wtorek, 30 kwietnia 2013

Rozdział 39

Wiesz jak to jest, kiedy masz wspaniały humor, wydaje ci się, że nic nie jest wstanie go zepsuć i nagle zjawia się ktoś kto jednak może? Zwykle jest to  osoba na której ci zależy. To jej słowa najbardziej ranią. Bo to na niej ci zależy. Zdanie kogoś kto cię nie obchodzi nie mają takiego znaczenia. Draco wyszedł z pokoju, wściekły na siebie. Czy to wszystko musi być takie trudne? Stanął na jakimś balkonie i oparł się o balustradę. Co on sobie myślał? Że tak po protu ją pocałuje? Po tym wszystkim? Chyba zapomniał kim jest Hermiona Granger... Nic nie wyjaśnili i nie miał żadnych szans. Zachował się okropnie. Zmierzwił swoje włosy, przygryzając ze złości wargę. Nagle zobaczył na polanie przed zamkiem podążającą dziewczynę. Wiatr rozwiewał jej piękne, kasztanowe włosy. Wydawała się być zdenerwowana i zła. Raczej nie dlatego, że do tego doszło. Warto było to przeżyć jeszcze raz, tyle, że ona nie chciała w taki sposób, z taką sytuacją. Potrzebowała rozmowy z przyjacielem. Tyle, że żadnego tu nie miała. Właśnie dlatego chciała wrócić do Hogwartu.
-O nie!-szepnęła widząc na swojej drodze niepożądanego chłopaka.
-Co on tam do cholery robi?!-krzyknął wkurzony Draco.
-Hm... kogo my tu mamy-pomyślał podekscytowany Krum.
Dziewczyna momentalnie się odwróciła i zaczęła wracać do zamku.
-Miona czekaj!-krzyknął za nią czarnowłosy, doganiając ją i łapiąc za ramię. Draco mimowolnie zacisnął rękę na różdżce, starając się nie rzucić na Bułgara jakiegoś niewybaczalnego zaklęcia. Patrzył jak ze sobą rozmawiają i nagle chłopak zaczyna ją całować. Była zaskoczona i przez pewien moment odwzajemniła pocałunek. Dopiero po chwili odepchnęła go i dała w twarz. To jednak wystarczyło by poczuł się zdradzony. Owszem może i nic ich nie łączyło, ale to znaczyło, że ona naprawdę nic do niego nie czuje. Patrzył jak kłócą się przez jakiś czas, po czym chłopak ciągnie ją w stronę pobliskiego lasu. O nie... tego było już za wiele. Draco Malfoy zaraz kogoś uśmierci. Nie zważając na własne samopoczucie, wyszedł szybko z zamku i poszedł w ich stronę. Zniknęli już za krzakami i znaleźli się poza zasięgiem jego wzroku. Wkurzony, zaklął pod nosem, przyśpieszając kroku. Wszedł do lasu, podpierając się o każde pobliskie drzewo, ponieważ kręciło mu się w głowie i był bardzo słaby. O co mogło chodzić temu walniętemu Krumowi?! Szedł tak paręnaście minut gdy nagle zobaczył ich na polanie w środku lasu. Było tam bardzo ładnie, gdyby nie wielki potwór stojący naprzeciwko nich. Draco stał z wytrzeszczonymi oczami, powoli wyciągając ze swojej kieszeni różdżkę.

-Dokąd ty mnie ciągniesz?! Możesz mnie zostawić w spokoju?! Ty zidiociały, tępy...
-Musisz coś wiedzieć.
-Ja nic nie muszę!
Wiktor zaczął ciągnąć ją w stronę lasu. Był bardzo wściekły, że go spoliczkowała. Musiała wiedzieć co czuje i zamierzał zrobić to w nawet niedopuszczalny sposób. W końcu znaleźli się na jego ulubionej polanie. Zawsze przychodził tam myśleć, jeśli tylko coś mu doskwierało. Ostatnio przesiadywał tam wieloma godzinami i zdał sobie sprawę, że nie może jej stracić.
-Posłuchaj, ja cię kocham!-krzyknął, spoglądając jej prosto w oczy.
-Ale ja cię nie kocham! Zrozum, skrzywdziłeś mnie i dalej krzywdzisz! Po prostu zostaw mnie w spokoju.
-Nie, bo musisz...
-NIC NIE MUSZĘ, TĘPAKU!-wrzasnęła już nieźle poirytowana. Chłopak już chciał coś jej odpowiedzieć, gdy nagle zamarł w pół ruchu. Naprzeciwko nich stała ogromna bestia. Był to  ogromny niedźwiedź z pazurami niczym szpony orła i głową jak u psa. Po jego ogromnym pysku spływała spieniona ślina. Żadne z nich nie zmierzało wykonać najmniejszego ruchu. Patrzyli na większe pięciokrotnie stworzenie i po cichu żegnali się z życiem. Nagle, Wiktora Kruma naszła pewna chęć. Działał pod wpływem impulsu i nie myślał długo nad tym co robi.
-Kocham cię, ale jeśli nie mogę liczyć na twoje uczucie, to chcę, abyś żyła ze świadomością, że to twoja wina i właśnie zacząłem cię nienawidzić.
Chłopak podszedł w stronę zwierzęcia, po czym wyciągnął różdżkę. Uderzył w bestię pierwszym, lepszym zaklęciem. Podziałało. Rozjuszył ją. Były to ułamki sekundy i do mało kogo doszło to, co właśnie się stało. Potwór rzucił się na niego, rozszarpując jego ciało na drobne kawałki. Hermiona wydała z siebie przerażający krzyk, widząc jak krew Bułgara rozlewa się po ziemi. Potwór zatapiał swoje ostre jak brzytwa kły w jego ciele. Dziewczyna rzuciła się w jego stronę, gdy nagle od tyłu złapały ją silne ramiona. Na twarzy Dracona malował się niemały szok. Chciał pomóc i zrobiłby to, gdyby tylko nie dzieliła ich taka odległość. Po prostu nie zdążył. Objął od tyłu jej talie, mocną ją do siebie przygarniając. Dziewczyna szarpała się i krzyczała, jednak on nie mógł pozwolić by tam pobiegła. Zaczął szybko ciągnąć ją w stronę wyjścia z lasu.
-Puść mnie! Błagam! Jemu trzeba pomóc! Proszę, zrobię wszystko!-krzyczała, a po jej policzkach spływały łzy. Wpadła w histerię i była zdruzgotana. Szok i przerażenie, jedyne co dało się wyczytać z jej twarzy. Draco szedł przez dłuższy czas, nie zwracając na to uwagi. Dopiero kiedy zdał sobie sprawę w jakim znajduje się stanie, przystanął, ująwszy jej twarz w dłonie.
-Wiem-powiedział. Może i nie czuł się od niej lepiej, jednak to on musiał teraz stanowić oparcie. -Wiem, naprawdę, ale on jest martwy. NIE ZAPRZECZAJ! Widziałaś, Granger! Nie ma szans na to, że cokolwiek z niego zostało! -nie był okrutny, był szczery i mówił po prostu prawdę. Najlepsze, co mogło do niej dotrzeć. Patrzył prosto w jej przerażone, czekoladowe oczy, starając się skupić całą jej uwagę jedynie na sobie. -Będzie dobrze, ale musimy stąd wyjść...
-Nie! On... przecież on... On powiedział, że...
-Nie ważne, Granger, chodź, bo obydwoje będziemy zjedzeni...-nie dokończył, bo zobaczył za jej plecami zbliżającą się bestie. Zapewne najadła się już Bułgarami i czas było na deser.
-Uciekaj!-krzyknął łapiąc ją za rękę. Jedno krótkie spojrzenie starczyło by zaczęła uciekać ile sił w nogach. Chyba nigdy w życiu się tak nie rozpędziła. Emocje-tak, to chyba jedyne słowo by opisać co się tam działo. Był to najważniejszy bieg w jej życiu. Nie liczył się tak nawet ten na początku roku kiedy spotkała w zakazanym lesie ogromnego wilka. Wtedy uratował ją Draco, ale czy i tym razem tak będzie? Był bardzo zmęczony, a przede wszystkim chory. Był pewny, że za chwilę po protu upadnie i straci przytomność. Czuł, że zaraz umrze. Mógłby, gdyby nie dziewczyna kurczowo trzymająca go za rękę. Hermiona ma być bezpieczna, potem niech się dzieje co chce. Po chwili, która wydawała się długimi, męczącymi godzinami, wybiegli z lasu, gubiąc za sobą zwierzę. Nigdy nie zapuściłoby się w te tereny. Padli na ziemię, łapczywie łapiąc oddechy. Hermiona zaniosła się desperackim, niekontrolowanym szlochem, a Draco leżał wpatrując się w chmury. Czuł, że nie ma sił na cokolwiek. Przeniósł się na brzuch, podpierając się na łokciach, po czym zaniósł się trudnym do opanowania kaszlem. Było z nim źle, ale nie to się teraz liczyło. Doczołgał się do  leżącej obok dziewczyny, która była wprost załamana. Nawet jeśli ona nic do niego nie czuła, to on zdecydowanie ją kochał i wiedział, że go potrzebuje. Przygarnął ją, mocno opatulając silnymi ramionami. Po jego rozpalonym czole spływał pot, a jego oddech był niezwykle płytki. Dziewczyna wtuliła się w jego ramię, wycierając łzy w jego brudną koszulkę. Oddychała szybko i była bardzo niespokojna. W jego ramionach w końcu poczuła się bezpiecznie i wiedziała,  że nic jej nie grozi. Bolały ją jednak wydarzenia i słowa Kruma z ostatniej chwili. To była tylko i wyłącznie jej wina. Żal jaki odczuwała był po prostu niemożliwy. Osiągnął swój cel. Poczucie winy będzie ją męczyło do końca życia i nic już nie pomoże.
-Tak mi przykro-powiedział Ślizgon resztkami sił, ale i on był człowiekiem. Padł na ziemię, zakrywając twarz dłonią. -Nie mogę Hermiona,  nie mam siły-wyszeptał, za wszelką cenę wytrwać. Czuł się winny. Nie zdążył mu pomóc. Może i nieraz mówił, że go zabije, ale nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Hermiona pokiwała szybko głową, wyczarowując szklankę wody i patronusa, zawiadamiającego dyrektora o tym co się stało. Pomogła unieść mu głowę i podała mu do ust zbawczy napój. Tego było mu trzeba. Łapczywie wypił każdą krople, ocierając pot z czoła. Czekali tak parę minut, aż w końcu nadeszła pomoc. Bułgarzy pomogli im wejść do zamku i zaprowadzili ich do tak często odwiedzanego skrzydła szpitalnego. Po drodze padało wiele pytań, jednak żadne z nich nie miało siły, ani słów które mogłoby to opisać. Zdawali się być jakby nieprzytomni i pogrążeni we własnych, niezwykle trudnych myślach. Usiedli na jednym łóżku, tępo wpatrując się przed siebie.
-Co się stało?!-wrzasnął w końcu zdenerwowany dyrektor Karkarow. Chciał za wszelką cenę coś z nich wyciągnąć. -Zawołajcie mi tu Wiktora, to jego znajomi...
Na te słowa Hermiona wybuchnęła jeszcze gorszym płaczem, a Draco zacisnął mocniej szczęki.
-On już tu nie przyjdzie-jedyne na co zdobył się Ślizgon to te krótkie zdanie.
-Co mam przez to rozumieć?!-wrzasnął wściekły Bułgar.
-No bo... bo on... on już...-zaczęła Hermiona przez łzy.
-Nie jąkaj się Granger, tylko gadaj!
Dziewczyna zacisnęła usta, powstrzymując się od kolejnego napadu szlochu. Powoli się uspokajała, wiedziała, że musi wziąć się w garść. Musi jakoś wytłumaczyć co się stało. Nagle poczuła na swojej dłoni uścisk pewnego Ślizgona. Ten drobny,nieznaczący gest, wystarczył by znów stała się pewna siebie. Uniosła wzrok, patrząc prosto w oczy dyrektora Durmstrangu.
-Wiktor... On już nie żyje...-powiedziała smutno, a w jej głosie dało się wyczuć dręczące poczucie winy.
-Co to znaczy, już nie żyje?!-krzyknął z niedowierzaniem. Na jego twarzy malował się wyraźny szok.
-Normalnie-wtrącił się w końcu Draco. -Tak już czasem jest, ludzie umierają...
-Ale jak?! Macie mi natychmiast wytłumaczyć i przyznać się kto to zrobił!
-Trzeba było nie trzymać w lesie niebezpiecznych stworzeń to by do niczego nie doszło...-twarz Dracona przybrała obojętną, chłodną maskę, która pojawiała się za każdym razem kiedy przerastały go emocje.
-Jakie stworzenia?! Co wy robiliście w lesie?!-krzyknął na dobre przerażony Karkarow.
-Poszliśmy na spacer... a Kruma rozszarpały wiewiórki-powiedział ironicznie Ślizgon, by po chwili dostać napadu kaszlu. Nie było mu go żal. Dobrze widział na co zdecydował się Bułgar. Żałował jedynie, że nie udało mu się go uratować i przemówić do rozumu. Zaoszczędziłby cierpienia Hermionie, która ostatnio już i tak za dużo przeszła.
-Lepiej mów prawdę! Ivanie, wyślij ekspresową sowę do Hogwartu! Trzeba zawiadomić Dumbeldore'a i ministerstwo... A co to ciebie chłopcze, to albo powiesz co się tam wydarzyło, albo własnoręcznie poderżnę ci gardło-zaczął dyrektor, który już zupełnie nie panował nad emocjami. Brązowowłosa zakryła usta dłonią, mocno zaciskając drugą rękę na tej Ślizgona. Przez chwilę zapragnęła, by już nigdy jej nie puścił. Co ona by bez niego zrobiła? Zapewne byłaby już dawno martwa...
Później w szkole w błyskawicznym tępię pojawił się dyrektor Hogwartu i minister Scrimgeour. Zaczęły się przesłuchania, poważne rozmowy, przyjechała rodzina Kruma. Wszyscy krzyczeli, biegali, załatwiali formalności. Słychać było smutne, przyciszone rozmowy i wyniosłe, rozhisteryzowane krzyki. Tylko dwójka uczniów siedziała spokojnie i odpowiadała na wszystkie pytania. Nie odzywali się nie pytani. Nie czuli w sobie nic oprócz poczucia winy. Nie myśleli nawet o konsekwencjach. Zastanawiali się jedynie, co by się stało, gdyby nie pocałowali się tego felernego poranka...?

--------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że nie macie mi za złe uśmiercenie Wiktoria :) Szczerze zaczął mnie wkurzać i stwierdziłam, że się go jakoś pozbędę :D Pozdrawiam i dziękuję za miłe komentarze. Zachęcam także do wyrażenie własnej opinii :) Ponieważ dużo razy widziałam pytanie ile zamierzam dodać rozdziałów, odpowiadam,że będą to najprawdopodobniej 42 rozdziały :)

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Rozdział 38

Poczuła na sobie promienie słońca. Musiało być już późno, powinna wstać. Przeciągnęła się, czując czyjąś dłoń na swojej talii. Zaskoczona otworzyła czekoladowe oczy, zdając sobie sprawę, że wtula głowę w umięśniony tors Dracona. Zamrugała szybko, upewniając się, że nie jest to żaden sen. Zmarszczyła brwi, przypominając sobie o wydarzeniach nocy. Przejechała delikatnie dłonią po jego śpiącej twarzy. Dalej był gorący, ale temperatura zdecydowanie spadła. Odetchnęła z ulgą.
Co ona wyprawiała?! To Malfoy!   Z pewnością w normalniej sytuacji by jej na to nie pozwolił. Między nimi nic już nie było. Oddalili się od siebie. Od dłuższego czasu nie robili nic innego jak tylko się kłócili. Tyle że, Hermiona dalej bardzo go kochała. Nie miała jednak wątpliwości, że Ślizgon nic do niej nie czuje. A może jednak? Dalej mu na niej zależy. Do tego nie miała wątpliwości. Nie oznacza to jednak, że ją kocha. W ogóle, czy on ją kiedykolwiek kochał? Chciała się odsunąć, jednak zdała sobie sprawę, że blondyn zbyt mocno ją obejmuje. Złapała więc i przesunęła jego rękę, nie osiągnęła jednak w pełni tego co chciała, bo przy okazji go obudziła. Spojrzał na nią swoimi stalowoszarymi oczami.
-Jak się czujesz?-spytała ciepło, a on jęknął, tak bardzo spragniony był tego tonu.
-Lepiej-szepnął, uśmiechając się blado. Zmierzwił swoje blond włosy i usiadł na łóżku.
-Draco, nie możesz się tak przemęczać. Jesteś słaby po upadku i powinieneś leżeć w łóżku...
Blondyn skrzywił się lekko. Nie ma się co oszukiwać. Większości była winna Granger, a teraz prawiła mu kazania. Spojrzał na nią wymownie, a Hermiona momentalnie zamilkła.
-No dobra-westchnął w końcu. Nie chciał by się za to winiła. W sumie... to była w tym i jego wina.  Opadł na poduszki, głośno wzdychając. -Co ty ze mną robisz, Granger?-westchnął udając oburzenie.
-Pomogłam ci-zaczęła lekko skrepowana.
-Dziękuję-odparł szybko Draco, jednak ciężko przeszło mu to przez gardło.
-Jesteś mi coś winny-oznajmiła, spoglądając mu prosto w oczy. Spojrzał na nią lekko zdezorientowany. Czyżby pomogła mu tylko dlatego, żeby dostać coś w zamian?
-Chcę wrócić do Hogwartu-wypaliła szybko, błagalnym głosem. Nie chciała by źle o niej pomyślał, ale tak bardzo pragnęła wyjechać z znienawidzonej szkoły. Chłopak jedynie uniósł brwi i uśmiechnął się blado.
-Jak wrócimy, to co powiemy?
-Prawdę, że w Durmstrangu są sami kretyni i niczego się nie nauczyliśmy. Spieprzyliśmy robotę.
Taka wersja nie bardzo mu odpowiadała. Draconowi wszystko zawsze się udawało i nie zamierzał tak po prostu przyznać się do błędu.
-Nie-odparł szybko i chłodno.
-Błagam-szepnęła. -Zrobię wszystko! Co tylko zechcesz, tylko proszę napisz do dyrektora, że źle się czujesz i chcesz wracać..
-A jeśli nie?-spytał z przekąsem, a na jego bladej, wymęczonej twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek.
-Wtedy umówię się z Krumem-powiedziała mrużąc oczy. Draco zastygł, analizując całą sytuację.
-Pokłóciliście się-odparł wyjątkowo niepewnym głosem. Po chwili jednak szybko się opamiętał i przybrał na twarz swoją kpiącą maskę. -Granger, czy ty naprawdę myślisz, że to robi na mnie jakiekolwiek wrażenie? Wisi mi co zrobisz! A tak w ogóle to dobrze wiesz, że to kretyn. Nie spotkałabyś się z nim z własnej woli za nic w świecie... Zostajemy w Durmstrangu!
-Nie ma mowy!-już niemal krzyknęła. Teraz obydwoje siedzieli na łóżku, mierząc się chłodnymi spojrzeniami.
-Naprawdę sądzisz, że wzmianką o Krumie, wzbudzisz moją zazdrość? Ja nie bywam zazdrosny...
-Kłamiesz-odparła dobitnie.
-Nie mam o co być zazdrosny. I tak dostaje to, czego chcę...
-Nie sądzę by to była prawda...-zaczęła, jednak jej słowa zostały przerwane niezwykle namiętnym pocałunkiem. Bez namysłu wplątała swoje palce w jego włosy, a drugą rękę zacisnęła na karku. Chłopak przygarnął ją do siebie, obejmując w talii i lekko nachylając się nad nią, tak, że leżeli na łóżku. Ręce Hermiony bez opamiętania wędrowały po jego palcach, gdy nagle zacisnęły się, a ona sama przerwała odwzajemnianie pocałunku. Owszem brakowało jej tego, ale czy nie o to właśnie mu chodzi? "Nie mam o co być zazdrosny. I tak dostaje to, czego chcę... ". To ma być jakaś gra? Liczy się to czego on chce? Jej uczucia się nie liczą. Chłopak odsunął się od niej, wiedząc, że coś jest nie tak. Przestraszył ją? A może po prostu nic do niego nie czuła? Bała się go, nienawidziła a może brzydziła jego czynami? Tyle, że on wiedział już, że ją kocha. Postanowił, że będzie inaczej. Tymczasem są od siebie daleko, za daleko... W jego oczach pojawiła się niepewność. Usiadł, gorączkowo myśląc co takiego mógł zrobić. Uniósł brwi, w geście domagania się wyjaśnień. Dziewczyna usiadła po turecku, poważnie spoglądając w jego oczy.
-Nie jestem twoją zabawką, Malfoy-wycedziła, a w jej głosie dało się usłyszeć ból.
-Słucham?!-spytał zupełnie zaskoczony. Mogła go podejrzewać o wszystko, ale nie to. Kochał ją tak mocno, że nie wyobrażał sobie krzywdzić jej w ten sposób. Jak mogła go o to posądzić? Czyżby naprawdę tak się zachowywał? Szybko powtórzył w myślach rozmowę sprzed pocałunku. Co takiego powiedział?
-Daruj sobie-jej oczy lekko się zaszkliły, a ona sama zaczęła się podnosić z łóżka.
-Nie, nie nie!-Draco złapał ją za rękę, zmuszając tym samym by z powrotem usiadła obok. -Granger, spójrz na mnie-powiedział widząc, jak odwraca głowę. -Nigdy, nigdy bym cię nie wykorzystał. W życiu bym się do ciebie w ogóle nie zbliżył, gdyby nie to, że...
-Daj spokój! Skończ z tym! Czemu nie? Bo jestem głupią szlama?!-wrzasnęła oburzona. Teraz już nie kryła łez. Spływały po jej lekko zaróżowionych policzkach. Tak bardzo ją to bolało. Ona go kocha, ale nic dla niego nie znaczy.
-Nie powiedziałem tak!-blondyn zdawał się być już lekko poirytowany. Właśnie chciał powiedzieć jej prawdę, że ją kocha. Niestety jak zwykle musiała wszystko zepsuć. Kobiety!-wrzasnął w duchu, obdarzając ją jadowitym spojrzeniem.
-Co takiego chciałeś więc powiedzieć?-spytała wściekła. Czy był to dobry moment? Ona mu już nie ufała. On ją stracił, mimo iż miało być zupełnie inaczej. Powiedziałby jej, że ją kocha i co potem? Co on mógł jej obiecać czy zapewnić? Nic oprócz pieniędzy, a na tym Hermionie nie zależało.
-Nieważne-powiedział, po czym zrezygnowany po prostu wyszedł z pokoju. Dziewczyna podciągnęła pod siebie nogi i ukryła twarz w dłoniach. Może i zniszczyła piękny moment, może była naprawdę szczęśliwa, ale czy miało to jakikolwiek sens? Draco Malfoy jej nie kochał, a przynajmniej nie czuł tego co ona do niego. Nie mogła pozwolić by taka wspaniała chwila była wspominana razem ze Ślizgonem, który na zawsze pozostanie obiektem jej nieodwzajemnionych uczuć. Byłoby to nie w porządku, gdyby jej to odpowiadało. Chciała być z Draconem, ale tylko pod warunkiem, że on też coś do niej czuje.

niedziela, 28 kwietnia 2013

Rozdział 37

-Jak ja go nienawidzę!-wrzasnęła dziewczyna, siadając na łóżku w swoim Durstmandzkim dormitorium. Była  wściekła na siebie, że pozwoliła by sprawy potoczyły się tak daleko. Przed chwilą dowiedziała się, że chłopak nigdzie się nie wybiera i będzie musiała zostać w znienawidzonej szkole jeszcze trochę, co znaczy, dopóki McGonagall nie napisze do niej specjalnego listu. Nikt jej nie rozumiał! W sumie to nie ma się czemu dziwić. Nikomu nie powiedziała co jest powodem dla którego chciała wyjechać. Gdyby opowiedziała komuś o incydencie z chłopakiem i Krumem, z pewnością byłaby już w Hogwarcie. Tyle, że cała ta sprawa wydała jej się niezwykle krępująca i nie chciała by ktokolwiek się o tym dowiedział. Ukryła twarz w dłoniach, gorączkowo myśląc nad wyjściem z trudnej sytuacji. Postanowiła póki co ochłonąć. Musi skupić się na nauce, to po to tu przyjechała. Problem polegał jednak na tym, że nowa szkoła niczego jej nie uczyła. Dziewczyna posiadała już wiedzę na dużo wyższym poziomie. Nudziła się na lekcjach i ciężko było jej się skupić. Nauczyciele zadawali jej pytania, a ona nie miała pojęcia o czym mówią. Takie zachowanie nie było do niej podobne, a do tego nie miała jak chwalić się dobrymi stopniami. Szło jej coraz gorzej, a ona sama popadała przez to w paranoje. Za każdym razem obiecywała sobie, że będzie uważać, jednak jej myśli ciągle gdzieś błądziły. Szczytem wszystkiego było dopiero to, gdy pewnego dnia zapomniała o wypracowaniu. Przeszła wtedy przez załamanie nerwowe i całe popołudnie spędziła w szkolnej łazience. Do Dracona prawie wcale się nie odzywała, a Kruma nie zaszczycała najkrótszym, nawet pogardliwym spojrzeniem. Ciągle chodziła zła i naburmuszona co często było powodem kpin wśród innych uczniów. Nie szczędził sobie nawet Malfoy, nie mogąc powstrzymać się od kąśliwych uwag. Jednym słowem, ich relacje bardzo się oziębiły. Myślała nad tym dużo i nawet nie żałowała. Tak było zawsze i nie mogła nic na to poradzić. Wyszła ze swojego dormitorium, zamierzając się przejść. Wyszła na rozciągającą się przed zamkiem polanę i usiadła na ławce. Spojrzała w górę. Niebo zaczynało się chmurzyć i zaczął padać delikatny deszczyk. Nie przeszkadzało jej to jednak i wygodnie rozsiadła się na ławce, delektując się samotnością. Nie nacieszyła się tym jednak długo, bo usiadł obok niej niezwykle przystojny chłopak.
-Zjeżdżaj stąd, Malfoy. Nie mam ochoty z tobą gadać...
-Bo mnie obchodzi to  na co masz ochotę-westchnął poirytowany i wcisnął pod jej nos pergamin.
-Co to ma niby być?-spytała zaskoczona.
-Praca z transmutacji. Nigdy nie byłem w tym tak doskonały jak w innych rzeczach, a teraz? Spójrz!-wskazał palcem na wielką literę T.
-Masz T jak Troll-zawołała złośliwie, nie mogąc ukryć zdumienia, ale i satysfakcji.
-Musisz mi pomóc to poprawić.
-Nic nie muszę, Malfoy. Aktualnie się do siebie nie odzywamy i najlepiej będzie jak zejdziesz mi z oczu. Jak śmiesz mnie prosić żebym ci po tym wszystkim pomogła?!-spytała oburzona.
-O nic cię nie prosiłem!-zawołał szybko.
-Serio?! I to jedyne co zapamiętałeś z mojej wypowiedzi?! Jej, jak ja cię nienawidzę!-wstała z ławki zamierzając wrócić do zamku.
-Niby czemu? Nie czuję się niczemu winien!-zawołał podnosząc głos.
-Słucham?-spytała ironicznie dziewczyna.
-Z całym szacunkiem, Granger, ale to ty robisz z wszystkiego problem...-powiedział zażenowany.
-Chyba sobie żartujesz-mówiąc to, pokazała niezbyt ładny gest palcem. O nie... tego było już za wiele. Draco Malfoy nikomu nie pozwoli się tak traktować. Dziewczyna nic sobie jednak z tego nie zrobiła i spokojnym krokiem zmierzała do zamku. Rozpadało się już na dobre i była całkiem przemoczona. Nagle Ślizgona opanowała niemała złość. Owszem był jeszcze trochę słaby, ale nie na tyle by nie zacząć ją gonić.
-Zabiję cię, Granger!-wrzasnął gdy zobaczył jak przed nim ucieka.
-Spadaj, Malfoy-odkrzyknęła przyśpieszając biegu. Miała no sobie buty na wysokich obcasach i nie było to dla niej zbyt proste. Bez wahania zrzuciła je z siebie, pozostawiając Dracona w tyle. Bardzo go to zmotywowało, gdyż nie mógł dopuśić by ktoś pokroju Granger obrażał go, a potem z powodzeniem uciekał. Skupił wszystkie siły i doganiając, powalił ją na ziemię. Na jego nieszczęście wpadła w wielką, błotną kałuże. Teraz mógł już się pożegnać z życiem. Stał nad nią, uśmiechając się perfidnie. Dziewczyna spojrzała na niego z nienawiścią i wstała o własnych siłach, zupełnie ignorujac jego wyciągniętą dłoń.
-Nienawidzę cię-powiedziała spoglądając mu prosto w twarz. Po jej długich włosach, spływały strużki wody, a całe ubranie było w błocie. W jej oczach kryły się iskierki gniewu. Nie robiło to nim jednak żadnego wrażenia. Uśmiechał się złośliwie, nieskrępowany jej potępiającym wzrokiem. Mina zrzedła mu dopiero wtedy gdy dziewczyna nachyliła się zbierając w ręce błoto i rzucając mu nim w twarz. Z wściekłością otarł sobie twarz, podchodząc do Hermiony. Złapał ją za nadgarstki, mówiąc chłodnym tonem:
-Przesadziłaś-tym razem to on rzucił w nią błotem, uśmiechając się z przekąsem. Był wściekły. Dziewczyna otworzyła buzię, jednak nie wypowiedziała żadnego słowa. Z niedowierzaniem wpatrywała się w jego brudną twarz.
-Nienawidzę cię! Jesteś okropny, bezduszny, arogancki, cyniczny, egoistyczny, bezczelny, chamski, zakłamany, pewny siebie...
-Przystojny i inteligentny-dodał szybko zarzucając ją sobie na ramie.
-Puść mnie! Ty tępy, niemiły, kretynie! Napiszę do dyrektora!-wrzeszczała waląc pięściami w jego plecy.
-Nie-odparł chłodno, dalej ją niósł. Był to dla niego niemały wysiłek, a pogoda niesprzyjająca. Mógł pożegnać się ze swoim zdrowiem na długo. Teraz nie myślał o tym długo, tylko wszedł do szkoły, ociekając wodą. Zaczął wchodzić po schodach.
-Dokąd mnie niesiesz?!-krzyknęła dziewczyna,  próbując się wyrywać.
-Do Kruma-odparł ironicznie i złośliwie. Nagle poczuł jak wszystkie jej mięśnie się napinają, a ona staje się o ile to możliwe poważniejsza.
-Puść mnie-warknęła lodowatym tonem. To przestało być śmieszne, ba, to w ogóle nie było śmieszne. Chłopak jedynie wzruszył ramionami i wszedł do jej prywatnego dormitorium.
-Masz fajny prysznic-rzucił krótko, odstawiając ją na ziemię. Wszedł do jej łazienki, rzucając jakiś nieprzyzwoity komentarz na temat suszącej się tam bielizny. Dziewczyna przekręciła oczami i ze złością usiadła na fotelu. Nie zdała sobie nawet sprawy kiedy zasnęła. Gdy Draco wyszedł i ją zobaczył, pomyślał jak bardzo mu na niej zależy. Mógł się na nią wściekać, ale to nie zmieni tego co do niej czuje. Delikatnie wziął ją na ręce, przekładając na łóżko. Zdjął z niej brudną od błota kurtkę i buty, starając się jej nie obudzić. Sam ułożył się na kanapie, wiedząc, że gdyby wpakował by się jej do łóżka, mógłby nie dożyć kolejnego dnia. Zamknął oczy i próbował zasnąć, jednak nie bardzo mu się to udawało. Wstrząsały nim dreszcze i czuł się cały rozpalony.
-Cholera-westchnął na myśl, że znów jest chory. Nie powinien wychodzić w tą ulewę. Ale czy to nie dzięki temu spędza noc w dormitorium Granger? Co z tego, że jest na niego wściekła? Wystarczy mu sama jej bliskość. Owinął się dokładniej kocem i poczuł jak kręci mu się w głowie. Był bardzo spragniony. Wstał i lekko się zataczając, podszedł do komody na której stał dzbanek wody. Wziął leżącą obok szklanką i już miał nalać sobie wody,gdy stłukła mu się w rękach. Spojrzał na swoje drżące dłonie.
-Cholera-zaklął po raz kolejny i spojrzał na śpiącą w łóżku dziewczynę. Przeciągała się otwierając zaspane oczy. W końcu spojrzała na Dracona i na ten widok momentalnie poderwała się z łóżka. Podeszła do niego, dotykając dłonią jego policzka.
-Jesteś cały rozpalony-westchnęła z troską. Jej czekoladowe, ciepłe oczy były bardzo zaniepokojone. Po niedawnej złości nie było już śladu. Wzięła swoją różdżkę i naprawiła potłuczone szkło.
-Pokaż-szepnęła patrząc na jego rękę. Dopiero wtedy uświadomił sobie, że pokaleczył się o ostre kawałki szkła. Gorąca krew spływała na podłogę. Hermiona po raz kolejny machnęła różdżką i zapaliła lampkę nocną. Musiała dokładniej przyjrzeć się ranie. Wyjęła z niej kawałek szkła, pomagając mu usiąść na łóżku.
Szybko wyczarowała bandaż i owinęła nim rękę Ślizgona. Martwiła się o niego. Nic nie mówił. Po prostu się patrzył. Nie miał siły wdawać się w żadne pogawędki. Był przemęczony, słaby i chory. Od dawna nie był we własnym domu. Ciągle podróżował nie zatrzymując się na długo w jednym miejscu. Nie miał czasu na odpoczynek. Nieustannie męczyły go jakieś myśli, żył w biegu, a teraz było to widać na jego twarzy. Rok szkolny jeszcze się nie skończył, a on już tyle przeżył... Przez dłuższy czas w zamyśleniu patrzyli sobie w oczy.
-Granger-szepnął po dłuższym czasie, gdy za mocno owinęła mu bandaż. Poczuł jak dopiero co zakrzepnięta krew, na nowo zaczynała spływać po dłoni. Hermiona szybko przerwała kontakt wzrokowy, próbując coś na to poradzić. Nagle poczuła jak do jej oczu zaczynają napływać łzy. Nie radziła sobie. Szybko odwróciła głowę nie chcąc by chłopak to zobaczył. Rzuciła krótkie "przepraszam", po czym wyszła po mokre ręczniki. Draco przez chwilę siedział zamyślony na łóżku, by po chwili położyć się i zamknąć oczy. Czuł się okropnie. Wstrząsały nim dreszcze, miał gorączkę, a na plecach czuł zimny pot. Jego dłonie były lodowate. Nawet koc którym się owijał nie dawał mu wystarczającego ciepła. Wszedł więc, pod jej grubą, miękką kołdrę, szczelnie opatulając każdy cal swojego ciała. Po chwili znalazła się dziewczyna, która usiadła obok niego i położyła na czole ręczniki. Uśmiechnęła się blado, powstrzymując się od łez. Chłopak złapał ją za rękę przekonując, że nie ma czym się martwić. Spojrzała na drżącego z zimna Dracona. Westchnęła głęboko, kładąc się obok niego. Przytuliła się do niego, próbując dać mu choć trochę ciepła. Blondyn przymknął oczy, wtulając się w jej pachnące włosy. Uśmiechnął się delikatnie. Gorączka już mu nie przeszkadzała. Warto było się tak poczuć, żeby doświadczyć tak przyjemnego uczucia. Miał ją przy sobie i to bardzo blisko. Jego uśmiech zniknął dopiero wtedy gdy uświadomił sobie, że to sytuacja ją do tego zmusiła. Nie zamierzał się jednak nad tym zastanawiać. Trzeba było korzystać z chwili. Ponownie się uśmiechnął i zasnął z ukochaną Gryfonką u boku.

Rozdział 36

Wiesz jak to jest kiedy ci na kimś zależy? Kiedy starasz się i kiedy wydaje się, że wszystko między wami w porządku, a potem ona po prostu cię odrzuca? To niewątpliwie boli. Można wtedy powiedzieć, że już nam nie zależy. Tak, może to by było najlepsze co da się w takiej sytuacji zrobić. Wyjść z niej z twarzą. Tyle, że Draco za bardzo ją na to kochał. Nie mógł powiedzieć, że mu nie zależy, bo mu zależało. Mogła go obrażać, ale on i tak jej nie zostawi. Po prostu wpatrywał się w nią zaskoczony nie mogąc tego zrozumieć. W jego oczach krył się najzwyczajniej smutek. Gdy tylko to zobaczyła zakryła sobie dłonią usta. Nie chciała, żeby tak wyszło. Łzy nie przestawały spływać po jej policzkach, a sama była na siebie wściekła. Wiktor Krum jakby zrozumiał, że robi się niebezpiecznie, po prostu stchórzył i sobie poszedł. Nie obchodziło go to, że jego dawna przyjaciółka sprowokowała i została sam na sam z nieobliczalnym Draconem Malfoyem. Co prawda, z jego strony nie miała się czego obawiać, bo Ślizgon nie miał co do niej żadnych złych zamiarów. Po prostu go zraniła. Zrozumiała to. Zraniła Dracona, zraniła Wiktora...
-Ja... ja przepraszam-zaczęła, a głos zaczął jej się łamać. Złapała się za włosy, odwracając się do niego tyłem. Wariuje. Najgorsze było to, że chłopak nic nie odpowiadał. Milczał wpatrując się w nią tym samym zdumionym i zbolałym wzrokiem.
-Powiedz coś-wyszeptała błagalnie, zwracając się w jego stronę.
-Ja nie rozumiem-odparł spokojnie i obojętnie. Był trochę zły, ale nie dawał tego po sobie poznać.
-Słucham?-nie bardzo wiedziała o co może mu chodzić.
-Po prostu mam tego wszystkiego dość. Nie mówisz mi o wszystkich rzeczach. Nie dziw się, że jestem zły.
-Proszę przestań.
-Nie, nie przestanę!-krzyknął, przestając ukrywać irytacje.
-Czy ty naprawdę musisz wszystkich bić?! Szanowny arystokrata nie potrafi normalnie rozmawiać? Twoja reputacja spada gdy nie możesz wybić komuś zębów?!
-On jest podły. Dobrze o tym wiesz, ale skoro wolisz żebym wszystko olał, proszę bardzo! Nie zależy mi na ratowaniu cię z każdej opresji! Podobno umiesz o siebie zadbać!
-Och, zamknij się, Malfoy! O niczym nie masz pojęcia!
-A może to ty nie zdajesz sobie powagi z niektórych spraw? Facet na zmianę cię wykorzystuje i upokarza!
-Nikomu nie daje się wykorzystywać!
-Doprawdy? Co się dzisiaj stało?
Trafił idealnie w czuły punkt. Nie chciała mu o tym mówić. Jedyne co mogła zrobić w tym momencie to zmienić temat.
-Widzę, że czujesz się lepiej. Pakuj się, jutro wyjeżdżamy...
-A może ja nie chcę nigdzie wyjeżdżać?-przybrał na twarz swój paskudny uśmieszek. Dobrze wiedział jak jej na tym zależy. Obrzuciła go jedynie nienawistnym, nie znoszącym sprzeciwu spojrzeniem, po czym poszła do swojego dormitorium. Kłębiło się w niej od emocji. Była zarazem smutna, wściekła i rozżalona. Do tego czuła jakby traciła go po raz kolejny. Przez chwilę stał wpatrując się w punkt gdzie przed chwilą stała, po czym słabym krokiem wrócił do skrzydła szpitalnego.


-Blaise, czy ty słyszałeś o czym gadał Dumbeldore z McGonagall? On jest w Durmstrangu, a On znajdzie kamień!
-Nie rozśmieszaj mnie, Pansy! Ten staruch nie odnajdzie kamienia na który polujemy MY!-Blaise siedział przy śniadaniu, popijając sok z dyni. Zmuszeni byli usiąść tego dnia bliżej stołu nauczycielskiego i udało im się podsłuchać rozmowy nauczycieli.
-Co my teraz zrobimy?-spytała zrezygnowana Pansy. -Wszystkiego zaczyna mi się odechciewać...
-Żartujesz?! Pomyśl o tym tak: milion galeonów! Fortuna i świetlana przyszłość...
-Nie podniecaj się, Blaise-przerwała mu zażenowana. -Spieprzyliśmy robotę... Nie zostaje nam nic, jak czekanie jak on wróci i poderżnięcie mu gardła gdy tylko powie gdzie jest kamień...-zaczęła, ale urwała, bo właśnie zaczęła zbliżać się do nich Astoria Grangrengass. Spojrzała na nią i uśmiechnęła się jadowicie. Kochała wkurzać puste Ślizgonki. Było to bardzo wkurzające. Momentalnie przysunęła się bliżej Blaisa, trzepocząc rzęsami.
-Misiu pysiu, spójrz kto idzie-zaszczebiotała, posyłając mu rozbawiony uśmiech. Blaise rozejrzał się lekko zdezorientowany. Po chwili zauważył już Astorie, a na jego twarzy pojawił się zrozpaczony grymas. Przylgnął do Pansy, łapiąc ją za rękę. Dziewczyna uniosła brwi, powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem. Zabini nie wydawał się być tym zadowolony i jęknął cicho, gdy Astoria usiadła obok nich.
-Hej Blaise-zagadnęła posyłając mu uwodzicielski uśmiech.
-Ee... cześć, Alicjo... Amando... Ado...? Astorio!-krzyknął w końcu, szczęśliwy, że udało mu się przypomnieć jej imię. Dziewczyna nie czuła się tym jednak zrażona i zaczęła:
-Jesteście parą?-spytała niepewnie.
-Ni...!-zaczął Blaise, gdy nagle przerwała mu Pansy.
-Oczywiście, że jesteśmy! Prawda misiu pysiu?-spytała uroczo, jednak w jej oczach kryło się spojrzenie nie znoszące sprzeciwu. Bawiła się doskonale.
-O tak!-krzyknął Blaise uśmiechając się złośliwie. Postanowił pokonać ją jej własną bronią. Zatkał jej usta pocałunkiem, jakiego jeszcze nigdy nie doznała. Zaskoczona z początku odwzajemniała ten pocałunek, jednak gdy tylko zdała sobie sprawę co robi, odepchnęła go nie wzbudzając podejrzeń Astorii.
-Blaise, jeszcze się zarumienię...-zaczęła dziwnym tonem. -No idź! Wynocha! Chcemy pobyć sami!-obrzuciła Astorie groźnym spojrzeniem, po chwili przerzucając wzrok na Ślizgona.
-Co to miało być?-warknęła.
-O co ci chodzi?-spytał jadowicie. -Jestem przecież twoim "misiem pysiem"-zaśmiał się złośliwie zostawiając dziewczynę samą sobie. Pansy siedziała zaskoczona dotykając palcami swoich rozpalonych od pocałunku warg. Nie mogła powiedzieć, że zakochała się w Ślizgonie, ale ewidentnie coś do niego poczuła. Nie! Szybko odpędziła od siebie myśli. To była zabawa, nic nie znaczyło. Jeszcze chwila, a stałaby się naiwną dziewczyną poddającą się żałosnym urokom Zabiniego.

-------------------------------------------------------------------
Rozdział dość krótki, ale nie miałam pojęcia co mogłabym dopisać, a nie chciałam zaczynać nowych wątków. Ogólnie, nie wiem czy zauważyliście, ale z moją weną trochę gorzej. Proszę więc o komentarze i szczere opinie, które, mam nadzieje, ją pobudzą. Piszcie to wstawię nowy jeszcze dziś :) Nie zawiedźcie mnie :D
         Pozdrawiam i zapraszam do czytania kolejnych rozdziałów, które z pewnością pojawią się niebawem. 

sobota, 27 kwietnia 2013

Rozdział 35

Patrzyła jak zasypia. Udawał twardego, a tak naprawdę bardzo cierpiał. Był słaby i póki co nie było szans na szybki powrót do Hogwartu. Podróż by go wykończyła. Pragnęła być z nim, ale nie mogła. Dostała mnóstwo listów z Hogwartu. Musiała się uczyć. Nienawidziła tej szkoły. Nikogo nie znała, nauczyciele byli nienormalni, a ich system nauczania był wprost beznadziejny. Do tego Wiktor Krum miał z nią wspólne prawie wszystkie lekcje. Nie mogła się na niego patrzeć i za każdym razem mijała go z obrzydzeniem. Nie potrafiła mu tego wybaczyć, mimo iż wypadek Dracona nie był bezpośrednio jego winą. Wyszła ze skrzydła szpitalnego udając się do biblioteki. Było to jedyne znośne miejsce w tej szkole. Nie miało jednak szans z tą Hogwarcką. Usiadła przy jednym ze stolików i zagłębiła się w Historie Durmstrangu. Nie była ona tak ciekawa jak ta jej szkoły, jednak musiała przyznać, że trochę ją zafascynowała. Durmstarng miał mnóstwo obyczajów i tradycji o których w Hogwarcie nikt nie słyszał. Za oknem zapadał zmierzch, a po szybie spływały krople deszczu. Kochała czytać, słysząc charakterystyczny, szumiący dźwięk. Było to w pewien sposób magiczne. Odpływała wtedy w świat książki, zupełnie zapominając o rzeczywistości. Nie zauważyła więc jak obok niej przysiadł się pewien chłopak.
-Hermiono, musimy porozmawiać-odezwał się uświadamiając sobie, że dziewczyna nie zdaje sobie sprawy z jego obecności. Dziewczyna leniwie przeniosła wzrok znad kart księgi i westchnęła zrezygnowana.
-Nie sądzę byśmy mieli o czym, Krum-odparła chłodno próbując z powrotem skupić się na czytaniu. Nie mogła. Rozproszył jej myśli swoją obecnością. Była na niego wściekła, a on nic sobie z tego nie robił. Przyszedł do niej i bezczelnie mówi jej, że ona coś MUSI. Zacisnęła zęby i ze złością zatrzasnęła  księgę. Odłożyła ją mocno waląc o blat stołu. Spojrzała na niego wyzywająco dając mu do zrozumienia, że ma mówić. Chłopak przygryzł nerwowo wargę długo się wahając.
-No właśnie...-obrzuciła go zimnym spojrzeniem i zaczęła kierować się ku wyjściu z biblioteki. Nie było jej to jednak dane, bo Bułgar złapał ją za nadgarstek i błagalnie poprosił by usiadła. Spojrzała na niego pogardliwie i w końcu się zgodziła. Miała ochotę mu wygarnąć, więc jeśli da jej w tej rozmowie jakikolwiek pretekst na pewno skorzysta.
-Pamiętasz jak w czwartej klasie przesiadywałaś w bibliotece?-spytał łapiąc jej rękę. Szybko odrzuciła ten gest unosząc brwi. Do czego zmierzał?
-Daruj sobie Krum. To było dawno i nie ma znaczenia co robiłam w czwartej klasie...
-Ma, bo właśnie wtedy się w tobie zakochałem. Z tego co pamiętam, to ty też coś do mnie czułaś.
-Błagam cię Krum-dziewczyna przewróciła oczami. Czuła się lekko zażenowana. -Możliwe, ale to na pewno nie była miłość. Miałam czternaście lat! To była zabawa, zauroczenie...-po chwili ugryzła się w język. Nie będzie się tłumaczyła temu kretynowi!
-Ale ja nadal coś do ciebie czuje i jestem pewny, że ty coś do mnie też. Takie uczucie nie umiera.
Nie mogła zaprzeczyć. Bez wątpienia coś do niego czuła. Kiedyś. Teraz liczył się już ktoś inny.
-Czemu sądzisz, że mogłabym coś do ciebie czuć? Po tym wszystkim?
-Po tym wszystkim?! Hermiono czy ty naprawdę sądzisz, że jestem taki zły?! Niby w czym jestem gorszy od tego całego Malfoya?!
-Nie mieszajmy w to Malfoya-wycedziła przez zęby. Była wściekła.
-A to niby czemu? Odpowiedz na pytanie.
W sumie to czemu nie? Chciał wiedzieć to mu odpowie. Niech zna prawdę.
-Malfoy nie nazwał mnie dziwką-sądziła, że to wystarczy. Na Bułgarze nie robiło to jednak żadnego wrażenia. Patrzył na nią obojętnym wzrokiem, wzruszając ramionami.
-Chwała mu za to!
-Jesteś żałosny-mierzyła go morderczym spojrzeniem. -Czemu sądzisz, że na mnie zasługujesz?
-Bo przeżyliśmy wspaniałe chwile, Miona. Nie można tak tego zaprzepaścić!
-A ja się łudziłam, że przeprosisz-westchnęła, po czym wybiegła z biblioteki trzaskając drzwiami. Wyszła na korytarz w wyjątkowo podłym nastroju. Minęła właśnie jakiś posąg, gdy z jakiejś pustej klasy wyszła grupa chłopców. Wyglądali na starszych od Hermiony. Byli wyżsi i silniejsi. Zamierzała ominąć ich obojętnie, gdy jeden z nich złapał ją za ramiona przyciskając do ściany. Znieruchomiała. W jej oczach krył się strach. Nie miała ze sobą nawet różdżki. Chłopak patrzył na nią pożądliwym wzrokiem, uśmiechając się szyderczo. Reszta jego kolegów, zapewne w obawie przed konsekwencjami, odeszła gdzieś, bynajmniej nie zamierzając jej pomóc. Zaklęła w duchu i próbowała wyrwać się z uścisku chłopaka. Była w końcu Hermioną Granger, zawsze znajdowała wyjście w nawet w najgorszych sytuacjach. Teraz, zdawała się być zupełnie bezradna. Czuła na swojej szyi usta chłopaka. Bez skrupułów się do niej dobierał. Nagle zobaczyła kątem oka, zbliżającego się w ich stronę Wiktora Kruma. Odetchnęła z ulgą. Jeszcze chwila i otrzyma potrzebną pomoc. Bułgar stanął za jej oprawcą i tylko się uśmiechał. Nie wyglądało na to by zamierzał coś zrobić. Tymczasem ręce chłopaka wędrowały do jej koszuli kolejno rozpinając guziki. Zaczęła wrzeszczeć i się wyrywać, błagalnie patrząc na Wiktora. Widziała jak się uśmiecha.
-Nie wiedziałem, że aż taka jesteś łatwa, Granger-szepnął z mściwą satysfakcją, po czym zaczął się odwracać. Jej napastnik tak jak nic nie zrobił sobie z jego obecności, tak teraz jeszcze z większą zachłannością pochłaniał pocałunkami jej ciało.
-To jest to twoje uczucie, tak?!-wrzasnęła za nim desperackim głosem. Podziałało. Zatrzymał się i spojrzał na nią mrożącym wzrokiem.
-Zostaw ją Chad-powiedział obojętnie. -Zostaw!-krzyknął. Chłopak niechętnie się od niej odsunął, posyłając jej kpiący uśmieszek. Dziewczyna osunęła się po ścianie, ukrywając twarz w dłoniach. Słyszała tylko oddalające się kroki chłopaka i kucającego nad nią Wiktora.
-Hermiono, ja...-zaczął, ale wszystko już u niej stracił.
-Daruj sobie!-powiedziała wściekła podnosząc głowę. W jej oczach krył się ból i zawód. Nie tego się po nim spodziewała. Poderwała się z miejsca, zamierzając jak najszybciej uciec.
-Ej! Uratowałem cię!-wrzasnął za nią, poirytowany.
-Chwała ci za to-odparła na chwilę się odwracając. Po jej policzkach spływały łzy strachu i złości. Szybko zaczęła kierować się w stronę skrzydła szpitalnego. Jedyne czego potrzebowała, to bliskości Dracona. Otworzyła drzwi, kompletnie zapominając o pukaniu. Wparowała do sali podchodząc do jego łóżka. Przeciągał się. Obudziła go.
-Wyjeżdżamy stąd!-krzyknęła na niego, zrzucając na jego osobę cały swój ból.
-Co się stało?-spytał zdezorientowany. Zmarszczył brwi, jednocześnie łapiąc się za pękającą od jej wrzasku głowę.
-Wyjeżdżamy! Teraz! Od razu!-usiadła na podłodze opierając się o ścianę. Ukryła twarz w dłoniach, wybuchając niekontrolowanym szlochem.
-Co się dzieje?-ponowił pytanie Draco z zaintrygowaną miną. Usiadł na łóżku, lepiej jej się przyglądając.
-Nienawidzę tej szkoły, nienawidzę tych ludzi, nienawidzę przeklętego Kruma...
-Co ten kretyn znowu zrobił?-spytał lekko się denerwując. Nigdy nie widział jej w takim stanie,a gdy tylko usłyszał, że palce mieszał w tym Krum...
-Nieważne! To znaczy... ja nie mogę ci tego powiedzieć, bo to jest...-zaczęła łamiącym głosem.
-Granger! Masz mi powiedzieć-przybrał srogą minę, a w jego oczach kryła się chęć mordu.
-No ale...-nie miała siły mówić. Po prostu usiadła na jego łóżku i zaczęła wypłakiwać łzy w jego koszulkę. Lekko przygarnął ją do siebie gładząc ją po głowie. Po chwili odsunął się unosząc jej pod brudek, zmuszając tym samym to spojrzenia prosto w oczy.
-Po prostu mam dość tej szkoły-powiedziała, decydując, że nie powie mu o incydencie z Bułgarem. Z pewnością doszłoby do rękoczynów jak nie morderstwa.
-Przecież masz mnie, możesz na mnie liczyć-zaczął przewracając oczy. Miał dość jej upartości.
-Właśnie w tym jest problem, Draco! Nie ma cię ze mną kiedy cię akurat potrzebuję!-myślała tu o chłopaku przygniatającym ją przed chwilą do ściany. Była wściekła, że doszło do czegoś takiego. Jej gniew spadł przez to między innymi na niczego winnego Dracona.
-Wiesz,że nie mogę-odparł spokojnie, lecz z pewną irytacją. Nie była z nim szczera, a do tego ma jeszcze jakieś pretensje.
-Ale czemu to wszystko spada na mnie?-spytała. Nie liczyła się z tym, że była trochę niesprawiedliwa. Mówiła to, co w danej sytuacji czuła, a czuła się beznadziejnie. Do tego nie miała komu o tym powiedzieć, a on zaczynał się na nią denerwować. Nie wiedząc co ma robić, po prostu wyszła z sali. O nie. Na to Ślizgon nie mógł pozwolić. Ubliżało to jego godności. Wstał z łóżka, czując jak uginają się pod nim nogi. Wziął głęboki oddech i nie zważając na protesty tamtejszej pielęgniarki, wyszedł z sali. Granger szła na końcu korytarza. Dogoniłby ją gdyby tylko miał siłę.
-Granger!-wrzasnął wkurzony. Dziewczyna chciała odpowiedzieć, lecz z sąsiedniego korytarza wyszedł Wiktor Krum. Kiedy ochłonął, postanowił ją znaleźć. Nie mógł pozwolić, by tak to się skończyło. Szukał jej po całej szkole, gdy natknął się na nią w pobliżu skrzydła szpitalnego. Była to dość niecodzienna sytuacja. Dziewczyna z wściekłością spoglądała na Dracona Malfoya, który wyglądał jakby uciekł ze skrzydła szpitalnego. Zaraz... on uciekł z skrzydła szpitalnego! Ubrany był w czarną, zwykłą koszulkę i ciemne, dresowe spodnie. Jego włosy były niezwykle nawet jak na niego potargane, ale nawet wtedy wyglądał bosko. Mierzył dziewczynę  swoim ironicznym wzrokiem, opierając się o ścianę. Był wyjątkowo blady i wyglądał jakby miał zemdleć. Nie dawał jednak żadnych takich oznak i dzielnie stał na korytarzu cholera wie po co. Wiktor stanął tuż za plecami Gryfonki z uniesionymi brwiami. Gdy tylko zobaczył to Draco, uśmiechnął się mściwym uśmieszkiem. Tak... teraz był tym wszystkim znanym Malfoyem-zimnym i aroganckim. Podszedł do niezdającej sobie sprawy z obecności Kruma Hermiony. Dziewczyna spojrzała na niego lekko zdezorientowana. Jego wzrok zdawał się być lekko nieprzytomny, spoglądał ponad jej ramię. Szybko się odwróciła.
-Kogo my tu mamy?-spytał Draco uśmiechając się ironicznie. Zupełnie ignorował Hermionę. -Zabiję cię-wycedził zbliżając się do chłopaka. Ten już zacisnął pięści by zadać cios, gdy nagle stanęła nad nimi brązowowłosa dziewczyna.
-Dajcie spokój. Nie warto-kierowała to bardziej do blondyna, bo na tego drugiego nie mogła patrzeć.
-Przyszedłem cię przeprosić...-zaczął Krum, jednak dziewczyna szybko mu ucięła nie obdarzając go nawet jednym spojrzeniem.
-Daruj sobie, nigdy ci nie wybaczę.
Draco uniósł znacząco brwi, mierząc chłopaka wściekłym spojrzeniem. Co takiego ten kretyn zrobił jego Granger?! Napiął obolałe mięśnie, szykując się do ataku, gdy stanęła przed nim dziewczyna.
-Przestań Malfoy!-nie zareagował-Przestań!-zaczęła uderzać pięściami w jego umięśniony tors.-Nienawidzę cię! Nienawidzę, słyszysz?! Czy ty mnie kiedykolwiek słuchasz?! NIE DOTYKAJ GO!-dziewczyna wpadła w szał. Doskonale wiedziała, że tym razem chłopak nie dałby rady. Pociągnęła go za ramię, jednak to nie poskutkowało. Blondyn spoliczkował Bułgara nie zwracając na nią najmniejszej uwagi. Krum już miał mu oddać, gdy ta stanęła przed Ślizgonem i spojrzała mu prosto w oczy. W jej czekoladowych, zazwyczaj ciepłych oczach, kryła się wściekłość. Nie mogła już tego wytrzymać. Czy ktoś tu się z nią w ogóle liczył?! Nie mogąc się powstrzymać, dała Ślizgonowi w twarz.

-----------------------------------------------------
Moi drodzy!
Mam nadzieję, że wam się podobało. Musiałam trochę popsuć i podłamać serduszko Malfoya, bo wydaje mi się, że właśnie wtedy jest najlepszy-kiedy jest zły, bezczelny i wkurzony. Popsuje teraz trochę ich relacje, ale nie martwcie się, przez to opowiadanie będzie ciekawsze :) 
Oczywiście proszę o duuużo komentarzy. Pobudza to moją wenę i chęci do pisania. Zapraszam do czytania kolejnych rozdziałów, które mam nadzieję przez dalszy ciąg będą dodawane codziennie. 
                                            Pozdrawiam, wasza Oli Fajna :)

piątek, 26 kwietnia 2013

Rozdział 34

Czym jest życie? To na pewno nie bajka, którą możesz skończyć czytać gdy przestanie ci się podobać. To na pewno nie film, który wyłączysz, gdy zacznie cię nudzić, okaże się zbyt straszny lub po prostu głupi. Życie trwa. Nie da się go wyłączyć albo zatrzymać. Ono się toczy. Nie zależnie co zrobisz. Możesz umrzeć, możesz cierpieć, możesz podejmować niewłaściwe decyzje. Życie trwa dalej i to od ciebie zależy jak ty je spędzisz. Pewnego dnia, przychodzi chwila, w której zastanawiasz się, czy robisz dobrze. Czy postępujesz właściwie i czy właśnie tak chcesz żyć. Zadajesz sobie pytanie czy jesteś szczęśliwy. Jeśli tak, nic nie zmieniaj. Żyje się tylko raz. Jeśli nie, masz problem, który powinieneś szybko przeanalizować. Przypomnieć chwile, które dały ci szczęście i przypomnieć chwile, które wyrządziły ci krzywdę. Nie ma sensu o nich zapominać. Należy je zakończyć i sprawić by wspominając niczego nie żałować. Może i bardziej liczy się to co się dopiero stanie, ale czy nie na doświadczeniach z przeszłości powinniśmy planować swoją przyszłość?
Draco Malfoy opadał na ziemię. Wszystko zwolniło. Nie słyszał już żadnych głosów, nie widział już żadnych twarzy. Wiedział, jednak, że jeszcze żyje. Ale niedługo miało się to skończyć. Nie było już ratunku. Sekundy mijały, a on czuł się tak, jakby była to wieczność. Nie było sensu krzyczeć, trzeba było myśleć, żyć. Choćby te ostatnie sekundy. Uśmiechnął się. Było warto. Przeżył w życiu wiele, ale to z nią spędził ostatnie chwile. Umrze tak, jak zawsze chciał. Spektakularnie, epicko, u boku ukochanej osoby. Może nie zdążył jej tak wiele powiedzieć, ale to nic. On już przeżył, już zrobił i doświadczył. Nie czuł się oszukany. To było prawdziwe. Kto wie, może ich miłość nie miała szans długo przetrwać, ale on wierzył, że Hermiona Granger go zapamięta, że nie był jednym z tysiąca chłopaków którzy przewinęli i jeszcze przewiną się w jej życiu. Wierzył, że  był wyjątkowy. Czasem nie da się czegoś ubrać w słowa. Czasem tylko my czujemy i nie jesteśmy w stanie podzielić się tym z innym. Draco Malfoy mówił tej dziewczynie, że ją kocha, ale tylko on wiedział co tak naprawdę czuł. Czuł zdecydowanie coś więcej. Przywiązanie, sympatie, oddanie, przyjaźń i coś jeszcze, coś co sprawiało, że życie bez niej byłoby zupełnie bez sensu... Upadł. Poczuł jak łamią mu się kości, jak mocno wali o twardą ziemię. Chciałby krzyczeć, ale już nie mógł. Zapanowała ciemność już nie czuł bólu, nie chciał nic czuć. Nagle dało mu się dosłyszeć głos. Jakby dobiegający z daleka. Nieosiągalny i słaby. STRACILIŚMY GO. Nie... tak łatwo się go nie pozbędą. On będzie żył. Jego serce zabiję na nowo dla tej, dla której jest zupełnie oddane. To przykre, że musiało dojść do czegoś takiego, żeby to sobie uświadomił. Czy zawsze musimy zdawać sobie sprawę z takich rzeczy dopiero wtedy gdy jest już z późno? Kiedy już w końcu to coś stracimy? Zawsze popełniamy te same błędy. Więc jest jeszcze szansa. Draco otworzy swe oczy powracając do życia, zdając sprawę jak każdy oddech, jak każdy nadwyrężony mięsień i jak każda złamana kość boli. To dobrze. Takie jest życie. Ale nie to jest najgorsze. To poboli i w końcu przestanie. Prawdziwe rany nosimy w sercu i tylko my jesteśmy w stanie je zagoić. To my musimy być szczęśliwi. Musimy korzystać. Tak więc Draco Malfoy otworzył swoje oczy zachłystując się powietrzem. Wrócił, ale czeka go walka. Zobaczył nad sobą mnóstwo niewyraźnych twarzy. Ale to ta jedna się liczyła. Zapłakana i przerażona dziewczyna wpatrywała się w niego swoimi wielkimi, czekoladowymi oczami. Jak to jest, że całym sensem naszego życia może być ta jedna, jedyna osoba? Owszem, możemy sobie wmawiać, że to minie, że to tylko tymczasowe. Ale nie ma dwóch takich samych osób na świecie i ktoś kogo raz pokochaliśmy na zawsze pozostanie w naszym sercu niezapomniany. Nie znajdziemy drugiej, prawdziwej miłości. Taka jest tylko jedyna. Czy Draco mógłby kochać kogoś bardziej niż tę zapłakaną dziewczynę? To dla niej teraz żył i to ona się liczyła. Nie miał jednak siły mówić, po prostu na nią patrzył i to wystarczyło.
-Draco-wyszeptała dotykając jego twarzy. Była przerażona. Jego serce się zatrzymało  i wtedy dopiero uświadomiła sobie, że nie może go stracić. Potrzebowała go i co najważniejsze, kochała-bezwarunkowo. Musiała patrzeć jak od niej odchodzi. Tyle, że teraz zbędne były słowa i przeprosiny. Teraz umierał, było za późno. I nagle otworzył stalowoszare oczy, które kochała. I coś się w niej obudziło. Dał jej nadzieję, dał jej nową szanse. Czy naprawdę musiała czekać aż spadnie z miotły i połamie kości, by  uświadomić jak naprawdę jej na nim zależy? Czy może wiedziała o tym i nie dopuszczała do siebie tej myśli. Jak bardzo wydaje się to głupie. Baliśmy się odrzucenia, reakcji innych, a potem staje się za późno. Co jej po paru pocałunkach i rozmowach. Ona tak naprawdę nie powiedziała mu, co czuje. Co jej po pustych słowach, które tak często mówiła do Kruma, czy innego chłopaka? Ten był wyjątkowy, ten był tym jedynym. Do niego czuła znacznie więcej. Zwykłe kocham cię było niczym w porównaniu do tego co chciała mu  powiedzieć. Dlaczego więc mu tego nie powiedziała? Bo tacy już są ludzie. Muszą coś stracić,  by uświadomić tego wartość. Klęczała tak nad nim i po prostu się uśmiechała. Patrzyła mu w oczy i dziękowała, że żyje. Nigdy by sobie tego nie wybaczyła. On ją ratował. Był gotowy poświęcić własne życie i zdrowie dla niej. Czy jest piękniejszy dowód oddania i miłości? Co jej po czekoladkach i kwiatach od Kruma? Pokazał ile dla niego znaczyła, pozwalając na to by jego pałkarz wymierzył w nią tłuczkiem. Możemy się kłócić i twierdzić, że to co jest między nami nie ma sensu. Wszystko staje się jasne dopiero wtedy gdy widzimy co jest wstanie zrobić dla niej ta osoba. Uratował ją przed ogromnym wilkiem, obronił przed kolesiami w barze. starał uchronić przed Johnem w końcu opiekował się nią kiedy była ranna. Czemu była taka ślepa i tego nie doceniła? Nie zostało jej teraz nic innego jak po prostu patrzeć. Bezsilność to chyba jedyne co ją w danej sytuacji męczyło. Potem widziała, jak zabierają go do własnego skrzydła szpitalnego, jak niosą go z ponurymi minami. Żył, ale w każdej chwili mógł przestać, mógł się poddać. Nie... Draco Malfoy się nie poddaje. Ile to razy wypowiadał te słowa? Ma szanse to udowodnić. Wrócić do dziewczyny, samotnie klęczącej na wielkim boisku do Quidditcha, odnaleźć sens życia i zacząć żyć naprawdę.

Przez wiele godzin czuł, jak rozrywa go od środka. Ból był nie do zniesienia. Paliła go każda złamana i obita kość. Czemu nie ma z nim przyjaciół? Czemu nie ma rodziny? Bo ich nie ma. Została mu tylko ona. Nie mógł jej stracić. Musiał żyć. Dla niej, dla przyjaciół, dla Briana o którym zdawał się zapomnieć, a który dalej mieszkał w jego sercu. Chciał żyć, chciał się wyrwać. Ale nie mógł. Bo go bolało. Stało się męczące i nie do zniesienia. I kiedy przyszła już chwila zwątpienia, kiedy było tak ciężko, że myślał, że nie da rady, przychodziła ona. Jego miłość, miłość Dracona Malfoya.
-Jak się czujesz?-spytała w końcu gdy otworzył oczy. Leżał w skrzydle szpitalnym, a ona przesiadywała tu całymi dniami. Wreszcie się obudził i wierzyła, że będzie już dobrze.
-Granger, nienawidzę tej szkoły-powiedział przejeżdżając dłonią po twarzy. Był wściekły na idiotów, którzy go otaczali. Mimo iż była przy nim dziewczyna, nie mógł się pozbyć tego uczucia.
-Napisałam list do Dumbeldora. Możemy stąd wyjechać gdy tylko będziemy gotowi, a póki co ty nie jesteś gotowy...-zmierzyła go współczującym wzrokiem, po czym nachylając się, ukryła twarz w jego pościeli. Zrobiła to, bo po jej policzkach zaczęły spływać łzy, a nie chciała by to zauważył. Poczuła jak chłopak wplata swoje palce w jej włosy i zaczyna delikatnie gładzić ją po głowie.
-Nie długo wrócimy, zobaczysz... w sumie... to śmieszne przeżyliśmy tu tylko jeden dzień...
-To nie jest śmieszne!-krzyknęła w pościel. Nie podobał jej się jego sposób patrzenia na świat. -Obiecaj mi, że więcej tego nie zrobisz!
-Niby czego? Jedyne co ci mogę obiecać, to to, że więcej nie wsiądziesz na miotłę-odparł rozbawiony. Musiał jakoś poprawić sobie humor. Nie udało mu się to, bo dziewczyna wybuchła histerycznym płaczem. Poczucie winy bardzo ją dręczyło.
-Tak mi przykro...-zaczęła łamiącym głosem. Draco usiadł na łóżku krzywiąc się z bólu. Przygarnął ją do siebie mocno przytulając.
-To nie twoja wina... Jedyną osobą którą można za to winić jestem ja... no i może jeszcze Krum.
Może i przeżył wewnętrzną przemianę, ale był wściekły na Bułgara. Gdyby nie jego egoistyczne i dumne podejście do gry, do niczego by nie doszło. Tymczasem prawie go zabił. Draco cenił sobie swoje życie i nie zamierzał tak po prostu mu tego wybaczyć...



Ciemna postać przemierzała przez ulicę, zasłaniając swoja bladą twarz kapturem. Wściekła wpadła do jednego z lokali Śmiertelnego Nokturnu. Przechodziła między stolikami, nie zważając na wścibskie spojrzenia zgromadzonych ludzi. Szukał tego jednego. Zobaczył. Ciemnowłosy mężczyzna siedział na wielkiej kanapie wygodnie się rozsiadając. Podbiegł ciągnąc za sobą fałdy czarnego płaszcza. Przyłożył różdżkę do jego piersi i wysyczał chłodnym, niskim głosem.
-Zaczynasz robić problemy, Benie-mroził go swoimi szkarłatnymi ślepiami.
-Kim jesteś?!-krzyknął próbując załagodzić sytuację.
-Nazywam się Lord Voldemort i zabiję cię jeśli chociaż raz moje uszy dosłyszą twoje plugawe imię-wycedził przez zaciśnięte zęby, po czym teleportował się z trzaskiem. Czyżby Czarny Pan wziął sprawy Hermiony Granger we własne ręce?

czwartek, 25 kwietnia 2013

Rozdział 33

                        Plan zajęć dla uczniów z wymiany w szkole magii i czarodziejstwa w                                        

                                                                Durstmangu
Poniedziałek:
1. Eliksiry
2. Wróżbiarstwo 
3. Historia magii
4. Obrona przed czarną magią
5.  Zielarstwo
6. Opieka nad magicznymi stworzeniami
7. Mugoloznawstwo
8. Numerologia
9. Starożytne runy
10. Quidditch 


-Tylko dziesięć lekcji?! Tak mało?-spytał ironicznie Draco po zobaczeniu swojego planu lekcji.
-Daj spokój, to nie tak dużo...-odparła zażenowana Hermiona. Chłopak chyba nie miał pojęcia co to znaczy dużo lekcji. Tak czy siak, obydwoje byli wyczerpani. Przypłynęli do szkoły późnym wieczorem i nie mieli okazji porządnie się wyspać. Siedzieli przy ogromnym stole i jedli śniadanie. W Durmstrangu nie było podziału na domy, więc mogli usiąść obok siebie. Grzebali w swoich jedzeniach, co chwila ziewając i przecierając oczy.
-Popatrz na to z innej strony, Granger. Dziesięć lekcji RAZEM-Draco uśmiechnął się zjadliwie mierzwiąc swoje potargane włosy. Hermiona nie tego się obawiała. Ostatnia lekcja to Quidditch. Jedyny przedmiot którego po prostu nie cierpiała. Nie równało się z nim nawet wróżbiarstwo, czy historia magii do której zraziła się przez nudne wykłady profesora Binnsa. Nie zamierzała jednak okazać tego przed Ślizgonem i dumnie oświadczyła:
-Nie gadaj tylko chodź na eliksiry. Pewnie długo będziemy szukać sali...
-Gdzie indziej mogą być eliksiry jak nie w lochach?-spytał Draco. Było to dla niego tak oczywiste, że rozbawiła go wypowiedź Hermiony. Dziewczyna uśmiechnęła się ironicznie i wyszła z wielkiej sali w której uczniowie spożywali wszelkie posiłki. Durmstrang bardzo różnił się od tak dobrze znanego jej Hogwartu. Owszem to także był stary zamek, ale był zdecydowanie mniejszy i bardziej kameralny. Na wszelkich korytarzach podłogi wyściełane były bogato zdobionymi dywanami. Ściany miały na sobie czerwoną tapetę pomazaną najróżniejszymi grafiti. Uczniowie byli mniej zdyscyplinowani i (o zgrozo!), mówili z wkurzającym, Bułgarskim akcentem. Minęło dużo czasu nim dwójka z Hogwartu znalazła klasę eliksirów. Okazało się, że Draco nie miał racji i nie znajdowała się ona w lochach, których w Durmstrangu nie było wcale. Hermiona była bardzo zadowolona gdy szedł mrucząc pod nosem, że zamek bez lochów to nie zamek. Weszli do sali bardzo spóźnieni i (o zgrozo!) nauczycielem okazała się niezwykle ładna kobieta. Wyglądała na jakieś trzydzieści lat. Ubrana była w zieloną, zwiewną, kwiecistą sukienkę. Uśmiech nie schodził jej z twarzy. Przywitała ich wesoło i zaprosiła do jedynej wolnej, specjalnie przygotowanej dla nich ławki. Hermiona uśmiechnęła się przyjacielsko, a Draco prychnął pod nosem ponownie mrucząc coś o tym, że eliksiry których uczy kobieta to nie eliksiry. Usiedli wyciągając ze swoich toreb podręczniki. Draco ledwo powstrzymał się od krzyku gdy zobaczył na nich nazwisko Glideroya Lockharta. Hermiona posłała mu karcące, rozbawione spojrzenie, po czym zabrała się do warzenia eliksiru.
-Nie lubię tej kobiety-szepnął pomagając jej siekać nóżki żaby. -Ona lubi tego palanta.
-Przyznaj się. Nie to ci przeszkadza. Po prostu w niczym nie przypomina twojego ukochanego Snape'a-odpowiedziała powstrzymując się od chichotu. -Ale, że to tępak muszę przyznać. Koleś nie zna się na eliksirach ani trochę. Dobrze, że znam przepis na eliksir pobudzenia na pamięć...
Po męczącej godzinie nauki z fanką Lockharta, przyszedł czas na wróżbiarstwo-przedmiot do którego Hermiona żywiła urazę od trzynastego roku życia.
-Widzę, o tak widzę świetlaną przyszłość wokół ciebie...-szeptał zmysłowo profesor wróżbiarstwa trzymając ja za rękę. Ebenezer okazał się starszym mężczyzną o urodzie turka. Miał turban i podkręcone, czarne wąsy. Klęczał przed Hermioną i "wróżył jej z ręki". Dziewczyna siedziała na gustownej kanapie patrząc na niego z uniesioną brwią. Obok niej, Draco zażenowany przejeżdżał sobie dłonią po twarzy. Profesor okazał się większym idiotą niż Krum i Wesley razem wzięci. Do tego poczuł ukłucie zazdrości gdy szeptał jej właśnie "wizje" "wspólnej" przyszłości.
-Co za idiotyzm-westchnął nie mogąc się powstrzymać. Profesor zmierzył go oburzonym wzrokiem i zakończył lekcję słowami "moje ego ucierpiało, muszę odpocząć". Po tej lekcji przyszedł czas na historie magii za którą nie przepadało żadne z nich. Weszli do ogromnej sali w której wykładał wysoki, gruby nauczyciel z oliwkową cerą i długą, ciemną brodą sięgającą do pasa.  Przywitał ich z uśmiechem, obnażając swoje złote zęby. Zarówno Draco jak i Hermiona spojrzeli na niego z dystansem, po czym usiedli na wyznaczonych miejscach. Zaczął się długi, nudny monolog. Różnił się od tego profesora Binnsa tym, że mężczyzna ciągle zmieniał ton głosu. Raz mówił głośno i powoli, innym razem cicho i szybko. Czasem zaczynał nagle krzyczeć, na co każdy uczeń podskakiwał w ławce. W końcu, kiedy Draco po raz setny krztusił się co brzmiało "zaraz się zabiję" nastał koniec i przyszedł czas na obronę przed czarną magią. To obydwoje bardzo lubili. Hermiona, bo jej najlepszym przyjacielem był Harry Potter, Draco, bo wiedział czym naprawdę jest to przed czym ma się bronić. Potrafił przewidzieć niemal każdy ruch i uprzedzić go odpowiednim zaklęciem. Nauczycielką okazała się jednak kobieta godna miana "trochę lepsza niż Umbridge". Co prawda pozwalała im używać różdżek (Merlinowi niech będą dzięki!), ale była różową przesłodzoną jędzą. Zarówno Draco i Hermiona zyskali jej podziw. W tej dziedzinie Hogwart miał zdecydowanie lepszy poziom. W końcu, kiedy Draco po raz setny tłumaczył jej, że "owszem na pewno do siebie pasujemy, ale nie lubię puszystych kociaczków", i ta lekcja dobiegła końca. Wyszli więc na dwór do jednej z cieplarni. Przerabiali na zielarstwie ten temat w drugiej klasie i niezwykle się nudzili. Na opiece oglądali przesłodkie jednorożce na których widok Draconowi zbierało się na wymioty. Może nie na widok samych zwierząt, ale uczniów którzy mówili do nich przemiłym głosem.
-Lepsze to, niż sklątki tylnowybuchowe...-westchnął podchodząc bliżej do "słitaśnych" zwierząt. Potem, przyszedł czas na mugoloznawstwo. Hermiona wykazała się na ten temat niezwykłą wiedzą co oczywiście go nie dziwiło. Prychał tylko pogardliwie nie śmiejąc wyrazić na ten temat swojej opinii. Numerologia i starożytne runy minęły szybko. Chyba dlatego, że obydwoje zasnęli w ostatniej ławce. Hermiona nie mogła sobie tego wybaczyć, a Draco wzdychał tylko, tłumacząc, że to nie jego wina. Podróż dała im się we znaki, a natłok zajęć osłabił. Ostatnia lekcja to Quidditch. Draco był z tego powodu bardzo szczęśliwy, bo był to jedyny przedmiot, który zapowiadał się naprawdę przyjemnie. Gorzej było z Hermioną, którą ściskało w żołądku na samą myśl o dotknięciu miotły.
-Wiesz, źle się czuję, może pójdę do pokoju-powiedziała niepewnie. Była blada jak ściana i zaczęła nerwowo wykręcać palce.  
-Granger, ty się po prostu boisz-oświadczył dobitnie zakładając ręce. Był tym lekko rozbawiony. Obydwoje znajdowali się już w szatni. Profesor Row podzieliła ich na drużyny. Na ich nieszczęście w przeciwnej znajdował się Wiktor Krum razem z resztą reprezentacji szkoły. Podział był niewątpliwie niesprawiedliwy ale nikt nie zdawał się zwrócić na to uwagi. Wszyscy już przywykli do tego, że "Wikuś i jego drużyna" dostają to czego chcą, a  w tym przepadku, była to chęć zrównania Dracona Malfoya z ziemią.
-Oczywiście, że się nie boję!-zaprzeczyła szybko unikając jego wzroku.
-Granger...-Draco uniósł znacząco brwi, zmuszając by spojrzała mu w oczy.
-Masz rację. Boję się, cholernie! Malfoy, ja w życiu nie siedziałam na miotle, a co dopiero grać przeciwko światowej sławy Wiktrowi Krumowi! Ja tam umrę!-wypaliła  w końcu wtulając się w jego ramię. Potrzebowała go w tej sytuacji i nie było jak tego ukryć.
-No to mamy problem, Granger-oświadczył uśmiechając się blado. -Nieważne-powiedział w końcu wciskając jej w dłoń miotłę. -Jak coś, poniosę twoją trumnę-zaśmiał się i poszedł do wyjścia. Może nie okazał jej należytego wsparcia, ale nie miał innego wyjścia. Trzeba było jakoś ją zmotywować. Nie było czasu na naukę, rzucił ją na głęboką wodę. Załoga Kruma na pewno nic jej nie zrobi. Cała drużyna wyszła już na boisko, mierząc się nienawistnymi spojrzeniami. To znaczy, Draco i przeciwnicy, bo reszta jego drużyny nie śmiała nawet na nich spojrzeć.
-Wybierzcie kapitanów!-zarządziła profesor Row, pełniąca rolę sędziego. Przeciwnicy oczywiście wybrali Wiktora Kruma, który bez wątpienia był najlepszym graczem na boisku. Draco rozejrzał się. Żaden z jego drużyny nie kwapił się do zgłoszenia jako kapitan. Wzruszył ramionami i poszedł uścisnąć Wiktorowi rękę. Nie oparł się pokusie i mocno uścisnął mu dłoń, miażdżąc chłopakowi palce. Bułgar lekko się skrzywił, posyłając blondynowi mordercze spojrzenie.
-Zabiję cię-wycedził przez zęby.
-No to zobaczymy kto będzie pierwszy-odparł dobitnie puszczając jego rękę i kierując się w stronę swojej drużyny. Stali przed nim ścigający, którymi okazali się dwaj, cherlawi niewyrośnięci chłopcy. Obrońca- z wielkimi okularami i aparatem na zęby, dwaj pałkarze- kujony większe niż Granger (oczywiście ile by kuli, i tak nie będą tak mądrzy i inteligentni jak ona), oraz sama niezwykle przerażona Hermiona.
-Jesteś ścigającą, Granger, ja idę na szukającego. No, moja "silna" drużyno! Idziemy grać!-zarządził wsiadając na miotłę. Minęła około paru minut zanim wszyscy członkowie weszli na miotły. Już wtedy byli zmęczeni i dyszeli znacząco. Draco westchnął i chciał pomóc biednej dziewczynie. Zachowała ona jednak resztki godności i odmówiła mu obdarzając go wściekłym spojrzeniem. Poważnie się na nim zawiodła.
-Nie liczę na to, że wygramy, ale chociaż nie dajcie się zabić-oznajmił Draco, po czym wzbił się wysoko w powietrze. Spojrzał w dół. Hermiona całkiem nieźle sobie radziła. Próbowała zastosować wszystkie zasady jakie kiedykolwiek wyczytała w książkach o Quidditchu. Chwiała się lekko na miotle, przymykając przerażone oczy. Nie zapowiadało się jednak by miała spaść. Dzielnie gnała na przód. Nie walczyła z Krumem ani z jego drużyną. Walczyła z samą sobą. I jeśli jej się uda, będzie to wielkie zwycięstwo. Nie wznosiła się zbyt wysoko i największym sukcesem jaki mogła odnieść drużyna Malfoya, mogłaby być przegrana bez kontuzjowanych zawodników. Uśmiechnął się. Była jeszcze nadzieja. Jeśli znalazłby znicza przed Krumem zanim jego drużyna zdobyłaby 150 punktów... Miał mało czasu. Jego obrońca przepuszczał kafla niczym Wesley w podłym humorze. 10, 20, 30 punktów zdobytych przez Kruma i jego umięśnionych kumpli. Zataczał coraz to węższe pętle próbując wypatrzeć w powietrzu najmniejszego pobłysku złotej piłeczki. Niebo było chmurne i ciężko było cokolwiek wypatrzeć. Jego drużyna była, nie ma co się oszukiwać, beznadziejna. Nagle, nie do wiary! Hermiona niechcący wyrzuciła kafla przez pętle zdobywając dla swojej drużyny 10 punktów! Może było to nic, ale był to zdecydowanie wielki sukces. Obrońca drużyny Kruma w ogóle nie uważał i nie zwracał uwagi na nie zagrażających przeciwników. Tymczasem Hermiona zmusiła się do gry i z determinacją rzuciła kaflem w stronę pętli o mało  nie spadając z miotły. Draco krzyczał  wymachując rękami i krzycząc, że kocha cały Hogwart, bo to właśnie stamtąd są najlepsi uczniowie. Nie omieszkał się wspomnieć, że Ślizgoni i ich ukochany Snape'a i tak nie mają sobie równych, ale to nic, bo dziewczyna jest od teraz jego ulubioną Gryfonką. Pałkarze śpiewali jakąś skoczną irlandzką piosenkę, a ścigający z obrońcą krzyczeli nie mogąc uwierzyć w to co się stało. Sama Hermiona patrzyła na to w osłupieniu, wytrzeszczając oczy. Była bardzo szczęśliwa i już miała lecieć w kierunku Malfoya, gdy jeden z pałkarzy Kruma, wymierzył w nią tłuczkiem. Było to nie zgodne z przepisami, bo sędzia na chwilę zawiesiła grę. Piłka z zawrotną prędkością zmierzała w głowę Gryfonki. Tylko Draco był wstanie dostrzec co się dzieje, bo znajdował się dużo wyżej. Niczym błyskawica poszybował w jej stronę, próbując jakoś ją uratować. Gdyby oberwała tłuczkiem, bez wątpienia spadłaby i się zabiła. Otaczali go sami tępi idioci. Z ogromną prędkością znalazł się między dziewczyną, a nadlatującym tłuczkiem. Nie zdążył. Poczuł jedynie tępy, niemożliwy ból, po czym spadł z miotły uderzając o ziemię.

środa, 24 kwietnia 2013

Rozdział 32

Hermiona leniwie otworzyła swoje zaspane oczy. Złapała się za bolącą głowę, mierzwiąc swoje potargane włosy. Przeciągając się, usiadła na łóżku. Przez chwilę starała sobie przypomnieć wydarzenia ostatniej nocy. Jakim cudem znalazła się w pokoju? Wstała z łóżka, stawiając sobie za cel znalezienie porządnego eliksiru na kaca. Szła w stronę łazienki, gdy nagle niemal się o coś potknęła. Tym czymś, okazał się Draco Malfoy. Spał na podłodze, mając za poduszkę własną koszulę. Hermiona uniosła brwi zastanawiając się do czego mogło dojść ostatniej nocy. Chyba nie doszło do niczego...
-Malfoy!-wrzasnęła jednocześnie łapiąc się za głowę z nadmiaru decybeli.
-No co?-spytał blondyn przejeżdżając dłonią po twarzy.
-Co tu się stało?!-powiedziała już nieco ciszej.
-Błagam, nie byliśmy aż tak pijani, żeby nie pamiętać, chociaż... ty byłaś nieźle nawalona...
-Nie byłam nawalona!-żachnęła się oburzona.
-Kobieto! Wskoczyłaś mi na ręce i krzyczałaś "zbieramy na szampon dla Snape'a"!-zrezygnowany wstał i przeniósł się na jej łóżko.
-To moje! Nie będziesz tu spał!
-Ooo wczoraj mówiłaś coś zupełnie innego...-uśmiechnął się tajemniczo, po czym nie zważając na jej protesty, rozłożył się wygodnie na łóżku.
-Więc... więc jakim cudem spałeś na podłodze?
-Wyobraź sobie, że byłem trzeźwy... i nie zaczyna się zdania od "więc".
Na te słowa dziewczyna otworzyła szeroko buzię. Nienawidziła gdy ktoś ją poprawia.
-Jak już pozbierasz zęby z podłogi, proszę przynieś mi wody...-powiedział z rozbawieniem.
-Proszę bardzo!-Hermiona wzięła stojący wazon z kwiatami i wylała z niego całą wodę wprost na głowę Ślizgona.
-Granger!-krzyknął oburzony ciągnąc ją na łóżko. Dziewczyna padła obok niego, a on się nad nią pochylił.
-Malfoy, jeszcze chwila, a pomyślę, że nie jesteś trzeźwy...
Draco patrzył prosto w jej czekoladowe oczy mówiąc poważnie:
-Posłuchaj Granger. To może być dla ciebie trudne... ale musisz podjąć decyzję-Hermiona zamarła nie wiedząc o co może mu chodzić.-Od godziny powinnaś być przed szkołą i sterczeć czekając na statek z Durmstrangu. Tymczasem, leżysz ze mną w łóżku i patrzysz w (wiem, może i piękne i niepowtarzalnie uwodzicielskie) oczy-na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek. Hermiona wytrzeszczyła oczy i zerwała się z łóżka.
-Merlinie, zapomniałam! Dumbeldore mnie zabiję! Co ja powiem?! Merlinie on mnie zabiję! Ja zapomniałam! Jak ja mu powiem, że...
-Nie powtarzaj się Granger!-przerwał jej chłopak. -Nie martw się. Podczas gdy ty leżałaś tu pijana (o Merlinie, Dumbeldore cię zabiję!) ja (twój cudowny i przystojny Draco) spakowałem cię, a raczej połowę twojej szafy, a raczej to co kazałaś spakować, a raczej to co ci przyszło do głowy, bo byłaś tak nachlana, że wątpię by którakolwiek decyzja była przemyślana. Ale nie martw się. Zawsze możesz przetransmutować czarne na białe...
-Dzięki-odparła szybko, całując go w policzek. Podbiegła do szafy wyciągając pierwsze, lepsze ubranie. Padło na jeansy i luźną, białą bluzkę z długim rękawem. Już miała wybiegać z dormitorium, gdy przypomniała sobie bardzo istotną sprawę. Odwróciła się i spojrzała na stojącego w kącie pokoju Ślizgona.
-A ty?-spytała bojąc się, że przyjdzie im się rozstać po raz kolejny.
-A ja, przemyślałem sprawę i stwierdzam, że w Durmstrangu są same durnie...
-Draco-powiedziała błagalnie. Nie chciała go tracić.
-Dlatego stwierdzam-odparł udając, że nie słyszał jej prośby-że nie puszczę cię tam samej. Jeszcze byś tam ogłupiała i zaczęła mówić z wkurzającym akcentem...
Dziewczyna przewróciła oczami i rzuciła mu się na szyję, całując go krótko w usta. Odwróciła się i uprzednio odsyłając bagaże przed zamek, pobiegła na błonia. Chłopak westchnął i powoli podążył w jej ślady. Co on wyprawiał? To było nienormalne, ale tak bardzo ją kochał, że był wstanie ponieść się chwili zapomnienia. Przywołał swoje bagaże i z zadowolony stanął przed dyrektorem Hogwartu. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że przed starcem stoi tylko on, Hermiona i głupi, znienawidzony Wiktor Krum.
-O nie!-westchnął teatralnie patrząc na chłopaka. Dziewczyna spuściła wzrok, starając się uniknąć jego spojrzenia. Wiktor miał na głowie przewiązany bandaż i z niewiadomych przyczyn, ciągle masował to miejsce.
-Wszyscy się spóźniliście-zauważył dyrektor uśmiechając się zza okularów-połówek.
 Hermiona zarumieniła się spuszczając wzrok, a Wiktor zaczął wykręcać nerwowo palce. Jedynie na Draconie ta wiadomość nie zrobiła żadnego wrażenia. Uśmiechnął się ironicznie obdarzając przy okazji Bułgara nienawistnym wzrokiem.
-Idziemy-zarządził nie zwracając uwagi na szczere rozbawienie dyrektora. Był zły. Nie chciał jechać do Bułgarskiej szkoły, ale nie chciał tam puścić Hermiony z samym Krumem. Byłby jedyną osobą, którą by tam znała i bez wątpliwości, stałby się jej najlepszym przyjacielem. Nie mógł dopuścić by to się stało. Kierowała nim czysta zazdrość, ale co w tym złego, że ją kocha i nie zamierza jej puścić z byłym chłopakiem? Uśmiechnął się i poszedł w stronę statku cumującego właśnie nad jeziorem. Bez zbędnych uprzejmości przeszedł obok witającej go Bułgarskiej załogi statku. Hermiona popatrzyła na niego, wzruszając ramionami, po czym poszła w jego ślady uprzednio żegnając się z dyrektorem. Po chwili cała trójka stała już przy burcie patrząc na oddalający się Hogwart. Nikt nie śmiał się odezwać. Dla Hermiony cisza ta zdawała się być bardzo niezręczna, więc postanowiła pójść do swojego pokoju na statku pod pretekstem zmęczenia. Popełniła jednak błąd, bo zostawiła Malfoya razem ze swoim byłym chłopakiem.
-Wiesz jak utrzymać idiotę w niepewności?-spytał w końcu Draco z przemiłym uśmiechem na twarzy.
-Jak?-spytał zrezygnowany Bułgar.
-Później ci powiem-odparł blondyn szczerze śmiejąc się z własnego żartu. Już chciał odchodzić gdy brunet złapał go za ramię.
-Taki jesteś mądry? Kim jesteś bez tej twojej różdżki?-zirytowany mierzył go morderczym wzrokiem. Draco udał zamyślenie, by w końcu się odezwać:
-Hm... niezwykle przystojnym i szanowanym we własnych kręgach arystokratą. Prezesem wielu spółek czarodziejskich i właścicielem paru firm. Jestem biznesmenem, milionerem i niezwykłym chłopakiem-oświadczył chytrze się uśmiechając. Wiktor zrobił głupią minę i próbował jakoś wyjść z sytuacji.
-Do tego jeszcze bardzo skromnym...
-Sam mnie o to zapytałeś. Poza tym, chwalenie się, a poczucie własnej wartości to dwie różne rzeczy...
-Milcz!
-Nie pozwalaj sobie Krum-Draco zmierzył go wzrokiem jak lew patrzący na ofiarę. Już miał odchodzić, gdy chłopak po raz kolejny go zatrzymał.
-Nie zasługujesz na nią-powiedział to przez zaciśnięte zęby. Widać męczyło go to już od dłuższego czasu.
Draco nie  miał pojęcia co ma odpowiedzieć. Wiktor bez wątpienia miał rację. Nie musiał jednak odpowiadać, bo Krum kontynuował:
-Jesteś plugawym śmierciożercą, który nigdy nie zdobędzie jej szacunku.
Tego było już za wiele. Draco bez wahania przyłożył Bułgarowi w twarz, podbijając oko. Na jego nieszczęście widziała to Hermiona, która wychodziła ze swojej kajuty. Krum widząc dziewczynę odszedł obdarzając ją i chłopaka wzgardliwym spojrzeniem.
-Co to miało być?!-spytała oburzona gdy zniknął pod pokładem.
-Sama nie jesteś lepsza-uśmiechnął się Draco na wspomnienie dziewczyny policzkującej Bułgara.
-Nie możesz wszystkich bić! Co z tobą nie tak?-krzyknęła oburzona jego odpowiedzią.
-To idiota. Sprowokował mnie.
-Żałosne-westchnęła podchodząc bliżej. W jej oczach zabłysły iskierki gniewu. -Ile masz lat?!
-Tyle co ty-odparł obojętnie mierząc ją swoim stalowoszarym spojrzeniem.
-Nie możesz Draco. Spróbuj go zrozumieć on jest...
-Zazdrosnym i tępym debilem.
-Chciałam powiedzieć zraniony i nieszczęśliwy.
-Też bywam czasem zraniony i nieszczęśliwy ale się tak nie zachowuję...
-Masz rację. Ty tylko łazisz pijany i napadasz na mugolskie sklepy grożąc wszystkim dookoła śmiercią...-dodała zażenowana Hermiona. Ona też była zła na Bułgara, ale nie chciała by ktoś go bił i obrażał. Chciała być lepsza.
-O co poszło?-spytała lekko się uspokajając.
-Nie ważne-odparł szybko odwracając wzrok.
-Chyba jednak ważne, Malfoy. Podbiłeś mu oko...
-Nie udawaj, że się martwisz-usłyszała za sobą głos Bułgara. Zaskoczona odwróciła się mierząc go zatroskanym spojrzeniem. Chłopak widocznie wrócił, by jeszcze bardziej na wyrzucać Ślizgonowi.
-Po co tu przylazłeś?-spytał pogardliwie Draco. Nie miał ochoty patrzeć na znienawidzonego chłopaka.
-Wypchnąć cię za burtę.
-Chłopcy przestańcie!-krzyknęła dziewczyna stając między nimi. Nie chciała dopuścić do kolejnej bitwy.
-Nie wtrącaj się, Granger-powiedział Draco odsuwając ją na bok. -Ktoś musi obić mu tą twarz. Może wreszcie zasłoniłby ją pod jakimś bandażem...
-Hahaha... bardzo dobry żart-odezwał się Krum zażenowany.
-To nie był żart-odpowiedział Draco z kpiącym uśmieszkiem.
-Chłopcy...-zaczęła dziewczyna, ale obydwoje uciszyli ją gestem ręki. O nie... tyle było już za wiele. Żaden z nich nie będzie jej rozkazywał.
-Dość!-wrzasnęła wściekła. Złapała Dracona za rękę ciągnąc do drzwi prowadzących pod pokład. Chłopak był jednak nieugięty. Stał w miejscu, a dziewczyna nie była wstanie go nigdzie zaciągnąć.
-Przestań. Jesteś żałosna. Dobrze wiemy, że cię nie obchodzi cię co się stanie. Wracaj do kajuty i się zamknij-Wiktor Krum mierzył ją spojrzeniem bazyliszka. Draco już wyrwał dłoń z uścisku Hermiony, by przyłożyć temu bezczelnemu chłopakowi, gdy ta go ubiegła. Krum złapał się za palący policzek patrząc na nią z otwartą buzią.
-To ty jesteś żałosny-zakończyła, mrożąc wzrokiem czarnowłosgo. -Idziemy-zarządziła zwracając się do Dracona tonem nie znoszącym sprzeciwu, po czym zaciągnęła go do kajuty.

wtorek, 23 kwietnia 2013

Rozdział 31

Niezwykle oszałamiająca piękność wkroczyła do wielkiej sali z dumnie uniesioną głową. Nie zwróciła nawet uwagi na zdumione jej wyglądem twarze. Szybkim, zdecydowanym krokiem podeszła do umieszczonego na czas balu barku zamawiając coś mocniejszego. Za jednym razem wypiła całą zawartość ognistej whisky, wcale się przy tym nie krzywiąc. Grymas na jej twarzy pojawił się dopiero wtedy gdy zobaczyła zmierzającego w jej stronę Bułgara. Westchnęła głęboko przybierając na twarz wymuszony uśmiech.
-Nie wiedziałem, że pijesz...-uśmiechnął się uwodzicielsko łapiąc ją za rękę. Szybko wyrwała dłoń z jego uścisku pod pretekstem sięgnięcia kolejnej szklanki alkoholu.
-Jak widać-odparła oschle, dziwiąc się samej z brzmienia swojego głosu. Chłopak momentalnie wyczuł, że coś jest nie tak. Zmarszczył brwi próbując domyśleć co takiego się stało.
-Nie czekałaś przed salą. Myślałem, że idziemy razem.
-Spóźniłeś się-zmierzyła go chłodnym wzrokiem. Może go raniła, ale musiała to zakończyć. 
-O co ci chodzi?-spytał z lekkim westchnięciem. 
-Nie powiedziałeś mi, że wracasz do Durmstrangu-to był dobry pretekst do kłótni. Chłopak momentalnie spoważniał.
-Nie mówmy o tym. Jest bal. Czekaliśmy na tę chwilę od wielu miesięcy. Nie psujmy jej...
-To ty ją psujesz, Wiktorze-serce ścisnęło jej z poczucia winy, ale prawda była taka, że chłopak nie był już dla niej nikim więcej niż dobrym, starym znajomym. To nie była miłość. Poczuła to, gdy była przy Draconie. 
Ciemnowłosy spojrzał na nią z bólem. 
-To nie tak. Chciałem ci powiedzieć.
-Ale nie powiedziałeś. Jutro już by cię nie było. 
-Pożegnanie z tobą byłoby takie trudne...
-Zależy dla kogo-dziewczyna zapomniała, że zamierza jechać razem z nim. Nie szczędziła więc sobie i mówiła do niego tak, jakby więcej mieli się już nie zobaczyć. 
-To nie jest powód. Nie dlatego tak się zachowujesz. Chodzi o tego śmierciożercę?
-Nie wiem o kim mówisz. Draco nie jest śmierciożercą.
Na te słowa, chłopak jedynie prychnął pogardliwie. 
-Tak ci powiedział, tak? To plugawy morderca, który chce cię wykorzystać, a gdy już mu się znudzisz po prostu wyrzuci cię  jak śmiecia...
-To nie o niego chodzi-powiedziała dziewczyna zaczynając się denerwować. Pociągnęła zdrowy łyk whisky i mówiła dalej. -Po prostu z nami koniec-oświadczyła dobitnie nie szczędząc sobie wściekłego spojrzenia. 
-Kłamiesz. Zawsze kłamałaś. Zdradzałaś mnie z nim. Tak czy nie?-spytał odwzajemniając spojrzenie.
I wtedy coś w niej pękło. Była okropna. Jak mogła tak do niego mówić skoro to ona była nie w porządku?
Nie pozostało jej nic innego jak wyjść z honorem i nie kłamać.
-Tak-odparła szczerze patrząc mu w oczy. Dookoła tańczyły śmiejące się, szczęśliwe pary, ona miała ochotę wybuchnąć płaczem. Tyle, że nie mogła. Jej Gryfońska duma jej na to nie pozwalała. Z dumnie uniesioną brodą mierzyła Bułgara chłodnym spojrzeniem. 
-Dziwka-jedyne co był w stanie wypowiedzieć Krum, to właśnie te słowa. Czuł się zdradzony i był z tego powodu wściekły. Jego nastrój udzielił się również dziewczynie. Bez wahania, trzasnęła go w twarz.
-Jesteś okropny! Nie możesz znieść myśli, że mogę kochać kogoś innego!-krzyknęła zwracając na siebie uwagę wszystkich siedzących w pobliżu barku. Siedział tam też niesamowicie przystojny blondyn. Przypatrywał się tej sytuacji od dłuższej chwili. Zaciskał pięści z całej siły starając się nie rzucić na chłopaka gdy ten obraził Hermione. Okazało się jednak, że ta potrafi o siebie zadbać. 
-Ty go nie kochasz, Hermiono. Nie wiesz co to miłość. Gdyby było inaczej nie raniła byś mnie tak. 
-Daruj sobie, Krum-powiedziała przez zaciśnięte zęby.
-Ale wiesz, to dobrze. Nie chce być z kimś takim. To już nie jesteś ty. Stałaś się taka jak ON. 
Przez chwilę mierzyli się nienawistnym spojrzeniem, następnie Wiktor w wyjątkowo złym humorze opuścił Wielką Salę. Dziewczyna stała przez dłuższą chwilę, wpatrując się za oddalającym chłopakiem. Zastanawiała się czy miał rację. Po jej policzku spłynęła łza. Czuła się paskudnie. Przecież nie tak miało być. Miała tu tańczyć z Wiktorem, być mu całkowicie oddaną i bezgranicznie go kochać. Czemu to nie mogło być takie proste? Zamierzała opuścić bal i już zmierzała w stronę wyjścia, gdy za nadgarstek złapał ją pewien chłopak. Odwróciła się zamierzając jakoś go spławić, gdy zorientowała się, że stoi przed nią Draco. Z zatroskaną miną wpatrywał się w jej smutną minę. On też nie chciał by tak to wyglądało. Nie wiedział czemu, ale żałowała rozstania. Płakała, a to ewidentnie znaczyło, że było jej żal. Domagał się wyjaśnień. Hermiona westchnęła głęboko, szybko ocierając łzę. Usiedli przy stoliku, przez dłuższą chwilę wpatrując się sobie w oczy. 
-Żałujesz?
-Tak.
-Tego, że się rozstaliście?
-Nie.
-To czemu jesteś smutna?
-Czy jestem złym człowiekiem?
Draco mimowolnie uniósł brwi. Zadała już kiedyś takie pytanie. Jednak wtedy, chodziło o niego. Miał wątpliwości co do siebie, do niej, nie miał żadnych.
-Nie-zapewnił ją szybko. Złapał ją za rękę, lekko ją gładząc. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko. Zdziwiła się, że tak na nią działał. Jego dotyk sprawiał, że ręka od razu zapłonęła, rozsyłając impulsy ciepła po całym ciele. 
-Okropnie go potraktowałam-westchnęła opierając głowę na jego ramieniu. 
-On ciebie nie lepiej-dodał Draco, nie mogąc się powstrzymać. Widząc minę dziewczyny, szybko zmienił temat.
-Idziemy tańczyć-oświadczył szybko, zrywając się z miejsca. 
-Ale jak to?-spytała lekko zdezorientowana. 
-Granger, nie wiem czy zauważyłaś, ale jest bal. Każda dziewczyna zabiłaby się, żeby ze mną zatańczyć.
-Ta... chyba raczej zabiła, bo musi z tobą zatańczyć-dodała kąśliwie Hermiona. Mimo to złapała za rękę Dracona i pociągnęła go na parkiet. Chciała chociaż na chwilę zapomnieć i wyłączyć myślenie o tym co nieprzyjemne. Draco przyciągnął ją do siebie, obejmując ją w talii. Bez wahania zarzuciła mu ręce na szyje i oparła głowę na jego ramieniu. 
-Tak dla ścisłości, dalej cię nienawidzę-szepnęła mu do ucha. Chłopak uśmiechnął się lekko. 
-Dobrze wiem, że nie możesz beze mnie żyć-powiedział od niechcenia idealnie prowokując dziewczynę.
-Nie prawda!-krzyknęła oburzona, trzepiąc go w ramię. 
-Jeszcze będziesz błagać bym był przy tobie.
-Nigdy w życiu!-mimo iż była to prawda nie mogła tego tak po prostu wyznać mu tyle rzeczy  za jednym razem. 
Chłopak odsunął ją od siebie. Na jego twarzy gościł łobuzerski uśmiech.
-Chodźmy się przewietrzyć.
-Jest zimno. 
-Obiecuję, że cię rozgrzeję-uśmiechnął się uwodzicielsko ciągnąc dziewczynę do wyjścia. 
-Nigdzie z tobą nie wyjdę, Malfoy!-odparła oburzona. -Po co mnie tam ciągniesz?
-Za długo pokazuję się tobą w miejscu publicznym. Bynajmniej nie chce rezygnować z twojego towarzystwa, ale nie mogę tak po prostu sobie z tobą tańczyć...-dobrze się bawił. Prawda była taka, że zupełnie nie obchodziło go to co pomyślą sobie inni. Po prostu uwielbiał ją denerwować. Dziewczyna otworzyła buzię, jednak nie miała pojęcia co mogłaby mu powiedzieć. Była zaskoczona. Dała mu się wyprowadzić z Wielkiej Sali wprost na zielone błonia. Było już ciemno i dość chłodno. Wiał przyjemny wiatr. 
-No, to teraz się ciebie pozbyłem. Mogę wracać na imprezę...
-Nie ma mowy! Zostajesz!
-Czy mi się wydaję, czy jeszcze przed chwilą mówiłaś, że nigdy w życiu nie poprosisz mnie bym z tobą został...-na jego twarzy pojawił się szczery, rozbawiony, a zarazem triumfujący uśmiech. Dziewczyna wydała  z siebie okrzyk bezsilności, po czym podbiegła do niego rzucając mu się na szyję. Skończyło się to gorącym, pełnym namiętności pocałunkiem, pełnym czułości i uczucia, które niezaprzeczalnie ich łączyło.



-Cholera, Blaise! Spóźniliśmy się. Musiałeś tak długo szukać tego krawatu?
-Może by się to nie zdarzyło gdybyś nie układała włosów od trzech godzin...
Dwójka Ślizgonów właśnie mijała się w przejściu z rozwścieczonym Wiktorem Krumem.
-Lubiłem go. Do póki go nie poznałem. Dobrze gra, ale to zwykły baran...
-No i ten wkurzający akcent-dodała Pansy, by po chwili wybuchnąć śmiechem. Niestety Bułgar dosłyszał ich złośliwe uwagi. Cała jego złość nagle eksplodowała. Rzucił się na Zabiniego (bo na kobietę tak piękną jak Pansy nie wypadało) i zaczął z całej siły okładać go pięściami. Przecenił jednak swe siły, bo po chwili leżał już na ziemi. Blaise sięgnął po hełm jednego ze stalowych rycerzy i zdzielił nim Wiktora w głowę. Gdyby była to walka na pieści nie miałby zapewne szans. Bułgar był od niego wyższy i trochę silniejszy. Nie umiał jednak z tego korzystać, bo od razu padł nieprzytomny na ziemie. Blaise uśmiechnął się kpiąco. Spojrzał na Pansy, która była wyraźnie zszokowana. Miała wytrzeszczone oczy, uniesioną prawą brew i rozchylone usta.
-Co to było?!-spytała w końcu.
-Jak to co? Pokonałem światowej klasy sportowca w bardzo epicki sposób...-odparł Blaise równie zszokowany.
-Mój ty bohaterze!-westchnęła teatralnie Pansy, rzucając mu się w ramiona. Chłopak zaśmiał się i odwzajemnił uścisk.
-Nie spoufalaj się, Blaise!-krzyknęła oburzona dziewczyna, szybko się od niego odrywając. -Idziemy tańczyć!-zarządziła, po czym nie czekając weszła do Wielkiej Sali. Blaise jedynie wzruszył ramionami i nie obdarzając leżącego Kruma spojrzeniem, poszedł za niezwykle piękną dziewczyną. Przez całą tą sytuację, nie zauważyli jak wymija ich Hermiona Granger trzymająca za rękę pewnego blondyna. 

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Rozdział 30

A miejcie sobie ten nowy rozdział! Za te dwa miłe komentarze :) Mam nadzieję, że wam się spodoba. Czytajcie i komentujcie. 


Hermiona stała na samej górze wieży astronomicznej. Tępo wpatrywała się w rozpościerające się na dole błonia. Była piękna, słoneczna pogoda. Na niebie nie było ani jednej chmurki i wiał przyjemny, chłodny wiatr. Wyszła tam pod pretekstem przemyślenia tego "wszystkiego", ale jakoś nie mogła. Nagle poczuła, że ktoś za nią stoi. Szybko odwróciła się z obawy, że ktoś ją wypchnie. Od zawsze miała lęk wysokości. Na widok zarozumiałego blondyna jedynie westchnęła.
-Przestraszyłeś mnie. Czego ode mnie chcesz?-spytała podejrzliwie.
-Niczego-szybko odparł z niewinną miną. Wpatrywał się w jej oczy, jakby chciał coś przez to powiedzieć. Rano znowu się pokłócili. Ponieważ Draco nie mógł pokazywać się publicznie w Hogwarcie, spał na kanapie w prywatnym dormitorium Hermiony. Obydwoje byli tym bardzo zmęczeni, ale byli to sobie winni.
Chłopak podszedł do barierki wieży i oparł się o nią.
-Ładnie tu-zauważył wpatrując się w tafle jeziora.
-No...-Hermiona stanęła obok niego, również opierając się o murek. Nagle Draco popchnął ją w plecy. Dziewczyna krzyknęła, obdarzając go morderczym spojrzeniem.
-Błagam nie rób tak-poprosiła go z wystraszoną miną. Odbiegła od murku stając na środku wieży. Chłopak jedynie zaśmiał się cicho i usiadł na ziemi opierając się o barierkę.
-Malfoy, mówiłam ci tysiąc razy i powiem jeszcze raz, bo do ciebie nie dociera. Nie możesz tu być! Jeśli ON się dowie, że tu jesteś... poza tym, co z kamieniem?-spytała zatroskana.
-Wiesz, pewnie nie uwierzysz, ale byłem u Dumbledora. On się wszystkim zajmie. Mogę też kontynuować  naukę ale w Durmstrangu... Mogę się pokazywać ludziom i pójść dziś na bal... w ogóle jest fajnie tyle że...
Hermiona uśmiechnęła się szeroko.
-No to koniec z problemami! Nie wierzyłam, że to wszystko się tak łatwo rozwiąże!
-Ale ja nie przyjmę tej propozycji-oświadczył Draco zupełnie poważnie. Hermiona od razu również spoważniała wytrzeszczając oczy.
-Żartujesz sobie?! Nie możesz tak po prostu...
-Znając życie, Dumbeldore wszystko spieprzy. A do szkoły twojego lalusia nie zamierzam iść za nic w świecie...
-Błagam cię Draco-zaczęła zrozpaczona. Przysiadła się obok chłopaka i zaczęła mu tłumaczyć.-Musisz przyjąć tą propozycję to...
-Nie decyduj za mnie, Granger-odparł chłodno. Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona.
-O co ci chodzi?-spytała marszcząc brwi.
-Przestań mi mówić co mam robić.
-Nie pozwolę ci żebyś zniszczył sobie życie taką decyzją.
-Ale to ty je niszczysz, Granger. Powiedz, zamierzasz za mnie umrzeć, że mówisz mi jak mam żyć?
Hermiona patrzyła na niego nie mogąc uwierzyć, że tak do niej mówi. Bolało ją to.
-Nie kłóćmy się-szepnęła kładąc głowę na jego ramieniu. Uśmiechnęła się gdy nie odrzucił tego gestu. Objął ją ramieniem i odparł:
-Niech ci będzie Granger-przewrócił oczami i spytał:
-Krum zabiera cię dziś na bal?-spytał mocniej przytulając ją do siebie, mając nadzieję, że go nie opuści.
-Umówiłam się z nim już parę miesięcy temu....-szepnęła do niego tępo wpatrując się przed siebie, jakby starała się uniknąć jego spojrzenia. Ten zacisnął tylko mocniej szczęki i odparł:
-To baw się dobrze.
Hermiona spojrzała na niego przestraszona, nie mogąc wyczytać z niego żadnych emocji.
-Draco-szepnęła błagalnie, starając się jakoś załagodzić sytuację.
-Nie chce żebyś się z nim spotykała jednocześnie dając mi nadzieję, bo wybacz, ale właśnie tak to odczytuję-miał na myśli jej głowę jeszcze do niedawna opierającą się na jego ramieniu.
-Czego ty ode mnie oczekujesz?-spytała patrząc mu prosto w oczy. Ten nie zamierzał jej odpowiadać. Przyciągnął ją do siebie i zaczął całować. Tym razem nie był to pocałunek przepełniony namiętnością i pasją. Był on delikatny, słodki i czuły. Ujął jej twarz w dłonie i zaczął delikatnie gładzić je palcami. Dziewczyna zacisnęła dłonie na jego karku, jeszcze bardziej zmniejszając między nimi odległość. Draco doskonale czuł jej bliskość. Jej słodki zapach, miękkość włosów i delikatne, wręcz idealne ciało. Po chwili się opanował. Ona nie powiedziała, że będzie jego. Całował ją, a wieczorem całować ją będzie Wiktor Krum...
Delikatnie odsunął się od niej i przygryzając dolną wargę powiedział:
-A czego ty chcesz?-tak, to było dobre pytanie. Ona musiała się zdecydować. Hermiona do spółki z Krumem nie bardzo mu odpowiadała ba, wcale mu nie odpowiadała.
-No ale jak ja mam mu to powiedzieć?-spytała ze łzami w oczach. Tak bardzo pragnęła mieć przy sobie Dracona. Tyle, że był jeszcze Wiktor. To on jako pierwszy odnalazł w niej piękno. To on był tym pierwszym. Nie raz dała mu do zrozumienia, że jest jego, tymczasem całowała się z innym na wieży astronomicznej. To nie było w porządku wobec żadnego z nich.
-Co powiedzieć?-spytał Draco. Domyślał się o co może jej chodzić, ale chciał to usłyszeć.
-Że cię kocham-odparła przenikając go swoim czekoladowym spojrzeniem. Nie zdążył jednak nic na to odpowiedzieć, bo na wieżę właśnie wbiegł Wiktor Krum. Szybko odsunęli się od siebie, tak, że chłopak nie zdołał zauważyć dzielącej ich do niedawna odległości.
-Hermiono, za trzy godziny bal... co on tutaj robi?!
Draco i Hermiona w dalszym ciągu siedzieli obok siebie, do tego blondyn nie odrywał od niej wzroku po tym co mu powiedziała.
-Jedno słowo, a zrzucę go z wierzy-szepnął tak, by tylko dziewczyna mogła go usłyszeć. Mimowolnie zaśmiała się , po czym z przepraszającym wzrokiem, opuściła wieżę razem z Wiktorem. Draco westchnął głęboko. Czuł, że ona nigdy nie będzie jego. Po prostu na nią nie zasługuje. Powinien przyjąć ofertę nauki w Durstmangu, ale nie mógł tak po prostu zostawić sprawy kamienia. Jeszcze o tym nie wiedział, ale polowało na niego dużo osób.


-Panno Granger?-Minerwa McGonagall zawołała na widok Hermiony. Dziewczyna zatrzymała się niepewnie spoglądając w oczy profesor. Mocniej złapała Wiktora za rękę, czekając co takiego może powiedzieć kobieta.
-Tak?-spytała dziewczyna po dłuższej chwili milczenia.  Minerwa otrząsnęła się z zamyślenia i przybrała dobrotliwy uśmiech.
-Ta sprawa dotyczy ciebie jako prefekta i jest... możemy porozmawiać na osobności?
-Oczywiście-brązowowłosa wyrwała dłoń z ręki Bułgara i szybkim krokiem podążyła za profesor do jej gabinetu. Nerwowo przygryzła wargę i zaczęła się lekko stresować. O co może chodzić kobiecie? Mówiła, że ta sprawa dotyczy jej obowiązków prefekta. Czyżby dowiedziała się, że zeszłej nocy trochę nadużyła swojego prywatnego dormitorium? Mimowolnie lekko się zarumieniła i i zaczęła wykręcać sobie palce. Nie śmiała podnieść wzroku gdy w końcu znalazły się w gabinecie.
-Zapewne domyślasz się czemu tu jesteś-Minerwa zacisnęła swe usta w wąską linie.
-Tak, to znaczy... ja mogę wyjaśnić. To nie to na co wygląda...
-Doprawdy nie wiem o co ci chodzi, ale to chyba nie ma nic wspólnego z wymianą Durmstrangu... Jutro możesz już jechać. Zasłużyłaś sobie. Twoje wyniki są wręcz...
Hermiona uniosła brwi ze zdziwienia i odetchnęła z ulgą. Rzeczywiście na początku roku opiekunka Gryffindoru wspominała coś o wymianach w drugim semestrze. Od tamtego czasu wydarzyło się jednak tak wiele, że dziewczyna zupełnie o tym zapomniała.
-No tak...-wyjąkała.
-No to ustalone! Jedziesz z rana. Wiktor Krum z tobą pojedzie. Podobno i tak miał już wracać do Bułgarii. No i oczywiście Draco Malfoy, o ile przyjmie ofertę naszego dyrektora-oznajmiła profesor, jednocześnie gestem dłoni proponując Hermionie cukierki. Dziewczyna jedynie pokiwała głową i wyszła z pokoju. Była zszokowana. Co miała zrobić? Nawet nie zauważyła, gdy wpadła na nią rudowłosa dziewczyna. Ominęła ją i dalej pogrążona w myślach zmierzała do swojego dormitorium.
-Miona? Czekaj!-krzyknęła za nią ruda i szybko podbiegła do najlepszej przyjaciółki.
-O Ginny! Nie zauważyłam cię-Hermiona przytuliła dziewczynę, po czym zgodnie usiadły na parapecie.
-Czemu nie szykujesz się do balu?-spytała zdziwiona Ginny. Ona co prawda nie miała na sobie jeszcze sukienki, ale była umyta, a jej fryzura była oszałamiająca.
-Harry mnie zaprosił-powiedziała rudowłosa widząc uniesione brwi przyjaciółki. Wyszczerzyła do niej zęby, będąc z siebie bardzo dumna.
-Świetnie-uśmiechnęła się Hermiona. Widok przyjaciółki zdecydowanie poprawił jej humor. Musiała jednak komuś się wygadać i opowiedziała jej o wątpliwościach związanych z wymianą. Ruda zmarszczyła brwi intensywnie nad czymś myśląc.
-Nieważne. Idziemy szykować się na bal! Potem pomyślimy co spakujesz do walizki, bo to że tam jedziesz nie pozostawia żadnych wątpliwości-zdecydowanie złapała ją za rękę i poprowadziła ją do dormitorium. Dziewczęta weszły do pokoju nie bardzo wiedząc za co zabrać się najpierw. W końcu Ginny obrała dowodzenie.
-Idź się myć. Ja ci wyszukam kreację-uśmiechnęła się tajemniczo wpychając dziewczynę do łazienki. Otworzyła ogromną szafę Gryfonki, poszukując czegoś co mogłoby się nadać na wieczór. W końcu wyciągnęła z niej jakąś sukienkę.
-Hm... wypadałoby ją nieco przerobić-wyszczerzyła zęby na samą myśl jak pięknie będzie wyglądać w niej jej brązowowłosa przyjaciółka, po czym zabrała się do pracy. Po jakimś czasie Hermiona wyszła z łazienki zupełnie czysta i odświeżona. Owinięta w sam biały ręcznik, zaskoczona spojrzała na to co jej przyjaciółka trzymała w rękach.
-Nie-powiedziała zdumiona.
-Tak-uśmiechnęła się wyraźnie zadowolona Ginny.-Co o tym sądzisz?
-Jest... jest piękna-odparła Hermiona otrząsając się z szoku. Sukienka była prześliczna. Podbiegła dotykając idealnego materiału. -Ginny, jesteś wspaniała!-oświadczyła całując przyjaciółkę w policzek. Po chwili stała już przed lustrem ubrana w oszałamiająco piękną kreację. Czarna, koronkowa, sięgając przed kolana sukienka, pokryta złotymi, migoczącymi kryształkami. Nie miała ramiączek. Hemiona spięła swoje kasztanowe włosy w dość luźny kok, w którego wpięła złoty kwiat. Na szyi zapięty miała srebrny łańcuszek z serduszkiem. Do tego założyła czarne, idealnie dopasowane szpilki.
-Ja się w tym zabiję-westchnęła desperacko próbując nauczyć się chodzić na tak wysokich obcasach. Ginny mimowolnie  zaśmiała się podtrzymując przyjaciółkę przed upadkiem. Sama również wyglądała bardzo ładnie. Miała na sobie fioletową, zgrabną sukienkę z głębokim wcięciem na plecach. Swoje bujne, rude włosy postanowiła pozostawić rozpuszczone, a jej szpilki mogły budzić zazdrość każdej dziewczyny w Hogwarcie.
-Chyba już czas?-spytała niepewnie dziewczyna.-Gin, ja dalej nie umiem w tym chodzić-szepnęła przerażona.
-Nieprawda, dobrze ci idzie!-pocieszyła ją przyjaciółka, ciągnąc ją do wyjścia. Pośpiesznie udały się do wielkiej sali i zatrzymały się czekając na swoich partnerów. Wtedy Hermiona uświadomiła sobie, że w jej przypadku będzie to Wiktor Krum.
-Wiesz Ginny, nie będę czekać, wole pójść sama.
-Coś się stało?
-To nie na niego czekam...