wtorek, 16 kwietnia 2013

Rozdział 23

Hermiona obudziła się wczesnym rankiem. Opierała głowę na ramieniu Ślizgona. Od razu poderwała się, przeciągając na przednim siedzeniu. Całą noc spała spokojnie. Ostatnio rzadko się to zdarzało.
Była zaskoczona. Jak można nie mieć koszmarów, śpiąc na środku bezludzia, w rozwalonym samochodzie?
Spojrzała na śpiącego obok chłopaka. Uśmiechnęła się, to chyba jemu to zawdzięczała.
-Co się gapisz?-dopiero po chwili uświadomiła sobie, że on także nie śpi. Z uniesionymi brwiami patrzył się na Gryfonke, a na jego twarzy gościł szczery uśmiech.
-Nie gapię się-odparła odwracając się w stronę szyby.-Jaki plan na dziś?-spytała nie obdarzając chłopaka ani jednym spojrzeniem. Po chwili przypomniała sobie, że ma więcej pytań.
-Co to za kamień? Jak mnie znalazłeś w tym barze? Kim był ten człowiek? Skąd i do czego służy kamień? Dokąd jedziemy? Co my zrobimy? Czemu udawałeś, że byłeś martwy? Umiesz naprawić samochód? Co jeśli...
-Granger!-przerwał jej chłopak. Był lekko poirytowany jej słowotokiem. Dziewczyna uśmiechnęła się przepraszająco.
-Muszę wiedzieć.
-Niech ci będzie...-westchnął chłopak i zabrał się do opowieści. -No cóż... jestem tak genialny, że sam wydostałem się z domu śmierciożerców. Zarżnąłem wszystkich, którzy się tam znajdowali. Wyszedłem, ogarnąłem się i poszedłem się napić. Jakaś kelnerka mnie złapała i powiedziała, że mnie pamięta. Opowiedziała mi co się stało z ludźmi, których jedyny żywiciel rodziny umarł-przeze mnie. Pojechałem tam, i wyciągnąłem małego chłopca z depresji. Pograliśmy sobie w piłkę i właśnie wtedy przypomniała mi się jedna rzecz. Zabrałem Parkinson kamień. To było jeszcze przed świętami. Zaniosłem go do pewnej czarownicy. Powiedziała mi, że ma ogromną moc. Gdyby dostał się się w niepowołane ręce... Zapewnia swojemu panu nieograniczoną siłę magiczną... Pomyśl ile dałby Czarny Pan za coś takiego... rozwaliłby cały świat... no to ukryłem kamień i zakopałem go głęboko pod ziemią. Nie znajdzie go, ale i tak trzeba będzie go zniszczyć. Jesteś jedyną osobą, której ufam i która może mi pomóc. Sam nie dam rady... Poza tym Parkinson pewnie już wie, że go zabrałem. Nie zdziwiłbym się gdyby już go miała....
Hermiona patrzyła się na niego z otwartą buzią. Opowiadał jej to z naturalną swobodą. Zabił ludzi. Nie wyglądał jakby żałował.
-A jak upozorowałeś śmierć?-jedyne pytanie na które nie odpowiedział.
-Ach... to też pociągnęło za sobą trupa...-dziewczyna zakryła swoje usta, próbując zdusić okrzyk.
-Słuchaj... nie mówiłbym ci tego, ale obiecałaś mi, że mi pomożesz i nie mógłbym tego przed tobą ukrywać.
-Jeszcze nie wiem czy powinnam ci pomagać...
-Jasne! Wystarczy, że Czarny Pan dowie się o istnieniu kamienia, a ty, ja, twoi przyjaciele, będziemy martwi. Wybieraj. Poświęcisz się dla większego dobra, czy do końca życia chcesz mieć nas na sumieniu?
-Mną się tak łatwo nie manipuluje, Malfoy...-powiedziała mrożąc go wzrokiem.-Zabiłeś ludzi. Ciebie sumienie jakoś nie męczy... czemu mi miałoby przeszkadzać?
-Chyba już dawno ustaliliśmy, że się od siebie różnimy...
-Obydwoje mamy sumienie. Żałujesz, że to zrobiłeś?
-Nie-odpowiedział szczerze. -Wszyscy, których zabiłem musieli zginąć. Ratowałem sobie życie
-Ooo naprawdę?! I możesz żyć ich kosztem? Nie czujesz się winien?
-Jasne, że się czuję. Ale ja nie miałem wyboru i teraz zrobiłbym to samo- mówił to bardzo spokojnie.
-Nie ważne. Nie pomogę ci. Nie mam wyboru... wrócę do Wiktora, będziemy spędzać cudownie czas i...
-Jeśli chcesz wzbudzić moją zazdrość to powodzenia...
-Niedługo pójdziemy na bal i...
Draco wykrzywił usta w zabójczym uśmiechu, odsłaniając zęby.
-W takim razie, życzę wam dobrej zabawy... Kiedy facet się zorientuje, że go wykorzystujesz i nic do niego nie czujesz?
-Malfoy!-krzyknęła oburzona dziewczyna. -Jak możesz?! Nie masz pojęcia jaki on jest wspaniały...
-Co jest w nim wspaniałego?-spytał marszcząc brwi. Jego twarz nie zmieniała wyrazu, a w oczach zabłysły iskierki.
-Jest dżentelmenem-odparła dziewczyna pośpiesznie.
Draco jedynie prychnął pod nosem. Wypowiedź brązowowłosej wyraźnie go bawiła. Zadziałało to na nią jeszcze bardziej pokrzepiająco. Owszem, pokłóciła się z Krumem, ale nie przyzna się do tego przed Ślizgonem.
-Do tego jest mądry, przystojny, wyrafinowany...
-I gada z wkurzającym akcentem-dopowiedział Draco, tak jakby to co powiedziała Hermiona,  było najgorszymi wadami.
-Nieprawda! Wiktor jest...-zabrakło jej słów. Nie miała pojęcia co powiedzieć. Była wkurzona na chłopaka i najchętniej powiedziałaby, że jest największą świnią na świecie. To by dało jednak satysfakcję Draconowi, a do tego nie mogła dopuścić.
-Daj spokój... Obydwoje wiemy, że nigdy nie będzie tak wspaniały jak ja i to, że jest sławny nie ma w moim obliczu znaczenia...
-Chyba tylko ja wiem jak bardzo się mylisz-powiedziała dziewczyna z uśmiechem na ustach. Otworzyła drzwi i wyszła na zewnątrz. Zaczęła iść poboczem drogi, machając ręką. Miała nadzieję, że któryś z pojedynczych samochodów w końcu się zatrzyma. Draco momentalnie wyszedł z samochodu i zaczął biec za dziewczyną.
-Granger!-wrzasnął nie zwalniając. Hermiona odwróciła się i spojrzała na niego z politowaniem. Po chwili zaczęła przed nim uciekać. Wrzeszczała przy okazji, że goni ją morderca-psychopata, licząc, że zadziała to na kierowców. Niestety, żaden nie zaszczycił jej najkrótszym spojrzeniem.
-No i masz tu dżentelmenów!-krzyknął za nią Draco.-Gdybym to ja widział jak goni cię morderca-psychopata, nigdy bym cię nie zignorował...-biegł za nią lekko dysząc. I tak, było to nic w porównaniu ze zmęczeniem Hermiony. Mimo to wytrwale biegła ulicą nie myśląc o odpoczynku.
-Nienawidzę cię, Malfoy!-było to jedyne co była wstanie wypowiedzieć.
Chłopak przymknął powieki i uśmiechnął się znacząco. Nie wiedział czemu, ale brzmiało to dla niego tak, jakby dziewczyna wyznawała mu miłość. Zaśmiał się pod nosem. Jego marzenia były absurdalne. Dziewczyna nigdy go nie pokocha. Mimo to lekko się zdziwił. Czyżby postanowiła mu pomóc? Gdyby było inaczej, dawno by się teleportowała...



-Jest silny i inteligentny. Nie lekceważ go. Jest godnym przeciwnikiem. Rzadko kiedy nawala. Nie jesteś wstanie go przewidzieć. Nie planuje, wymyśla w biegu. Jest nieobliczalny. Nie wiesz na czym mu zależy i co jest wstanie zaoferować. Do jakiego stopnia się poświęcić. Nie ufaj mu i nie rozmawiaj z nim. Nigdy. Zapomnij o tym co łączyło nas wcześniej. Teraz to morderca. Wyszkolony śmierciożerca. Sprytny, utalentowany i bezwzględny. Musimy znaleźć go przed Czarnym Panem. Martwy nam się nie przyda. Pamiętaj, że...
-Pansy, znam Dracona-przerwał w końcu Blaise. -Poradzimy sobie. Nie takie rzeczy robiliśmy...
Dwójka Ślizgonów, rozmawiała ze sobą w swojej ulubionej kawiarni. Właśnie zabili Rookwooda. Zaciągnęli go w jakąś ciemną uliczkę i zrobili to co trzeba było. Teraz, stłumionym szeptem obmyślali plan.
Musieli się pośpieszyć. Śmierciożercy szukali chłopaka. Nie mogli znaleźć go przed nimi.
-Dalej uważam, że powinniśmy poczekać do balu. Nigdy nie byłam na takiej imprezie.
-Chyba sobie żartujesz?! Ten kamień jest warty 1000000000 galeonów! Nie możesz...
Pansy już go nie słuchała. Okłamała go. Kamień był zdecydowanie więcej wart. Był bezcenny. Miał w sobie ogromną moc. Oczywiście, nie mogła mu tego powiedzieć, a raczej nie chciała. Nie ufała mu do końca, tak jak on jej. Stało przed nią wyzwanie. Oszukiwała Blaisa, chciała zabić Dracona... Uśmiechnęła się. Nie przeszkadzało jej to. Była wstanie to zrobić, byle tylko dostać kamień, dający jej możliwość do wszelkich układów z Voldemortem, ministerstwem, Dumbeldorem i resztą społeczności czarodziejów. Byłaby w posiadaniu niezniszczalnego, potężnego przedmiotu. Wreszcie mogłaby być w pełni niezależna i niepokonana. Tak... taka przyszłość bardzo odpowiadała Pansy Parkinson.


-Co to znaczy, znowu zniknęła?!-wrzasnął niesamowicie wkurzony Krum.
-Nie krzycz na mnie-odparła zezłoszczona Ginny. -To twoja wina.
-Moja wina?! Niby czemu?!
-Nie uratowałeś Malfoya. To chyba oczywiste, że prędzej czy później, zaczęłaby go szukać...
-Więc musimy ją znaleźć.
-Skoro nie wiemy o jej śmierci, znaczy, że już go znalazła i kto wie, spędzają cudowne chwile na Hawajach-Ginny była wyjątkowo zła. Wiktor zwalał na nią winę. Doskonale wiedziała, że przyjaciółka poszła na Pokątną, ale jak to się skończyło, nie miała pojęcia. Mimo to powinna zrozumieć chłopaka. Właśnie osunął się po ścianie, i siedząc złapał się za włosy. Był wściekły na siebie.
-Ja ją kocham, Ginny. Nie ma opcji, że włóczy się gdzieś z tym niebezpiecznym Malfoyem...
-Chyba nie możesz nic na to poradzić-szepnęła lekko się uspokajając. Przykucnęła obok niego i złapała za ramię. Chciała go pocieszyć. Mimo wszystko było jej go żal. Na jego miejscu, zrobiłaby zapewne to samo. Tyle, że chłopak był także zazdrosny i niemiły. Kierowała nim jednak miłość do dziewczyny. Twierdził, że to troska o Hermionę. Ginny nie miała jednak wątpliwości, że jego poczynania to czysty egoizm. Była całkowicie rozdarta. Nagle drgnęła. Spojrzała w okno. Siedziała za nim szaro-błękitna sowa. Ginny wstała i wpuściła ją do środka. Odwiązała z nóżki ptaka pergamin i zaczęła czytać na głos krótki list.


                                                   Ginny!!!
Nie martw się o mnie. Jestem z Malfoyem i mu pomagam (łączą mnie pewne zobowiązania). Przeproś ode mnie Wiktora i powiedz mu, że żałuję ostatniej kłótni. Rozumiem go, bo Malfoy to kretyn. Nie zasłużył jednak na śmierć i właśnie pomagam mu w misji ratowania świata. Nie ma powodów do obaw, wrócę niebawem. Pozdrów wszystkich, tylko nie mów nic McGonagall (jakby co, leżę chora u rodziców). Postaram się jeszcze napisać. Zatrzymaliśmy się w motelu. Znajdujemy się w jakiejś wiosce. I tak jest dobrze, cały dzień przeszłam poszukując śladu cywilizacji. Zdarły mi się podeszwy w butach, a nogi mi odpadają. Transmutowałam karalucha w sowę (nie dziw się jeśli będzie się jakoś dziwnie zachowywać). 
                                                             Kocham, Twoja przyjaciółka
                                                                                                 Hermiona G. 

-Są razem w hotelu, pomaga mu...-wymamrotał Krum.
-Nooo....-jedyne na co mogła się zdobyć to to krótkie przytaknięcie.
-Zabiję drania!-powiedział w końcu chłopak zrywając się z miejsca. Zacisnął pięści i wyraźnie powstrzymywał się żeby czegoś nie rozwalić.
-Przestań to jeszcze nic nie znaczy...
-Nic nie znaczy?! Czy ona pisze jak normalna Hermiona?! Przecież to oczywiste, że on ją do tego zmusza! Wkręcił ją w jakąś ciemną sprawę i grozi jej życiu! To przestępca! Znajdę go i zabiję-wrzeszczał jak oszalały. Wydawał się być naprawdę wściekły.
-Wiesz co?! Nie obchodzi mnie to! Jesteś zakłamanym egoistą. Gdzieś mam to, że ją kochasz! Nie zasługujesz na nią. A co do Dracona, to może nie jest lepszy, ale on przynajmniej siebie nie oszukuje-mówiąc to wyszła z Pokoju Wspólnego Gryffinoru, znikając chłopakowi z oczu.

4 komentarze:

  1. łuhuhuhhu ..
    świetny ale ja nadal czekam na pocałuneek ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. świetne ;> , ale troche wkurza mnie to, że zachowują się , jakby to co było w święta ,nie wydarzyło się.

    OdpowiedzUsuń
  3. Lol.... Draco ma teraz więcej wrogów niż przyjaciół. Czekam na kolejny pocałunek :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam nadzieję na wielką, ogromną, bogatą Dramione w nextcie xd. A Krum to debil. Koniec kropka :)).

    Wciąż z utęsknieniem czekająca na pocałunek,
    H A R I E T T A

    OdpowiedzUsuń