czwartek, 2 maja 2013

Rozdział 41

-Ten beznadziejny, pewny siebie, arogancki cham...
-Daruj sobie, Pansy...
-Daruj sobie?! Jak mam niby sobie darować skoro ten cyniczny, egoista ciągle nas ignoruje?! Jak mam od niego wyciągnąć co zrobił z kamieniem skoro on ciągle coś psuje?!
-Pansy, spokojnie, jakoś sobie poradzimy...
-Poradzimy?! Jak mamy sobie poradzić skoro on... Aaa!!! O nie...nie będzie mnie ignorował! Pansy Parkinson się nie ignoruje!
Blaise jedynie westchnął głęboko, rozpinając najwyższy guzik swojej koszuli. Zaczynało być niebezpiecznie i poczuł jak atmosfera wokół staje się wyjątkowo gorąca... Faktycznie znaleźli się w sytuacji bez wyjścia, ale krzyki Pansy w niczym nie pomogą. Znajdowali się w Pokoju Wspólnym Slytherinu i wszystkie spojrzenia zwrócone były w ich stronę.
-Chodź-powiedział, łapiąc ją za ramię i wyprowadzając z salonu. Ukryli się w jakiejś pustej klasie i zaczęli rozmowę:
-Słuchaj Pansy. My to my. Nam się wszystko udaje! Dopadniemy jeszcze Dracona zobaczysz, ale nie chcę póki co robić mu krzywdy...-prawda była taka, że dla Blaisa przyjaźń Ślizgona jeszcze coś znaczyła i zmierzał nie dopuścić do jego śmierci.
-Dla twojej wiadomości-zaczęła dziewczyna zaciskając zęby-może się okazać, że kamienia już nie ma, bo ten staruch Dumbeldore go zniszczył! Musimy się zebrać i w końcu go odzyskać! Nie pozwolę by ten kretyn, samolubny idiota...
-Rozumiem, rozumiem! Spokojnie, wiem co trzeba robić...
-Jakoś mi się nie wydaje...-Pansy przewróciła oczami, starając się nie myśleć o tym jaki Ślizgon jest przystojny kiedy robi się poważny.  Podeszła do okna, opierając ręce o parapet. Nagle wytrzeszczyła oczy, a z jej ust wyrwał się okrzyk niedowierzania.
-Cholera, Blaise, zobacz!-krzyknęła wskazując palcem w stronę Hogwardzkiego mostu.
-O cholera, masz rację-powiedział równie zszokowany. -Co robimy?-spytał tonem, który przybierał za każdym razem gdy knuł jakiś niecny plan.
-Jak to co?! Idziemy!-krzyknęła rozjuszona Pansy, po czym wybiegła z sali. Blaise przewrócił oczami, ubolewając nad mało ambitnym planem, ruszając za dziewczyną która od pewnego czasu zaczynała mu się coraz bardziej podobać...

-Jesteśmy razem...
-Zawsze...
-Czemu nie powiedziałeś wcześniej...?
-Bo tak...
-Pewność siebie zawiodła...?
-Jesteś wkurzająca...
-A ty arogancki...
-Perfekcjonistka...
-Cynik...
-Hipokrytka...
Po tych słowach dziewczyna przestała go całować i spojrzała prosto w jego na nowo wesołe, stalowoszare oczy.
-Wypraszam sobie!-krzyknęła z rozbawionym uśmiechem. Razem z nim na nowo wróciło szczęście. -Podaj chociaż jeden przykład!
-Jeden?! Granger, ja mogę wymieniać tysiące przykładów...
Hermiona uniosła znacząco brew, czekając na jego argumenty.
-Ciągle mówisz, że nie można łamać regulaminu, a sama ciągle go łamiesz.
-Nieprawda! Tylko wtedy kiedy zmuszą mnie do tego okoliczności! Nie rób ze mnie kogoś złego, ja tylko...
-Do tego kłamiesz, Granger- dodał ze złośliwym uśmieszkiem.
-Jak możesz?!-krzyknęła udając oburzenie. -Tylko jeśli muszę...
-...albo tak jest wygodniej.... Tymczasem jeden z pierwszorocznych Ślizgonów zarobił przez ciebie szlaban, bo cię okłamał...
-Słucham?! Niby kiedy to się stało?!
-Na początku roku.
-Uważaj, bo uwierzę, że pamiętasz takie rzeczy...
-Owszem, bo stanąłem w jego obronie, a ty oblałaś mnie sokiem z dyni-jego twarz wykrzywiła się w grymasie na wspomnienie poplamionej, drogiej koszuli. Hermiona zmarszczyła brwi, jakby przypomniała sobie tamtą chwilę, po czym wybuchnęła rozbawionym śmiechem. Draco na chwilę przymknął oczy, stwierdzając, że mógłby tego słuchać godzinami. Po chwili złapał ją za rękę i zamierzał zaprowadzić do zamku, gdy nagle na ich drodze stanęli dwaj inni Ślizgoni.
-Parkinson, Zabini czego znowu chcecie?- spytał z irytacją. Za każdym razem gdy się pojawiali, stawali się namolni i niezwykle denerwujący.
-Yyy... to ja może lepiej pójdę?-powiedziała niepewnie Gryfonka, puszczając rękę. Nie protestował, wiedząc, że tak będzie lepiej.
-Proszę, proszę, co ty robisz z szlamą Granger?-spytał Zabini gdy tylko zniknęła im z oczu.
-Do rzeczy-uciął mu blondyn, robiąc poważną minę.
-Ooo nasz Dracuś zrobił się niemiły...-zaczęła Pansy nieźle rozbawiona. Chłopak jedynie wykrzywił usta w ironicznym uśmiechu, po czym się odwrócił.
-Widzę, że to nic konkretnego-westchnął teatralnie, gdy za ramię złapał go Blaise. Chłopak błyskawicznie odwrócił się i przywalił Zabiniemu w nos.
-Pozwólcie, że coś sobie wyjaśnimy-zaczął nie zważając na wściekłą minę "przyjaciela" i wkurzone prychnięcie Pansy. -Nie będziemy zawierać żadnych układów i nie będziecie mi mówić co mam robić. Nie będziecie się do mnie zwracać takim tonem i nie będziecie nikogo obrażać skoro ja na to nie pozwalam-jego twarz była spokojna, lecz trochę poirytowana.
-Zamknij się Malfoy i lepiej powiedz gdzie jest kamień-wycedziła w końcu Pansy wyciągając z kieszeni różdżkę. Blondyn jedynie prychnął pogardliwie, po czym wyciągnął swoją. Wszystkiemu przyglądał się Blaise, który jedną rękę miał zajętą trzymaniem się za obolały nos, a drugą wycierając z brody resztki krwi.
Draco był z początku zaskoczony słowami Pansy, jednak potem uświadomił sobie, że nie ma się czemu dziwić, dziewczyna prędzej czy później o wszystkim by się dowiedziała. Zaczął się pojedynek. Z początku Pansy rzucała zaklęcia, a on tylko je odpierał, jednak po chwili przerodziło się to w prawdziwą walkę. Zabini jedynie patrzył się z otwartą buzią i podziwiał epicką walkę na moście. Dwaj Ślizgoni zręcznie rzucali i odpierali wszelkie zaklęcia uśmiechając się zjadliwie. Mijał czas, a żadne z nich nie zbliżało się do wygranej. Poziom był zbyt wyrównany. Draco wpadł więc na świetny, iście Ślizgoński pomysł. Podszedł do dziewczyny i pchnął ją na ziemię wyrywając różdżkę. Widząc jednak jak szybko się podnosi, wycelował nią w Zabiniego i zaklęciem lewitacji przeniósł go za balustradę mostu. Teraz chłopak dosłownie wisiał nad przepaścią. Draco spojrzał na Pansy z perfidnym uśmieszkiem.
-Co teraz?-spytał złośliwie, obrzucając ją rozbawionym spojrzeniem. Dziewczyna założyła ręce odpowiadając z obojętną miną.
-Nie zrobisz tego Draco...
-Niby czemu nie? Spójrz na to tak: Blaise mnie wkurzył więc machnę różdżką i będzie po nim. Powiemy, że to wypadek, albo...-tu przybrał na twarz ironiczny, słodki uśmiech-powiemy, że to ty.
-Uważaj bo...
-To twoja różdżka, Pansy. Nie ma świadków, a ja przekonam wszystkich swoim urokiem osobistym...
-Mną się tak nie manipuluje... Dobrze wiemy, że nic mu nie zrobisz-mówiła obojętnie.
-Ale czy na pewno...?-Draco machnął różdżką, a Blaise osunął się o parę metrów w dół. Przerażony wisiał w powietrzu całkowicie zdany na swoich "przyjaciół". Pansy z krzykiem podbiegła do balustrady.
-To nie jest śmieszne...
-A kto powiedział, że ma być?-spytał całkowicie poważnie. -Pansy, po cholerę ci ten kamień?-spytał.
-Nie twój interes...
-Masz rację-Blaise po raz kolejny spadł niżej.
-Chcę móc dzięki niemu negocjować!-wypaliła szybko z obawy przed upadkiem Zabiniego.
-Z kim?-spytał zaciekawiony Draco.
-Nie twoja spra.... CHCĘ MIEĆ WŁADZĘ NAD CAŁYM SPOŁECZEŃSTWEM!-zakryła usta zdając sobie sprawę, że za wiele powiedziała. Malfoy wybuchnął śmiechem, a Zabini wytrzeszczył z niedowierzania oczy. Pansy go oszukała.
-Kobieto! Po cholerę ci taka władza?!-spytał nieźle rozbawiony blondyn.
-Tak... tak po prostu-spuściła wzrok zdając sobie sprawę jak absurdalny był jej pomysł. Może i plan był dobry, ale co ona by z tym wszystkim zrobiła.
-A tobie Blaise-podszedł do balustrady krzycząc w dół w stronę "przyjaciela"-tobie co na mózg padło,  żeby chcieć ten kamień?!
-Nie mam pojęcia o czym mówisz!-odkrzyknął mu nieźle zdenerwowany.
-Ale, czy oby na pewno?-odparł rozbawiony jego uporem Ślizgon. Wyciągnął różdżkę gotów po raz kolejny opuścić przyjaciela.
-Daj spokój Draco! On o niczym nie wiedział! Powiedziałam mu, że jest dużo wart! Zależało mu tylko na kasie!-dziewczyna stanęła przed nim, próbując wyrwać mu różdżkę.
-Och Blaise! Czy mi się wydaję, czy nasza Pansy nie doceniła twoich możliwości?!
-Jasne, że nie!-krzyknął dając upust swoim emocją. Czuł się przez nią zdradzony mimo iż sam nie był lepszy.
-Chciałem rozkwasić o ścianę Bena i jego towarzyszy z Śmiertelnego Nokturnu...
Draco na samo wspomnienie mężczyzny zacisnął pięści.
-Z całym szacunkiem, ale Blaise miał dużo lepszy pomysł-oświadczył zwracając się w stronę Pansy. Uśmiechnął się, po czym sprawił, że Zabini na nowo znalazł się obok nich.
-Zabiję!-krzyknął zwracając się do nich wszystkich. Nie zrobiło to jednak na nich żadnego wrażenia, bo takie groźby słyszeli już niejednokrotnie.
-Mam pomysł. Zapomnijmy o tym co się stało-powiedział  Draco, który jako jedyny miał prawo to zaproponować.
-No... ale co z kamieniem?-spytała szczerze Pansy.
-Och! Nie wspominałem wam? Tak mi przykro... kamień został zniszczony przez Dumbeldore'a tydzień temu...
-CO?!-wrzasnęli jednocześnie.
-Właśnie dlatego proponuję rozejm-przypomniał zupełnie niewzruszony ich szokiem Draco. -Nie mamy już o co walczyć, a jesteście w miarę dobrymi kumplami...
-Ty nie lepszy-oburzyła się dziewczyna.
-Naprawmy to i na nowo zostańmy elitą tej szkoły-powiedział Blaise, któremu taka wizja bardzo się podobała.
-No ale, że co? Dajemy sobie czyste karty? Po tym co sobie zrobiliśmy?-Pansy nie bardzo mogła w to uwierzyć.
-No... chyba tak... Taka Ślizgońska, nowa przyjaźń-zaśmiał się Draco.
-No to jestem za-powiedziała z delikatnym uśmiechem na ustach.
Draco postanowił odnaleźć  i zdobyć prawdziwych przyjaciół. Bez wątpienia byli mu potrzebni. Jak każdemu z nas. Patrzył jak rozstają się w zgodzie. Widział ich szczere, prawdziwe uśmiechy. Tęsknił za nimi, tęsknił za przyjaźnią.

-Nic ci nie jest? Tak się o ciebie martwiłam...-powiedziała w końcu, Pansy gdy zniknęli z oczu Dracona.
-Słyszałem-odparł lekko urażonym tonem.
-Słuchaj... ja przepraszam-powiedziała lekko zawstydzona, co było rzadkim widokiem. -Wiesz, ja nawet w końcu nie chciałam tego kontynuować...
-Niby dlaczego?-spytał wyraźnie zaintrygowany.
-Bo, bo jesteśmy przyjaciółmi! I zależy mi na tobie. Myśl, że cię tak okłamuję...
-Przestań udawać, Pansy. Obydwoje na siebie lecimy-przerwał jej Blaise, zatykając jej usta pocałunkiem. Stali w pustym korytarzu, mocno ze sobą zwarci. Dziewczyna oparła dłonie na jego torsie, delikatnie muskając jego wargi. Zabini objął ją w pasie, gładząc po policzku. Tak... to był dzień pełen emocji. Jeden dzień wystarczył, by odzyskali dawną przyjaźń, odszukali miłość i zdobyli własne zaufanie. Skazani na swoje towarzystwo, zaczęli się doceniać. Dawna niechęć przemieniła się w przyjaźń, a potem gorącą miłość. Jak to mówią, wszystko jest możliwe...

6 komentarzy:

  1. hahahaha xD Pansy i Blaise ! :D
    mua :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny rozdzialik. ,już dużo rzeczy jest załatwionych.Teraz tylko pozbyć się Voldka i Lucka :) czekam ze niecierpliwością na NN ;)
    Pozdrawiam
    Pisarka Mel

    OdpowiedzUsuń
  3. rozwalił mnie tekst pozbyć się Voldka i Lucka !! ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. <3 po raz pierwszy na tym blogu polubiłam Blaisa *-*

    OdpowiedzUsuń
  5. Zabini i Parkinson nieźle xd. Choć już czułam że że.sobą będą xd.
    H A R I E T T A

    OdpowiedzUsuń