sobota, 6 kwietnia 2013

Rozdział 12

Draco wysiadł z pociągu. Znalazł się w północnej części Brytanii. Było to małe ,sympatyczne miasteczko. Był tu tylko raz w życiu. Miał wówczas około siedmiu lat. Przyjechał na tydzień ze swoją matką Narcyzą. Na samo to wspomnienie serce ścisnęło mu się z żalu. Teraz jednak przed nikim nie musiał udawać, że jest dobrze. Na jego twarzy malował się przeogromny smutek. Zamierzał mieszkać tu aż nie wymyśli niczego lepszego. Nie zamierzał ukrywać się w nieskończoność. Nagle wpadł na niego jakiś staruszek. Mężczyzna wywrócił się na chodnik. Draco rzucił na niego mordercze, lodowate spojrzenie. Zamierzał kompletnie zignorować staruszka, gdy ten spojrzał na niego pełnym ciepła wzrokiem. Wzrokiem tak bardzo podobnym do czyjegoś spojrzenia, że chłopak momentalnie rzucił się pomóc mężczyźnie.
-Przepraszam, niezdara ze mnie-mówił siwobrody.
-Nie szkodzi, to moja wina, nie widziałem pana-mówił Draco podnosząc starca z ziemi. Ten zmierzył go sympatycznym wzrokiem. Przez chwilę spoczął on na jego przepełnioną torbę.
-Co cię tu sprowadza chłopcze? Na wakacje przyjechałeś?-zaśmiał się pogodnie.
Draco uśmiechnął się. Pytanie mężczyzny wydawało mu się niedorzeczne. Po pierwsze był środek zimy, to nie była odpowiednia pora na wczasy. Po drugie kto normalny przyjeżdżałby na wakacje w takie miejsce?! Po chwili przypomniał sobie, że przecież on sam był bardzo zadowolony z letniego pobytu w wiosce. Razem z matką spędził tu wspaniałe chwile. Właśnie, z matką. Jego serce na nowo wypełniło się bólem. Z otępieniem wpatrywał się w rosnące nieopodal samotne drzewo.
-W porządku?- głos starca wyrwał go z zamyślenia.
-Yyy Tak.-odpowiedział pośpiesznie.
-Co więc tu robisz-spytał mężczyzna.
-W sumie to szukam noclegu-odpowiedział chłopak.
-To świetnie się składa!-zawołał uradowany starzec-razem z żoną i synem prowadzimy pensjonat! Od tygodni nie mieliśmy klientów! Ale się wszyscy ucieszą! Chodź za mną!
Draco wzruszył ramionami, po czym udał się za mężczyzną. Minęło dziesięć minut, a stanęli przed wysokim, niebieskim budynkiem. Dom wyglądał bardzo ładnie. Po stromym, spadzistym dachu spływały krople deszczu. W czasie jazdy pociągiem musiało tu mocno padać. Draco spojrzał na masywne, dębowe drzwi ze starodawną kołatką w kształcie paszczy smoka.
-Ten dom należy do naszej rodziny od pokoleń. Moi przodkowie byli najbogatszymi mieszkańcami miasteczka. Niegdyś zajmowała go wielopokoleniowa rodzina. Teraz mieszkam tu tylko ja, żona, jedno dziecko i pies-powiedział uśmiechając się blado. Prowadził chłopaka do drzwi, po czym głośno zakołatał do drzwi. Otworzyła mu niska, pulchna ciemnowłosa kobieta. Jej czarno siwe włosy, upięte były w ciasny kok.
Zupełnie jak profesor McGonagall-pomyślał Draco nie śmiejąc się odezwać. Mierzyła go ostrym wzrokiem. W jej błękitnych oczach kryły się iskierki gniewu.
-Ile razy się umawialiśmy, że masz być przed siódmą w domu?!-krzyknęła oburzona.
Draco był lekko zdezorientowany. Nie przypominał sobie, żeby umawiał się z nią na cokolwiek. Obrócił się przez ramię upewniając się czy słowa te na pewno kierowane były do niego. Odetchnął z ulgą. Tuż za jego plecami stał siwobrody mężczyzna.
-Nie patrz tak na mnie. Przyprowadziłem nam gościa.
Kobieta przeniosła wzrok na stojącego obok ślizgona. Wyraz jej twarzy momentalnie się rozjaśnił. Uśmiechnęła się do chłopaka.
-Przedstawisz mi tego młodzieńca Chunk?-spytała swojego męża , nie spuszczając wzroku z Dracona.
-Oczywiście. To jest yyy...
-John Smith-blondyn ujął kobiecą rękę w dłonie, po czym delikatnie ją ucałował. Fałszywe imię i nazwisko było pierwszym co przyszło mu do głowy.
Kobieta uniosła brwi. Nie była przyzwyczajona do takich uprzejmości.
-Yyy to ten... wejdźmy-zaproponował Chunk.
Wszyscy razem przeszli przez szeroki hol. Na obitych purpurową tapetą ścianach, wisiały stare, rodzinne portrety. Na końcu korytarzu znajdował się ogromny, przestrzenny salon. Draco spojrzał na marmurowe podłogi. Były bardzo podobne do tych w jego domu. Mimowolnie się wzdrygnął. Wnętrze było bardzo podobne do tego w dworze Malfoy'ów. Jedynie co się różniło to ludzie. Ciemnowłosa kobieta i siwobrody Chunk w niczym nie byli podobni do jego rodziców. Na pierwszy rzut oka było widać, że  robią wszystko by w domu panowała ciepła, rodzinna atmosfera.
-Chodźmy do jadalni-odezwała się w końcu kobieta-Chunk, odnieś rzeczy gościa do pokoju na piątym piętrze. Myślę, że tamten będzie odpowiedni-orzekła obdarzając męża promiennym uśmiechem. Draco westchnął. Jego matka nigdy nie uśmiechała się tak do ojca. Blondyn powędrował za kobietą do przestronnego pomieszczenia. Kompletnie różniło się się od reszty wnętrz domu. Draco był zaskoczony. Po środku jadalni stał szeroki, sześcioosobowy stół. W pobliżu, znajdowały się jasne, sosnowe krzesła. Na błękitnych ścianach znajdowały się białe ramki ze zdjęciami. Na fotografiach zamieszczone były dzieci. Chłopczyk z brązową, gęstą czupryną i dziewczynka z jasnymi warkoczami uśmiechali się do Dracona z każdego zdjęcia. Wpatrywał się w nie z uśmiechem na twarzy.
-To nasze dzieci. Zaadoptowaliśmy je z Chunkiem dwa lata temu. Nigdy nie mieliśmy własnych...
Draco uśmiechnął się pod nosem. Ci mugole byli bardzo sympatyczni. Nagle usłyszał dziecięcy śmiech. Do jadalni wbiegł brązowowłosy chłopczyk. Ledwo dosięgał Draconowi do pasa. Wyglądał na pięć może sześć lat. Ubrany był w szare spodnie i grubą wełnianą bluzę. Gdy tylko zobaczył stojącego, obcego chłopaka, zamilkł i stanął w miejscu. Z przerażeniem wpatrywał się w blondyna swoimi wielkimi, niebieskimi oczami.
-Dzie-dzień-dobry...?-spytał drżącym głosem.
Draco spojrzał na niego z politowaniem. Nie przepadał za małymi dziećmi.
-A co już ci go popsułem?-spytał kpiąco. Ciemnowłosa kobieta obrzuciła go zdziwionym głosem. Ślizgon powstrzymał się od dalszych komentarzy. Zależało mu na dalszym mieszkaniu w posiadłości tych mugoli.
Momentalnie przybrał dobrotliwy uśmiech.
-Przepraszam, nie o to mi chodziło- powiedział obdarzając przerażonego malca najbardziej dobrotliwym spojrzeniem na jakie było go stać.
-Przygotuję coś do jedzenia-powiedziała uspokojona kobieta. Wyszła do mieszczącej się niedaleko kuchni.
Gdy tylko zniknęła za drzwiami Draco zmienił uśmiech na bardzo jadowity.
-Coś mi się wydaję, że będziemy się dobrze bawić- wysyczał patrząc na niego morderczym wzrokiem. Nie wiedział czemu tak się zachowuje. Po prostu musiał na kimś wyładować emocje. Ten chłopiec był doskonałą  ofiarą...
-Jestem Dra... to znaczy John. John Smith-powiedział wyciągając do niego bladą rękę. Chłopiec wpatrywał się w blondyna w osłupieniu. Dopiero po chwili drgnął i podał swoją małą, delikatną dłoń ślizgonowi.
-Brian-odpowiedział zaciskając zęby. Draco uścisnął jego rękę trochę mocniej niż powinien.
-Brian?! Jakież to pospolite imię!
-Spodziewałbym się tych słów od każdego, ale nie od kogoś kto się nazywa John Smith...-odpowiedział nieco pewniej chłopiec.
-Uważaj Brian... nie warto mnie prowokować...-wyszeptał Draco. Dobrze wiedział, że jest podły, mimo to doskonale się przy tym bawił.
-Czytałem o takich jak ty w książkach-odpowiedział Brian odważnie patrząc się Malfoy'owi w oczy.
-Domyślam się, że zabijali oni takich małych, bezbronnych chłopców jak ty...
-Nie. Byli to bardzo nieszczęśliwi ludzie, którzy nie mogli pogodzić się z tym, że ktoś inny może być wesoły. Uprzykrzali innym życie, bo byli zazdrośni. Nie mogli być dobrzy, bo sami tego nie doświadczyli i...
-Jak na takiego gówniarza jesteś strasznie wygadany-przerwał mu Draco. Nie miał ochoty wysłuchiwać przemowy chłopca. Szczególnie, że Brian miał rację. Brązowowłosy zamilkł i dalej wpatrywał się w ślizgona.
-Jesteś smutny.
-Nie.
-Tak.
-O niczym nie masz pojęcia.
-Jesteś smutny-powiedział przekonująco-chodźmy pograć w piłkę!
-Nie ma mowy. Nigdzie z tobą nie idę.-odparł chłodno Draco. Był wściekły na chłopca. Rozgryzł go.
-To może jutro?
-Nie.-chłopak świetnie maskował uczucia. Patrzył na chłopca obojętnym wzrokiem.
-Pojutrze?-spytał chłopczyk z nutą nadziei w głosie.
-Nie. -uporczywie odpowiadał blondyn.
-No proszę! To może po,pojutrze?
-Nie!-krzyknął Draco.-dlaczego chcesz ze mną grać w piłkę?!
-Bo jesteś smutny.-odpowiedział chłopiec jakby to było oczywiste-poza tym lubię cię.
-Ale ja cię nie lubię-prawda była taka, że Draco nie miał w ogóle pojęcia na czym polega gra w piłkę.
-Pomogę ci. Codziennie będziemy spędzać mnóóóstwo czasu! Zmienię cię w dobrego człowieka i wszystko skończy się...
-...długo i szczęśliwie-dopowiedział chłopak.-przestańcie mnie wszyscy zmieniać!
-Czyli był ktoś przede mną?-spytał chłopiec. Jego oczy rozszerzyły się do rozmiaru galeonów.
-Nie twoja sprawa-odpowiedział Draco na samą myśl o Hermionie.
-Udało mu się?! Albo jej... Udało się jej?! Albo mu?! Albo...
-Nie wiem. To, że jeszcze żyjesz znaczy, że chyba trochę...
Brązowowłosy chłopczyk wytrzeszczył oczy.
-Byłeś mordercą.
-Nie twój inte... Oczywiście, że nie!-Draco zaczął iść do kuchni. Rozmowa spadała na niebezpieczne tematy.
-Tak myślałem. Jesteś za fajny, żeby być mordercą. Ostatnio czytałem o takim w książce. Był zły i robił...
-Zupełnie jak Granger...-westchnął blondyn. Wszedł do kuchni i odebrał od ciemnowłosej kobiety jedzenie. Chłopiec ciągle za nim chodził. Jego buzia nie zamykała się ani na chwilę. Draco musiał przyznać, że jest on bardzo męczący ale i sympatyczny. Miał w sobie niespotykaną energię. Nigdy nie spotkał takiego mugola...
Chociaż... była jedna dziewczyna.... Niezwykle wygadana, widząca w ludziach dobro, zakochana w książkach, niezwykle rozmowna ale i denerwująca Hermiona.  Wziął talerz zapiekanki, po czym usiadł przy szerokim jadalnianym stole.
-Muszę iść. Brian dotrzyma ci towarzystwa-uśmiechnęła się staruszka po czym zniknęła za framugą pokoju.
-Nie!-jęknął chłopak po czym spojrzał na chłopca spode łba. Brązowowłosy uśmiechał się do niego promiennie. Draco odpowiedział mu zębami wyszczerzonymi w ironicznym uśmiechu. Ten wcale się tym jednak nie przyjął. Usiadł naprzeciwko ślizgona i rozpoczął swój długi, męczący monolog.
-Słyszałem od taty, że będziesz miał pokój obok mnie!-krzyknął podekscytowany-Czy to nie wspaniale?!
Draconowi wyrwał się cichy, żałosny jęk. Brian nie zważając na jego zachowanie kontynuował.
-Będziemy przyjaciółmi! Możemy się bawić, grać w gry i w piłkę... koniecznie! Ostatnio jak grałem w piłkę to strzeliłem aż dwie bramki! Wyobrażasz sobie?!
Draco nie miał jednak pojęcia co znaczy zwrot "dwie bramki". Pokiwał jedynie głową, po czym dalej słuchał wypowiedzi malca.
-No i wtedy Kevin powiedział "to nie jest miejsce na gry dla dzieci"! Sam jest starszy tylko o rok! Więc mu powiedziałem " ja mam przynajmniej dziewczynę". To było kłamstwo, ale Sophie bardzo mi się podoba...
-To do niej zagadaj-po raz pierwszy odezwał się Draco. Stwierdził,że musi sprowadzić rozmowę na lepszy tor.
-To nie takie proste...!-krzyknął oburzony chłopiec.
-Ależ to jest dziecinnie proste.-powiedział blondyn.
-A ty masz dziewczynę?
-Nie-odpowiedział blondyn-ale miałem ich już mnóstwo-dodał pośpiesznie widząc minę malca oburzonego jego hipokryzją.
-Na pewno...
-Jasne, że tak!
-To czemu nie masz jej teraz?
-Bo to trochę skomplikowane...
-Przed chwilą było proste!
-Nie o to chodzi! Jestem od ciebie starszy! Przestań...
-Dorośli-westchnął chłopczyk mierząc Dracona oburzonym wzrokiem- przestańcie patrzeć na dzieci z góry!
Mówiąc to Brian wstał odsuwając krzesło z głośnym hukiem. Po chwili wybiegł z jadalni zatrzaskując drzwi. Draco jedynie wzruszył ramionami i kontynuując zapiekankę szepnął do siebie.
-Nie mogę mieć dziewczyny. Hermiona Granger jest nieosiągalna...

9 komentarzy:

  1. Akcja dużo lepsza, choć przecinków nadal brakuje. Po za tym notka lepsza, niż poprzednia. Powodzenia! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. "Nie mogę mieć dziewczyny. Hermiona Granger jest nieosiągalna." ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. ten dzieciak jest wnerwiajacy

    OdpowiedzUsuń
  4. Draco&Brian <3 Ach uwialbiam te ich rozmowy :)

    OdpowiedzUsuń
  5. -Nie mogę mieć dziewczyny. Hermiona Granger jest nieosiągalna...
    Piękne.<3 a Brian mnie rozwalil!:D taki pozytyw :*:*
    H A R I E T T A

    OdpowiedzUsuń
  6. Brian bardzo urozmaicił te historie, z miejsca zdobył moja sympatie. A ostatnie zdanie.... Ahhh lecę dalej bo nie wytrzymam tego napięcia :D

    OdpowiedzUsuń