czwartek, 11 kwietnia 2013

Rozdział 17

Draco poczuł jak jego ciało w końcu się rozluźnia. Zaklęcie rzucone przez Hermione wreszcie przestało działać. Odetchnął z ulgą. Było około trzeciej w nocy. Miał szanse niezauważonym wydostać się z jej domu. Leżał na miękkim łóżku w swoim dawnym "tymczasowym" pokoju. Lubił dom państwa Grangerów, ale to zdecydowanie nie była najlepsza chwila na odwiedziny. Rozejrzał się. Wokół panowała niczym nie zmącona cisza. Nikogo nie było w pobliżu. Usiadł, delikatnie stawiając stopy na podłodze. Ku jego zaskoczeniu, palce były zrośnięte i nie odczuwał najmniejszego bólu. Gorączka również zniknęła. Uśmiechnął się blado. Hermiona doskonale o niego zadbała. Nie miał pojęcia dlaczego. Zachowywał się w stosunku do niej okropnie. Cały był okropny. Nie zasługiwał na jej przyjaźń. Musiał jak najszybciej wynieść się z domu. Ojciec ciągle miał go na oku. Gdyby zobaczył, że znajduję się w domu Hermiony... wolał nie myśleć co stałoby się z nim i dziewczyną. Odgonił od siebie te myśli. Gryfonka była przecież jedynie nic niewartą szlamą. Nie ma sensu się nią przejmować.
-Co się ze mną stało?-spytał Draco bezgłośnie. Nie mógł poukładać w sobie myśli. Nie miał pojęcia co czuję, ani co powinien robić. Zakrył twarz dłońmi i westchnął. Wstał i zarzucając na siebie czarną pelerynę leżącą obok, skierował się do wyjścia. Nagle u progu zatrzymała go brązowowłosa dziewczyna. Spoglądała na niego surowo zakładając ręce.
-Nigdzie nie idziesz, Malfoy-powiedziała obdarzając go wściekłym spojrzeniem. Wyraźnie ją denerwował. Mimo to, uporczywie trzymała się postanowienia, że mu pomoże.
-Wybacz, ale to nie zależy od ciebie, Granger. Nie rozumiem po co chcesz mi pomagać...
-W głębi serca wierzę, że zrobiłbyś dla mnie to samo-odparła poważnie, nie zmieniając wyrazu twarzy.
Draco uśmiechnął się ironicznie. Zrobiłby dla niej wszystko. Nie... to tylko nic nie warta szlama...
-Nic bym dla ciebie nie zrobił.-odparł z pogardą. Na dziewczynie nie zrobiło to jednak wrażenia. Dalej stała z założonymi rękami. Pokiwała głową po czym powiedziała ironicznie:
-Wiesz co, to nie w porządku, że mi zależy bardziej niż tobie. Chciałam ci pomóc. Naprawdę. Ale z każdą chwilą stajesz mi się coraz bardziej obojętny. Postanowiłam, że za wszelką cenę pomomogę, ale to nie ma sensu.  Jesteś idiotą, Malfoy. Już ci nie pomogę.-patrzyła mierząc go przenikliwym, pełnym żalu wzrokiem.
-No i dobrze-odparł ukrywając, że tak na prawdę słowa dziewczyny go zraniły. Wyminął ją i zszedł po schodach. Hermiona westchnęła. Mimo wszystko nie chciała tak tego kończyć. Nie miała pojęcia co miałaby zrobić. Najlepiej to po prostu pozwolić mu odejść. Co innego miałaby zrobić? To co powiedziała było kłamstwem. Zależało jej na chłopaku, ale miała swoją godność. Nie będzie znosiła jego pogardliwego wzroku. Nie chce jej pomocy-trudno. Dobiegł ją dźwięk zatrzaskiwanych drzwi. Przymknęła oczy starając się powstrzymać łzy. Na nią też już czas. Musi wrócić do Hogwartu. Teleportowała się tuż przed bramę zamku. Złapała za klamkę wielkiej bramy, gdy nagle coś zatkało jej usta. Dziewczyna zaczęła wyrywać się z silnego uścisku postaci w czarnej pelerynie, nie mogąc wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Nagle poczuła jak zapewne mężczyzna, uderza ją w głowę kamieniem. Dziewczynie momentalnie zamgliły się oczy. Poczuła jak po jej skroni spływa ciepła krew. Przez chwilę starała się nie stracić przytomności, za wszelką cenę starając się nie zamknąć oczu. Po chwili poddała się, bezwładnie osuwając się w ramiona mężczyzny w czarnej pelerynie.
Obudziła się w ciemnym, zatęchłym pomieszczeniu. Leżała na brudnej, betonowej podłodze. Rozejrzała się. Była sama. Przyłożyła rękę do pulsującej bólem rany na głowie. Po jej czole ciągle spływała krew. Zmarszczyła brwi, próbując poukładać sobie wszystkie wydarzenia. Po chwili zerwała się do pozycji siedzącej. Przypomniała sobie mężczyznę w czarnej pelerynie. Czujnym wzrokiem ponownie przebiegła po ścianach. Była pewna, że ktoś ją obserwuje. Mimo to nie dała poznać, że jest przerażona. Z kamienną twarzą czekała aż coś się stanie. To musieli być śmierciożercy. Spojrzała na drewniane, solidne drzwi z małym okienkiem u górze. Umieszczone były w nim kraty. Mimowolnie się wzdrygnęła. Czuła się jak w więzieniu. Była jednak Hermioną Granger. Musiała jakoś się stamtąd wydostać. Nawet jeśli nie, to była gotowa umrzeć z honorem. Była odważna. Jedyne do czego nie mogła dopuścić, to pokazać że się boi. Danie satysfakcji śmierciożercom, to najgorsze co mogła zrobić. Nagle otworzyły się drzwi. Hermiona wstała pewnie, lekko się chwiejąc. Rana na głowie poważnie dała się we znaki. Mimo to spojrzała odważnie na swojego oprawcę. W drzwiach stanął wysoki, dobrze zbudowany, blond włosy mężczyzna. Dziewczyna bez trudu rozpoznała w nim Lucjusza Malfoy'a.
-Widzę, że już ci lepiej- powiedział udając troskę.
Hermiona mimowolnie prychnęła.
-O ile można tak nazwać mnie, siedzącą w jakiejś celi z rozwaloną głową...-mówiła to tak ironicznie, że nawet Lucjusz się uśmiechnął. Mimo to jego uśmiech i tak był obrzydliwy.
-Jak zawsze dobrze wygadana Granger...-westchnął podchodząc bliżej do dziewczyny.
-Czego ode mnie chcecie?-spytała mrożącym krew w żyłach tonem. Uniosła brodę do góry, dumnie patrząc na mężczyznę.
-Spokojnie... nie denerwuj się tak...
-Jak mam się nie denerwować?!-wrzasnęła.-Trzymacie mnie tu nie wiem poco. Kretyni na co wy liczycie...
Hermiona umilkła, bo właśnie dostała w twarz od Lucjusza.
-Żadna szlama, nie będzie mnie nazywać kretynem-wycedził przez zęby.
Hermiona spojrzała na niego nienawistnym wzrokiem. W jej oczach krył się smutek. Była jednak osobą impulsywną i po chwili jej czekoladowe tęczówki wypełniła pogarda.
-Nic ci nie powiem-wypowiedziała te słowa tak, jakby chciała go wyszydzić.
-Co cię łączy z moim synem?-spytał Lucjusz jadowitym tonem. Wypowiedź Hermiony nie zrobiła na nim żadnego wrażenia.
-Nic-odparła szybko, lekko się wahając.-Z tego co wiem jest już martwy...
-Daj spokój. Śledzę go od długiego czasu. Dobrze wiem, że samobójstwo było upozorowane.
Poczekamy sobie aż tu po ciebie przyjdzie...
-Nie sądzę, że coś sobie z tego zrobi... Nie licz na to, że będzie mnie ratował... To kiepski pomysł na zwabienie go tutaj... to jest wręcz żałosne...
-No tak. Panna Granger- mózg wszelkich operacji. Naprawdę sądzisz, że znasz mojego syna lepiej niż ja?-spytał z kpiną.
Hermiona uśmiechnęła się ironicznie.
-Ty go w ogóle nie znasz.-odparła spokojnie.-Draconowi na mnie nie zależy. Nie sądzę by mnie ratował.
-Mylisz się. Mój syn jest w tobie zakochany i nie dopuści by stała ci się krzywda-Na słowa Lucjusz machinalnie zaczęła kręcić głową próbując wyprzeć się tego co przed chwilą usłyszała. Nie wierzyła w to.
-...a gdy on już przyjdzie cię uratować, zginie, tak jak zresztą ty.-mężczyzna uśmiechnął się jakby opowiadał dobry żart, po czym opuścił celę.


Draco wybiegł z domu Hermiony bardzo zdenerwowany. Zamierzał przejść się i ochłonąć. Nie zdążył jednak daleko zajść. Poczuł jak ktoś łapię go za ramię. Odwrócił się z ironicznym uśmiechem na twarzy, myśląc że to Hermiona. Już chciał wypowiedzieć jakieś obraźliwe słowo, gdy zobaczył stojącego naprzeciw mężczyznę. Jego usta momentalnie się zamknęły. Przez chwilę przyglądał mu się z zmarszczonymi brwiami, zastanawiając się czego może od niego chcieć. W końcu ciekawość wygrała i postanowił odezwać się jako pierwszy.
-Mówiłem, że nie będę nic robił dla Czarnego Pana, Dohołow.
-To może powiesz mu to osobiście?
-Nie sądzę by to było konieczne...-Draco wpadł w lekką panikę. Nie miał nawet różdżki, żeby się ochronić. Nie miał pojęcia jak śmierciożercy dowiedzieli się, że żyje. Z pewnością zorientowali się gdy ta szlama Granger przenosiła go do jej ohydnego domu... Mimo lęku, na jego twarzy malowała się obojętność. Tak... Draco był wspaniałym aktorem. Jednak te umiejętności nie były wstanie zapewnić mu bezpieczeństwa. Musiał coś wymyślić. Nie... Draco był raczej spontaniczny. Planowanie nie należało do jego mocnych stron. Jak się okazało, nawet jego "świetnie" przemyślane samobójstwo, okazało się klęską. Nie pozostało mu nic innego jak przywalić śmierciożercy w nos i korzystając z chwili jego roztargnienia się teleportować. Draco zamachnął się ręką i uderzył mężczyznę z całej siły. Dohołow zachwiał się lekko łapiąc się za krwawiący nos.   Blondyn już okręcał się, zamierzając się teleportować, gdy nagle, śmierciożerca złapał go za dłoń. Westchnął. Teraz deportacja nie miała żadnego sensu. Hm... mógł jeszcze pobić go do nieprzytomności i wtedy uciec... Niestety, śmierciożerca stał przed w nim z wyciągniętą różdżką, przygotowany do rzucenia śmiertelnego zaklęcia. Draco wydał z siebie jęk niezadowolenia, po czym wyciągnął ręce w górę.
-Dobrze, poddaje się-powiedział zrezygnowany. Zrobił przy tym taką minę, jakby zgodził się pójść z Brianem do wesołego miasteczka, a potem jeszcze na  lody.
-Najlepsza decyzja jaką mogłeś podjąć-oświadczył śmierciożerca wyginając mu boleśnie rękę-To na wypadek gdybyś ją zmienił-dodał po chwili. Następnie, dalej wyginając chłopakowi rękę, teleportował się z cichym trzaskiem.
Znaleźli się w brzydkim, brudnym korytarzu. Draco zrobił zaciekawioną minę. Nigdy wcześniej tam nie był.
-Co ze mną zrobicie?-spytał takim tonem, jakby pytał się śmierciożercy o pogodę.
-Jeszcze jedno, głupie pytanie, a cię zabijemy.
Draco poczuł się urażony. Wcale nie uważał swoje pytanie za głupie. W milczeniu dalej szedł za Dohołowem, próbując wyrwać z jego uścisku swoją dłoń. Śmierciożerca w dalszym ciągu boleśnie ją wykręcał. Ślizgon odchrząknął znacząco, po czym zwrócił się do mężczyzny.
-Mnie to boli... tak jakbyś nie zauważył...
-Zaznasz gorszych cierpień.
Draco mimowolnie się wzdrygnął. Nie dał jednak po sobie poznać, że informacja zrobiła na nim jakiekolwiek wrażenie. Dalej robił minę jakby zwiedzał jakieś muzeum. Z obojętnością szedł przed siebie starając się nie myśleć co się za chwilę stanie. Po chwili, Dohołow, wepchnął go do jakiegoś pokoju. Stali w nim dwaj mężczyźni.
-P-Panie,... Lucjuszu, przyprowadziłem chłopaka. Nie przychodził, to stwierdziłem, że go znajdę i ...
-Dobra robata Dohołow-urwał mu Voldemort odprawiając go gestem swej bladej dłoni. Śmierciożerca potulnie wyszedł z pokoju, zamykając za sobą poniszczone, tekturowe drzwi.
-Draco.-po raz pierwszy odezwał się Lucjusz.
-Tatuś!-krzyknął blondyn z udawanym entuzjazmem. Po chwili jednak, znów przybrał swoją maskę obojętności, patrząc na ojca i Voldemorta spode łba. Nigdy wcześniej, nie pomyślałby, że stać go będzie na taki brak szacunku w stosunku do tych dwóch mężczyzn.
-Draconie, wiesz czemu tu jesteś?-spytał Voldemort, swoim przyprawiającym o dreszcz głosem. Podszedł do chłopaka, świdrując go swoim szkarłatnym spojrzeniem.
-Chcecie mnie zarżnąć jak świnię?-spytał Draco znudzonym tonem. Wyraźnie postanowił, że jeśli ma umierać to dobrze się przy tym bawiąc. Denerwowanie, gardzenie i szydzenie sprawiały mu niemałą przyjemność.-Nie wiem tylko po co? W jaki sposób ci to pomoże?
-Będę rozkoszował się, patrząc jak umierasz w cierpieniach...
-Nawzajem- odpowiedział Draco robiąc kwaśną minę.
-Problem jest w tym, że ja nie mogę...
-Spokojnie. Napiszę ci piękny nekrolog-urwał mu Draco, obrzucając go morderczym spojrzeniem. Uśmiechał się do niego, ukazując cały rząd śnieżnobiałych zębów. Na widok takiego Dracona, wzdychałyby pewnie wszystkie Hogwarckie dziewczyny. Niestety okoliczności były trochę inne, i ślizgon stał na krawędzi żartując z Tego Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać.
-Panie, nie bierz jego słów na poważnie. Odziedziczył mądrość po matce. Może gdyby był taki jak ja, taki jak go od zawsze uczyłem...
-O tak! Chciałbym być taki inteligentny jak ty! Skąd masz taki mózg? Ze sklepu z sianem?-spytał Draco zwracając się w stronę ojca. Wiedział, że ten komentarz nie był zbytnio wyszukany, ale w obecnej sytuacji każda riposta była dobra.
-Milcz Draconie!-krzyknął poirytowany Lucjusz.- Panie, nie zabijaj go. Pozwól mi przemówić mu do rozumu.
-Tak, masz rację, Lucjuszu. Nie zabiję go. Będę patrzył, jak sam umiera z wycieńczenia. Do celi z nim!-oznajmił jadowitym tonem Voldemort. Mroził chłopaka swoimi szkarłatnymi ślepiami.-Dohołow!-krzyknął cienkim, piskliwym głosem. Na ten dźwięk, Draconowi przeszły ciarki po plecach. Dobrowolnie dał się odprowadzić do celi. Wiedział, że nie ma jak uciec. Szczególnie, że nie miał różdżki. Dohołow otworzył drewniane drzwiczki z okienkiem zasłoniętym kratami, po czym wepchnął chłopaka do środka. Draco upadł na ziemię boleśnie zdzierając kolana. Rozejrzał się po wnętrzu z zobojętniałą miną. Oparł się o jedną z brudnych ścian. Siedział tak dłuższy czas, gdy tuż za swoimi plecami usłyszał jak ktoś uderza w ścianę. Osoba ta wyraźnie wyżywała się, kopiąc waląc i przeklinając.
-Och, zamknij się...-powiedział Draco wzdychając głęboko. -Merlinie, zniosę wszystko, tylko nie współlokator-psychopata. Osoba za ścianą nie usłyszała jednak jego aluzji i dalej wrzeszczała ile sił w płucach, dając upust swojemu niezadowoleniu.
-To może chociaż wybierzesz inną ścianę?-zasugerował Draco nieco głośniej. Mimo to, dalej był pewny, że nie podziałało. Zdziwił się gdy w końcu nastała cisza. Bynajmniej, nie była spowodowana jego prośbami, a całkowitym wyżyciu się współlokatora. Chłopak przystawił ucho do ściany. Wbrew pozorom, była ona dość cienka i dało się przez nią usłyszeć nawet te ciche dźwięki. Współlokator właśnie osuwał się po ścianie, przybierając zupełnie taką samą pozycję co Draco. Ich plecy dzieliła "tylko" ściana.
-Już ci lepiej?-spytał chłopak poirytowany.
-Tak, dzięku... Merlinie! Draco, to ty?!-doskonale rozpoznał głos swojego współlokatora. Odwrócił się przykładając dłonie do ściany.
-Herm... to znaczy Granger?! Co ty tu do diabła robisz?!-wrzasnął przestraszony.
-Złapali mnie...-dosłyszał cichą odpowiedź dziewczyny. Walnął głową w ścianę. To była jego wina. Hermiona za pewne zginie, a on nie będzie wstanie jej uratować. Owszem, jeszcze niedawno nic sobie nie robił z gróźb ojca, wróżących jej śmierć. Ale gdy go uratowała, poczuł się jej coś winien. Nie skreśliła go, próbowała mu pomóc. Był jej winien to samo, tyle, że w tym wypadku był zupełnie bezradny.


7 komentarzy:

  1. Super blog. Świetnie piszesz, na prawdę miło się czyta. Przy okazji zapraszam do sb:

    http://misterio-de-la-vida.blogspot.com/

    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  2. o Boziuuuuuu ♥
    jakie pięknee! :*
    naprawde świetny rozdział :) szczerze? myślałam że się pocałują xd
    kurcze kurcze kurcze xd
    co oni teraz zrobią ? :x
    czekam na next ;p

    Pozdrawiam M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż... cieszę się, że się podoba :) Kolejny rozdział jutro (w sumie to już jest napisany).
      Oczywiście zapraszam do dalszego czytania i komentowania.

      Usuń
  3. Rozdział cudowny! A i znalazłam taki błąd, który mnie rozbawił-pomomogę:-) Podaje tutaj link do moich wypocin: http://nowaania.blogspot.com,które oczywiście nie są tak dobre jak twoje arcydzieło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to mój pierwszy blog, dlatego błędów jest raczej sporo. Wiem, że jest mnóstwo literówek, braków przecinków itd., ale najzwyczajniej w świecie nie mam czasu tego poprawić. Dziękuję za komentarz i zapraszam gdzie indziej :P
      dark-family-dtb.blogspot.com

      Usuń
  4. Robi sie ciekawie... Zastanawiam się jak sie uwolnią... Hmm idę sprawdzić jak sie uwolnią :D

    OdpowiedzUsuń