niedziela, 21 kwietnia 2013

Rozdział 28

Czarnowłosa dziewczyna siedziała przed kominkiem w Pokoju Wspólnym Slytherinu. Szkicowała na pergaminie swój szatański plan, gdy usiadł przy niej Blaise. Wyjątkowo nienaturalnym gestem zmierzwił swoje ciemne włosy i zamrugał zalotnie rzęsami. Pansy posłała mu krótkie zażenowane spojrzenie.
-Co ci się stało? Mózg w końcu wyparował?-spytała znudzona.
-Musisz coś dla mnie zrobić-wytłumaczył delikatnie chłopak.
-Nic nie muszę robić, Blaise-poinformowała go lekko się irytując
-Musisz spławić jakoś Astorię-szepnął kiwając głową w stronę stojącej za jedną z kanap Ślizgonki.
Pansy prychnęła rozbawiona i w końcu oderwała wzrok od pergaminu. Uniosła wysoko brwi, a jej usta wykrzywiły się w uśmiechu, zwiastującym jakiś niecny plan.
-Nie?-spytała nie mogąc uwierzyć.
-Błagam-pisnął rozpaczliwie na widok zbliżającej się dziewczyny. Właśnie wypatrzyła go i zmierzała w jego stronę z niesamowicie paskudnym uśmiechem. Ubrana była w nieprzyzwoicie krótką, różową sukienkę. Swoje jasne, blond włosy rozpuściła, zakładając białą opaskę z wielką kokardą. Było za późno. Usiadła naprzeciwko "przyjaciół" i zatrzepotała rzęsami.
-Cześć Blaise-powiedziała przeciągając każdą sylabę.
-Cześć Astorio-odparł chłopak sztucznie się uśmiechając. Jednocześnie obdarzył ją najbardziej morderczym spojrzeniem na jakie było go stać.
Co robisz?-spytała dziewczyna, zupełnie ignorując siedzącą obok Pansy. Bardzo się jej to nie spodobało. Nie lubiła zostawać niezauważona.
-Właśnie planujemy nasz ślub. Prawda misiaczku?-zwróciła się w stronę chłopaka, przybierając jadowicie słodki głos. Usiadła na jego kolanach, zarzucając ręce na jego szyję. Astoria spojrzała na tę scenę z obrzydzeniem, nie spodziewała się czegoś takiego. Jej mina była podobna do miny Blaise, który zszokowany wpatrywał się w jej zniechęcone oczy.
-Ee... prawda-potwierdził nieśmiało się uśmiechając.
-To ja może pójdę-powiedziała Astoria obrzucając czarnowłosą nienawistnym spojrzeniem. Ślizgoni upewnili się, że zniknęli z zasięgu ich wzroku, po czym jak najprędzej zwiększyli odległość między sobą.
Usta Blaisa już uśmiechały się w złośliwym uśmiechu, gdy Pansy uprzedziła go przybierając z powrotem normalny ton głosu.
-Jedno słowo, a wydłubię ci te twoje urocze oczęta-powiedziała przez zaciśnięte zęby.





Hermiona leniwie otworzyła swoje zaspane oczy. Spojrzała na leżącego obok chłopaka. Tak... ostatnia noc skończyła się trochę inaczej niż zamierzała. Zerwała się z łóżka, po czym pośpiesznie zaczęła zakładać na siebie porozrzucane po całym pokoju ubrania. Znajdowała się w swoim prywatnym dormitorium prefekta naczelnego. Chłopak jeszcze spał i jeśli chciała uniknąć z nim jakiejkolwiek rozmowy, to musiała wyjść jak najszybciej. Zapinając ostatnie guziki swojej koszuli w kratę, szybko wyszła z pokoju. Nie miała pojęcia, gdzie mogłaby pójść. W wieży Gryffindoru, nie będzie miała jak uniknąć niewygodnych pytań przyjaciół. Na śniadanie było za wcześnie, na dworze padało, biblioteka była zamknięta, a gdyby wyszła na jakiś korytarz, przyłapałby ją Irytek. Westchnęła, po czym kierowała się w stronę sowiarni. Usiadła na jednym ze schodków przy drzwiach, tępo wpatrując się w śpiące na drewnianych belkach ptaki. Potrzebowała przyjaciela. Komu jednak mogła powiedzieć, że przespała się z Krumem, ale zdecydowanie woli i kocha Malfoya?! Jest okropną świnią i lepiej by było gdyby nikt się o tym nie dowiedział. Ukryła twarz w dłoniach. Co ona do cholery wyprawiała?! Po chwili rozmyślań wstała, postanawiając wziąć się w garść. Postanowiła pójść do Hogsmade. Musiała przemyśleć to co się wydarzyło.



-Jestem idiotą-powiedział Draco z ironią-żartowałem, dalej jestem boski-uśmiechnął się blado, po czym wsiadł w samochód. Sportowe auto prezentowało się dużo lepiej niż wtedy gdy je kradł. Przerobił je na kabriolet teraz żadna dziewczyna z pewnością by mu się nie oparła. Tyle, że on pragnął tej jedynej... Zmierzwił swoje idealnie ułożone włosy naciskając pedał gazu. Opuścił przebrzydły motel z szerokim uśmiechem na ustach. Zmuszony był jechać sam przez wiele kilometrów i samotność zaczęła mu doskwierać. Zaczął więc mówić sam do siebie:
-Boski plan, boskiego Malfoya-zaczął nie zważając na to, że w planowaniu nie był raczej "boski".
-Punkt pierwszy-znaleźć i zabić "Johnnego Smitha"-nazwisko znienawidzonego mężczyzny wypowiedział z ogromną nutą sarkazmu.
-Punkt drugi-zabić wkurzającego ojca... Punkt trzeci, zabić... zniszczyć kamień. Najpierw odnaleźć kamień-zaczął się plątać. -Odzyskać Granger, ale najpierw zabić Bena, wkurzył mnie...
Trudno było powiedzieć co go w tym momencie nie denerwowało. Wiedział czego chce, ale zdawało się to niemożliwie trudne. Westchnął, po czym wjechał na szeroką drogę, rzucając ostatnie spojrzenie zrujnowanego motelu. Jego twarz przybrała łobuzerski uśmiech, gdy przypomniał sobie, że miał dopłacić za zawalony balkon. Włączył najgłośniej jak się da radio, słuchając mugolskich, beznadziejnych piosenek. Wiatr rozwiewał jego blond włosy, a słońce raziło w oczy. Założył więc gwiazdorskie okulary przeciwsłoneczne, na ten widok wzdychały by za pewne wszystkie ślizgońskie dziewczęta. Spojrzał przed siebie.
-Stacja benzynowa!-krzyknął uradowany, po czym zjechał w bok. Zatrzymał się i wyszedł z samochodu trzaskając drzwiami. Niczym po czerwonym dywanie, podszedł do pracującej na stacji dziewczyny. Czarnowłosa wpatrywała się w niego z szeroko otwartą buzią. Draco kochał tak się zachowywać. Lubił robić na kimś wrażenie.
-Zatankuj-powiedział obdarzając ją swoim firmowym uśmiechem, po czym wszedł do sklepu mieszczącego się na stacji. Nagle jego uwagę przykuł widok żartujących sobie przy stoliku mężczyzn. Jeden z nich, sprawił, że na twarzy Dracona pojawił się wstrętny uśmieszek. Przysiadł się do stolika i obdarzył mężczyznę morderczym spojrzeniem.
-Cześć John, przyszedłem cię zabić-oznajmił spokojnie, nie zmieniając wyrazu twarzy. Mężczyzna momentalnie zaprzestał rozmów ze znajomymi, i spojrzał na blondyna przerażony.
-Jak mnie tu znalazłeś?
-To proste, jesteś idiotą... Za daleko to ty nie uciekłeś-zauważył Draco, mrożąc któregoś z towarzyszy Johna wzrokiem.
-Ostrzegam cię tępaku, spróbuj mnie dotknąć, a odrąbię ci głowę-zagroził cedząc przez zęby. Na te słowa, wszyscy siedzący do tej pory mężczyźni zerwali się z miejsc przybierając groźne miny. Draco szybko przeanalizował sytuację, stwierdzając, że nie ma z nimi szans, było ich co najmniej dziesięciu. Nie mógł pogodzić się, że traci okazję zabicia kogoś takiego jak John. Nie miał jednak wyboru, westchnął głęboko, po czym wybiegł ze sklepu, wsiadając do samochodu. Nie myślał nawet o zapłacie dziewczynie. Odjechał z piskiem opon, oglądając się za siebie. Mężczyźni pobiegli za nim odpalając swoje auta. Teraz przypominało to najgroźniejszą scenę  z filmu akcji. Tyle, że na twarzy Dracona nie dało się odnaleźć nawet cienia grozy. Z uśmiechem na twarzy uciekał przed wkurzonymi nie na żarty kolesiami Johna. Chłopak powstrzymywał się od wybuchnięcia śmiechem, bo wtedy zapewne straciłby panowanie nad kierownicą. Wciskał pedał gazu, co chwila zerkając we wsteczne lusterko. Samochody typów nie miały szans z "jego" autem. Zaśmiał się ironicznie, po czym przyśpieszył do trzystu kilometrów na godzinę. Na drodze znajdowali się tylko oni, i nie było szans na jakiekolwiek zderzenie. Jechał środkiem drogi, myśląc jak zgubić przeciwników. Droga zaczęła wieść przez las i wtedy Draco wpadł na niebezpieczny, ale genialny pomysł. Nie zastawiając się długo po prostu wyskoczył z kabrioletu. Mocno uderzył w ziemię i przeturlał się w stronę krzaków. Samochód jechał jeszcze paręset metrów, po czym z impetem uderzył w drzewo. Po chwili wybuchł rozrzucając kawałki ziemi. Ścigający Dracona mężczyźni zahamowali ostro, myśląc, że Draco z pewnością nie przeżył tak silnego wybuchu. Zawrócili wracając do sklepu. Mieli jedynie nadzieję, że nikt ich nie widział i że nie będą mieli kłopotów.
-Draco, jesteś mistrzem-pochwalił sam siebie chłopak przybierając na twarz łobuzerski uśmiech. Wstał, widząc skraj lasu. Otrzepał się z ziemi i rozmasował obolałe plecy, po czym dumnym krokiem ruszył przed siebie,  obdarzając spalony samochód cichym westchnięciem.
-Tyle pracy-teatralnie wytarł z z policzka łzę wzruszenia.- Bez sentymentów-skarcił sam siebie, by po chwili wybuchnąć rozbawionym śmiechem.-Wariuję!-krzyknął, łapiąc się za przeponę. Gdy doszedł do końca lasu, zobaczył cmentarz. Zamierzał ominąć go obojętnym wzrokiem, gdy nagle jego uwagę przyciągnął zdumiewający widok. Blondyn zmarszczył brwi, podchodząc bliżej. Na jego twarzy malował się niemały szok.
-Ale, że jakim cudem?!-powiedział szeptem, klękając przed jednym z nagrobków. Wpatrywał się w wygrawerowany napis:
                                           Narcyza Malfoy (Black)

Po chwili opanował się wzdychając głęboko. Oparł się o jakiś pomnik, nie spuszczając wzroku z nagrobka. 
-Wiesz, nie miałem pojęcia, że on cię w ogóle pochował. Jakbym... jakbym wiedział... Niezłe wybrał miejsce. Ktoś tu w ogóle przychodzi? -uśmiechnął się blado, dalej mówiąc- Pewnie nie, wygląda jak jakieś totalne odludzie. Szkoda, że cię nie ma, potrzebuję cię...
-Oni dalej są z nami, w sercach.-Draco spojrzał na przysiadającego się obok niego mężczyznę. 
-Kim pan jest?-spytał bez ogródek, lekko zdziwiony.
-Tom, ogrodnik-uśmiechnął się delikatnie-Znał ją pan?-zwrócił się do Dracona.
-Moja mama-odparł chłopak odpowiadając takim samym uśmiechem. Nie chciał się załamywać, wiedział, że jeśli upadnie, to już nie wstanie. Tak już było i trzeba było z tym żyć. -To cud, że akurat ją znalazłem...
-Przeznaczenie-powiedział dobrotliwie ogrodnik.
-Nie wierze w takie rzeczy... 
-Wiesz, ludzie często tu przychodzą. Nie ważne czy są to dostojni panowie w garniturach czy ludzie z okolicznej wioski. Siadają przed grobami i zaczynają się otwierać. Mówią co ich boli. Kochali ich, a tak często nie zdążyli tego powiedzieć. Jesteś młody. Nie siedź tu tak długo. Idź lepiej do tego kogo kochasz i powiedz nim będzie za późno...
-Nie mogę-przerwał mu Draco, wstając z miejsca.-Mam co innego do roboty...
-Za parę lat będziesz to wspominał i pożałujesz, że nie pokochałeś.-zaśmiał się Tom. 
Draco zatrzymał się mierząc ogrodnika poważnym wzrokiem. Przez chwilę analizował całą sytuację, po czym jak gdyby nigdy nic, oznajmił:
-No to idę do Granger. Dziewczyna mnie zabije. Ciągle mówimy sobie, że to nie ma sensu, a ja teraz do niej pójdę i będę błagał o to by ze mną była. Zwariowałem!-po tych słowach, zostawił Toma z zszokowaną miną  i teleportował się do Hogsmade. 

5 komentarzy:

  1. o kurde, o kurde :D
    no, i teraz pójdzie do Hermiony i będą razeeem ♥
    czekam na nn ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. YAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAY <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Omg!:3 Proszę żeby byli razem <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Draco nabiera wprawy w pozorowaniu własnej śmierci. Przydatna umiejętność :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Genialne że znalazł matkę. <3 ten rozdział jest super tylko czemu rozwalilas Dracze samochód XD?!
    H A R I E T T A

    OdpowiedzUsuń