparł Draco jak małe dziecko, upierające się, że widziało świętego Mikołaja.
-Masz halucynacje. Walnąłeś się w głowę.
Blondyn zrobił lekko urażoną minę. To nie ON się walnął, tylko KTOŚ go walnął, a to zupełnie co innego. Musiał jednak, doprowadzić swój plan do końca.
-Chyba jest niewidzialny. O! Właśnie widziałem czyjąś stopę. Czyżby to Hermiona pożyczyła od Pottera pelerynę niewidkę?! Granger, wiedziałem, że mnie uratujesz! -w głosie Ślizgona nie było cienia sztuczności. Był tak przekonujący, że śmierciożerca momentalnie zerwał się z krzesła. Zajrzał przez okienko celi.
-Niczego nie widzę...
-Jak to nie? Jestem pewny, że jeśli spojrzy się pod tym kątem...-nie musiał kończyć. Śmierciożerca już wszedł do celi. Zamykając się razem z Draconem w celi. Był to błąd. Gdy tylko odwrócił się w stronę niewidzialnego gościa, chłopak walnął go w głowę pięścią, powalając na ziemię. Wyrwał różdżkę z ręki mężczyzny i celował nią prosto w jego serce.
-Odłóż to Malfoy. Chyba nie zamierzasz mnie zabić?
-Nie... zrobi to Czarny Pan, gdy tylko dowie się, że pozwoliłeś mi uciec-odparł Draco uśmiechając się zjadliwie. Odwrócił się i już miał wyjść, gdy usłyszał:
-Jesteś idiotą, Malfoy. Nigdy wcześniej nie widziałem takiego kretyna.
Ślizgon odwrócił się w stronę śmierciożercy z ironicznym uśmiechem.
-Aha...-wzruszył ramionami, po czym uniósł różdżkę. Po chwili wystrzeliło z niej zielone światło, a mężczyzna przewrócił się łoskotem. Na twarzy Dracona malowała się obojętność.
-Tak będzie lepiej. Dla większego dobra... Gra się rozpoczęła.

6 komentarzy:

  1. o jaaaaa! :D
    co za baran z tego Kruma!
    a Draco xd jest słodki i jedyny w swoim rodzaju ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. kolejny genialny rozdział :D , jednak znowu z tym samym błędem "swoim ranom" , a nie "swoim raną" ;]

    OdpowiedzUsuń
  3. Dla większego dobra.
    H A R I E T T A

    OdpowiedzUsuń
  4. Krum jest idiotą, ale to już ustaliliśmy, a Draco? Draco jest geniuszem, jak już mówiłam :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Krum, Ty szmato.
    "Dla większego dobra"? Zawiało Dropsem XD

    OdpowiedzUsuń