środa, 10 kwietnia 2013

Rozdział 16

Następnego dnia, Hermiona miała już dość udawania, że jest dobrze. Poszła do Hogsmade, a stamtąd teleportowała się do Londynu. Lubiła to miasto. Było już ciemno, ale ona i tak czuła się bezpiecznie. Po ulicach chodziło mnóstwo ludzi. Nic jej nie groziło. Powoli przemierzała ulice myśląc o najróżniejszych sprawach. Mogłaby tak przechadzać się w nieskończoność. Hermiona uwielbiała spacery. Miała wtedy okazję dłużej pomyśleć o tym co ją męczy. Już nie płakała, nie użalała się nad sobą ani nie mówiła, że jej życie nie ma sensu. Zrozumiała, że nic się nie stało. Między nią, a Draconem, nigdy nic nie było. Nie ma sensu pogrążać się w żałobie. To mu nie pomoże. Hermiona była silną, niezależną dziewczyną. Pokonała chwilę słabości. W milczeniu ruszyła w stronę jednej z uliczek. Mieniło się w niej od świetlistych neonów i szyldów. Westchnęła. Uwielbiała takie klimaty.


Blondwłosy chłopak przemierzał londyńskie ulice z nieukrywaną wściekłością. Miał nie zabijać, obiecał to sobie. Tymczasem zabił i podpalił niewinnego mężczyznę. Draco miał siebie za strasznego potwora. Kopnął w krawężnik sycząc z bólu. Poczuł jak pękają mu palce. Teraz nie miał nawet różdżki, żeby sprawić by się zrosły. Krzyknął z wściekłości. Nic nie szło po jego myśli. No może, udało mu się upozorować własną śmierć. Westchnął, nawet to nie była dobra sytuacja. Nie miał pojęcia gdzie mógłby się podziać. Tę noc zamierzał spędzić na samotnym chodzeniu po ulicach. Musiał przemyśleć i ułożyć w głowie parę spraw. Tymczasem niepohamowana złość nie dawała mu myśleć o czymkolwiek. Szedł delikatnie stawiając bolącą stopę. Nie pójdzie do munga, bo jest uznany za zmarłego. Do mugolskiego szpitala nie zamierzał natomiast iść z troski o własną reputacje. Nie upadł jeszcze tak nisko... po chwili westchnął. Upadł bardzo nisko i pójście do mugolskiego doktora nie zmieniłoby jego reputacji ani trochę. Stwierdził jednak,że nie będzie się tak dołować i pozostawi resztki honoru. Postanowił więc, pójść do sklepu. Westchnął na myśl o szlamach. Nie miał wyjścia. Szczególnie, że nie miał przy sobie żadnych rzeczy. Musiał kupić chociaż jakąś maść i bandaże, aby zmniejszyć ból stopy. Zacisnął pięści powstrzymując się od desperackiego krzyku. Zarzucił na siebie czarny kaptur w obawie, że ktoś go rozpozna i wszedł do sklepu. Podszedł do lady obdarzając kasjerkę chłodnym spojrzeniem.
-Bandaże i maść-powiedział nie wysilając się na żadne uprzejmości.
Kobieta zmierzyła go pogardliwym spojrzeniem. Draco był tak wściekły, że przez chwilę rozważał możliwość rzucenia się na nią i uduszenie gołymi rękami. Powstrzymał się jednak myśląc, że ma już dość kłopotów. Spojrzał na ze swoim aroganckim uśmieszkiem mówiąc:
-Jakiś problem, nie rozumiesz po ludzku?
-Bandaże i maści to raczej nie tu-odparła mu kasjerka gburowatym tonem. Patrzyła na niego zażenowana.
-Słucham?-spytał Draco trzęsąc się ze złości. Nie mógł wytrzymać sposobu w jakim wyraża się do niego szlama.
-Jesteś w sklepie z komputerami. Nie wiem ile wypiłeś, ale wynoś się stąd zanim zawołam policję.
Tego było już za wiele. Draco uśmiechnął się do niej szyderczo po czym złapał ją za rękę. Ścisnął ją tak mocno, że dawał się usłyszeć chrzęst łamanych kości. Kobieta krzyknęła z bólu i przerażenia. Draco dalej uśmiechał się do niej przywodząc na myśl niebezpiecznego psychopatę. Chciał wiedzieć, żeby wiedziała co czuje.
-Bandaże i maść. Szybko. Jak nie, znajdę cię i zabiję.-wysyczał przez zaciśnięte zęby puszczając dłoń kasjerki. Kobieta z pośpiechem wybiegła ze sklepu, trzaskając drzwiami. Draco był wściekły. Zrzucił kasę z lady patrząc jak roztrzaskują się na kawałki. Następnie walnął pięścią w stojący nieopodal komputer.



Hermiona dalej chodziła po mieście, zwiedzając okolice i podziwiając sklepowe wystawy. Nagle dobiegł ją czyiś krzyk. Z jednego ze sklepów wybiegła przysadzista kobieta. Krzyczała wymachując rękami. Dziewczyna przyśpieszyła kroku, chcąc zbliżyć się do kasjerki, jednocześnie mocniej zaciskając rękę na różdżce w kieszeni. Gdy tylko zbliżyła się do kobiety, ta złapała ją za nadgarstek.
-Proszę! Pomóż mi!-wyszeptała przerażona.
-Spokojnie...niech się pani uspokoi. Nic pani nie będzie. Co się stało?-Hermiona próbowała uspokoić kobietę, jednocześnie dowiadując się co się stało.
-On tam jest... jest nienormalny! On mnie zabiję!-krzyczała kasjerka. Wyglądała jakby miała stracić zmysły.
-Co się stało? Jaki on? Czego od pani chce?
-Bandaży i maści.
Hermiona powstrzymała się od uśmiechu. To wyglądało jak jakiś śmieszny żart.
-Jest ranny?-spytała dziewczyna za wszelką cenę próbując pomóc kobiecie. Nie mogła zostawić jej w takim stanie, szczególnie, że żaden z przechodniów, nie zdecydował się jej pomóc. Hermiona była czarodziejką i czuła się zobowiązana.
-Nie wiem czy jest ranny! Połamał mi wszystkie kości dłoni-wyszeptała przerażona kasjerka.
-Dosyć. Wchodzę tam-postanowiła dziewczyna. Miała różdżkę, żaden psychopata nie może jej nic zrobić.
-Nie!-wrzasnęła kobieta-On cię zabiję!
-Umiem o siebie zadbać-rzuciła krótko Hermiona chwytając za klamkę sklepowych drzwi. Weszła do środka wyciągając różdżkę. Tyłem do niej stała postać ubrana w czarną pelerynę z kapturem. Uniosła różdżkę by rzucić zaklęcie paraliżujące, gdy nagle "psychopata" się odwrócił. To co się później stało jest trudne do opisania. Hermiona wypuściła z ręki różdżkę wydobywając z siebie jedynie zduszony, pełen zdumienia okrzyk. Stojący naprzeciwko niej chłopak wytrzeszczył na nią oczy. Starał się jakoś zasłonić roztrzaskane przedmioty.
-Malfoy...-szepnęła dziewczyna. Na nic więcej nie było jej stać.
Chłopak nie śmiał odezwać się ani jednym słowem wyminął ją i zaczął kierować się do wyjścia.
Hermiona wyprzedziła jednak jego ruch, blokując drzwi specjalnym zaklęciem. Chłopak szarpnął parę razy klamkę, nie szczędząc sobie przekleństw, po czym odwrócił się obdarzając dziewczynę nienawistnym spojrzeniem.
-Wypuść mnie Granger-wysyczał.
-Nie.-odparła krótko.-Powiedz mi co się dzieje. Myślałam, że nie żyjesz...
-Wypuść mnie-krzyknął chłopak podchodząc do niej z morderczym wzrokiem.-Wypuść mnie stąd, albo pożałujesz!-podbiegł do niej przyciskając do ściany. Był wściekły, że dopuścił do tego,by zobaczyła go w takim stanie. Wbił swoje palce w jej ramiona nie pozostawiając między nimi przerwy.
-Malfoy...-szepnęła patrząc mu się w oczy. Kryła się w nich złość jakiej nigdy u niego nie widziała.-Co się z tobą stało?
-Po prostu cię nienawidzę-wypowiedział przez zaciśnięte zęby jeszcze bardziej wbijając w nią swoje palce.
-To boli, Malfoy...-odparła dwuznacznie. Była lekko przestraszona. Nie miała pojęcia co ma robić.
-I dobrze-powiedział  z szyderczym uśmiechem.
-Malfoy... przestań-poprosiła z łzami w oczach. Nie tak to sobie wyobrażała, ba! Ona w ogóle sobie tego nie wyobrażała. Stał przed nią z morderczymi zamiarami szyderczo się do niej uśmiechając.
-Zabijesz mnie?-spytała z niedowierzaniem. W jej oczach krył się strach, ale i ciekawość. Draco przez chwilę wpatrywał się w nią analizując sens wypowiedzianych przez nią słów. Po chwili zwolnił uścisk i odsunął się od niej dając jej odetchnąć. Dziewczyna nie śmiała nic powiedzieć. Posyłała jedynie ukradkowe spojrzenia w stronę leżącej nieopodal różdżki. Stwierdziła jednak,że Draco dalej stoi za blisko i każda próba ucieczki czy rzucenia na niego jakiegokolwiek zaklęcia byłaby poważnym ryzykiem.
-Przepraszam-wyszeptał chłopak. W jego oczach krył się nie spotykany do tej pory obłęd. Dziewczyna spojrzała na niego wzdychając głęboko. Nie miała pojęcia co dzieje się w jego głowie. Na co może sobie pozwolić.
-Co się stało?-spytała drżącym głosem.
-Ja... Ja zrobiłem coś strasznego Granger. Muszę iść zanim...
Dziewczyna zmarszczyła brwi przyglądając mu się z zatroskaną miną. Wyglądał na zmęczonego i chorego. Po jego czole spływały krople potu, a ciałem wstrząsały dreszcze. Zapewne miał wysoką gorączkę.
-Daj spokój Draco!-powiedziała lekko się irytując. Miała już dość zachowania Dracona-Co zamierzasz zrobić?! Wyjść i dalej włóczyć się po ulicach? Jesteś chory, Draco. Długo nie wytrzymasz.Pozwól sobie pomóc.-na jej twarzy pojawił się kpiący uśmiech. Była zażenowana chłopakiem. Wydawało mu się, że nie potrzebuje pomocy.
-Przeze mnie nie żyją ludzie, Granger. Zasłużyłem na śmierć...
-Chodź ze mną do domu to coś wymyślimy.-Hermiona była przerażona tym co usłyszała. Mimo to, postanowiła, że mu pomoże. Dlaczego? Chyba dlatego, że go kochała. Ledwo była w stanie przyznać to przed samą sobą, ale wiedziała, że nie może dopuścić by coś mu się stało. Już go raz straciła, nie mogła dopuścić do kolejnej takiej sytuacji.
-Co ty chcesz wymyślić?! Już im nie pomożesz!-Draco krzyczał, bez opamiętania waląc pięścią w ścianę.
Hermiona spojrzała na drzwi. Ktoś szarpał za klamkę głośno przy tym krzycząc. Na Ślizgonie nie robiło to żadnego wrażenia, ale ona wiedziała, że mają mało czasu. Musiała zabrać stąd Dracona, zanim policja (zapewne zawiadomiona przez roztrzęsioną kasjerkę) znajdzie sposób na dostanie się do środka.
-Draco, musimy iść.-powiedziała zwracając się do chłopaka. Mówiła to spokojnym, opanowanym głosem. Mimo to, w środku targały nią najróżniejsze emocje. Było to szczęście-spowodowane tym, że Ślizgon żyje. Złość-bo, chłopak zachowywał się niedopuszczalnie. Przerażenie-bo, nie miała pojęcia co ma w tej sytuacji zrobić , oraz żal, bo widziała, że go nie odzyska. Spoglądał na nią z tą samą, dawną pogardą. Miał ochotę ją zabić i nie wiedziała co go jeszcze powstrzymuje.
-Malfoy!-wrzasnęła.-Do cholery! Idziemy stąd!-jej cierpliwość powoli się kończyła. Chłopak dalej stał wpatrując się w ścianę, co jakiś czas uderzając w nią pięścią.
-Nigdzie z tobą nie idę.-odparł chłodno nie darząc jej ani jednym spojrzeniem.
-Ty kretynie...-powiedziała zaciskając zęby. Nic do niego nie docierało. Skorzystała z chwili jego nieuwagi, i schyliła się po różdżkę. Celując nią w Ślizgona, podeszła do niego ze złością. To wszystko było dla niej takie trudne i niezrozumiałe. Nie chciała zrobić mu krzywdy. Musiała jedynie zmusić go do pójścia do domu. Musiała mu pomóc.
-Idziesz ze mną, albo wystrzelę w ciebie oszałamiacza i sama cię tam przetransportuję.-w jej głosie panowała całkowita powaga.
Chłopak spojrzał na nią zdziwiony. Po chwili na jego twarzy zagościł kpiący uśmieszek.
-Nie zrobiłabyś tego.-szepnął z psychopatycznym uśmiechem.
-Owszem zrobię. Wybieraj.
-Nigdzie z tobą nie pójdę, Granger...
Dziewczyna wzruszyła ramionami. Chłopak nie pozostawiał jej wyjścia. Za chwile do sklepu, dostałaby się policja. Obydwoje mieliby problemy. Jeśli pozwoliłaby mu iść gdzie chce, z pewnością stałaby mu się krzywda. Był chory i ścigał go nienormalny ojciec. Musiała pomóc mu się z tego wszystkiego wydostać.
Uniosła różdżkę i bez chwili wahania powiedziała:
-Drętwota.
Draco upadł sztywno na ziemię. Nie mógł się ruszać, ale w jego oczach dało się ujrzeć złość i zawód.
Dziewczyna westchnęła, po czym za pomocą teleportacji łącznej, deportowała się ze sklepu.

5 komentarzy:

  1. uuu mocne słowa jak na Hermione Drętwota :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahahaha, bitch please :*!
    H A R I E T T A

    OdpowiedzUsuń
  3. Hermiona z irytującej stała się taka jaką ją zawsze lubiłam. D&H znowu razem :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak dziala zaklecie Petrificus Totalus a nie drętwota :)

    OdpowiedzUsuń